PolskaNarodowy Fundusz Zdzierców

Narodowy Fundusz Zdzierców

Narodowy Fundusz Zdrowia "wyeliminuje mechanizmy blokujące dostęp ubezpieczonych do świadczeń zdrowotnych" - zaklinał się na początku 2002 r. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Rok później premier Leszek Miller poganiał prezydenta, by podpisał ustawę powołującą NFZ, gdyż "skończyć trzeba ze stanem tymczasowości". Aleksander Kwaśniewski ustawę podpisał 17 lutego 2003 r., choć Wiktor Masłowski, jego doradca ds. ochrony zdrowia, ostrzegał, że w sytuacji gdy obywatel nawet nie wie, co mu się należy w ramach ubezpieczenia, ustawa niczego nie zmieni. Dziś nie ma już wątpliwości, że "ta reforma była nieprzygotowana pod każdym względem, tak koncepcyjnie, jak i organizacyjnie", jak stwierdza najnowszy raport NIK.

Nie poprawiła ani jakości opieki medycznej, ani sytuacji zakładów opieki zdrowotnej. Nie udał się też powrót do centralnego sterowania, jakim okazał się Narodowy Fundusz Zdrowia. NIK zarzuca funduszowi, że wydał ponad 3 mld dolarów naszych składek z naruszeniem prawa, a jest to więcej, niż wydajemy na refundację leków! W 2001 r. wykazywano finansowe nieprawidłowości aż w 81 proc. szpitali. Dziś jest jeszcze gorzej. Z najnowszych ustaleń wynika, że NFZ z powodu najróżniejszych przekrętów i niedbalstwa szpitali traci około 5 proc. z 33 mld zł rocznego budżetu, czyli 1,7 mld zł. W rzeczywistości wyłudzeń może być nawet dwukrotnie więcej - prawdopodobnie ponad 3 mld zł. Wykryto na przykład, że spośród 177 stacji dializ, które objęto całościową kontrolą, aż 72 oszukiwały i wyłudziły w sumie 8 mln zł. To oznacza, że w 2004 r. pracownicy służby zdrowia oszukali każdego Polaka mniej więcej na 100 zł

Zaraza kart chorobowych

Kontrola w szpitalach, której wyniki "Wprost" otrzymał z 16 oddziałów NFZ, wykazała, że Polskę dotknęła epidemia groźnych chorób na skalę światową, na szczęście jedynie na papierze. W Wielkopolsce przychodzi na świat tylko kilka procent zdrowych dzieci, pozostałe - według kart chorobowych - z poważnymi wadami zaraz po porodzie trafiają na oddział intensywnej terapii. W niektórych warszawskich szpitalach niemal połowa noworodków ma zakażenie bakteryjne! W Małopolsce większość dzieci rodzi się z hiperbilirubinemią, schorzeniem wątroby wymagającym kosztownego leczenia przy użyciu naświetlań specjalnymi lampami. - Czasem w sprawozdawczości leczenia wykrywane są braki formalne, wynikające z niechęci do biurokracji, czasem dopisuje się procedury terapeutyczne, by ratować budżet, ale zdarzają się nadużycia kryminogenne, które kończą się aresztowaniami - mówi Piotr Latawiec, dyrektor podkarpackiego oddziału NFZ.

W bydgoskim szpitalu zakaźnym w ciągu 14 miesięcy hospitalizowano 200 chorych na AIDS (poprzednio dziesięć razy mniej), za których szpital zażądał od NFZ 3,1 mln zł! Prokuratura podejrzewa, że większość pacjentów była w szpitalu tylko kilka godzin (pobrano im krew i wydano leki), wielu było nosicielami HIV, a nie chorymi na AIDS (stawka jest wtedy mniejsza). Pewien chory na raka był 87 razy u onkologa, inny leżał jednocześnie na kilku oddziałach. W Warszawie 82-letniemu mężczyźnie zrekonstruowano pierś, później poddano go stosowanemu wyłącznie u noworodków badaniu słuchu (leczenie wyceniono na 20 tys. zł). W Wielkopolsce u pewnej kobiety wykonano o tej samej godzinie siedem cesarskich cięć, innemu pacjentowi 13 razy wycięto ten sam guz mózgu. W Świętokrzyskiem za 108 tys. zł leczono 287 osób, choć mijały kolejne rocznice ich pogrzebów. W jednym z kieleckich szpitali znaleziono 64 podwójne skierowania (od lekarza rodzinnego i z przychodni przyszpitalnej), a 200 pacjentów leczyło się równocześnie w szpitalu i
oddalonej o 100 km przychodni. Wpisywanie w karcie choroby fikcyjnego leczenia jest tak nagminne, że większość lekarzy i dyrektorów szpitali nawet nie odwołuje się od decyzji kontrolerów. Szpital w Opatowie musi zwrócić 174 tys. zł za przerabianie w sprawozdaniach prostych zabiegów na skomplikowane i kosztowne. W województwie zachodniopomorskim w 2004 r. NFZ zażądał zwrotu 600 tys. zł, w małopolskim - 450 tys. zł, w opolskim aż 2,5 mln zł, w Wielkopolsce prawie 1,5 mln zł (w I półroczu 2005 r. - 3,394 mln zł!), w świętokrzyskim 2,938 mln zł.

Rozpad całego systemu

- Taki scenariusz rozpadu systemu ochrony zdrowia przewidywałem już kilka lat temu - mówi prof. Jacek Ruszkowski, szef Centrum Zdrowia Publicznego Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. Jego zdaniem, na dzisiejszą sytuację złożyła się suma błędów, a raczej zaniechań kolejnych rządów, które nie chciały uregulować systemu ochrony zdrowia zgodnie z zasadami rynku. W efekcie Polska ma jeden z najsłabszych systemów kontroli wydatków na służbę zdrowia, a NFZ jest coraz bardziej bezradny wobec epidemii szpitalnych przekrętów. Budżet w wysokości ponad 33 mld zł kontroluje w Polsce 200 specjalistów - mniej niż kontrolerów biletów komunikacji miejskiej w Warszawie! W zachodniopomorskim oddziale NFZ zamiast 19 kontrolerów pracuje 10. Podobnie jest w innych regionach, pamiętać jednak należy, że źle funkcjonującemu, bo pozbawionemu konkurencji, systemowi opieki medycznej nie pomoże żadna liczba kontrolerów. W tej sytuacji o wykryciu nadużyć często decyduje przypadek. Tak stało się w
wypadku kosztownego zabiegu ginekologicznego osiemnastoletniej dziewczyny, córki jednego z pracowników oddziału NFZ, która nigdy nie była operowana!

Iwona Konarska

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)