Naród wybrał, naród ma
Ukraina nie miała spokojnych Świąt. Polska też nie, ale z innych powodów. My tak, a nie inaczej korzystamy z demokracji, u nich się ciągle wykluwa i nie wiadomo, jak będzie wyglądać. Polsce się udało, chociaż wcale nie musiało. Ukrainie też nie musi.
11.04.2007 | aktual.: 17.04.2007 12:37
Obecna lekcja ukraińska przypomina trochę naszą polską lekcję demokracji, którą nieźle, mimo wszystko, odrobiliśmy. Nasza demokracja rodziła się w bólach i nie najładniej, ale przyszła na świat i to z pełnymi tego konsekwencjami, nawet kosztem własnych wyobrażeń, dobrych chęci czy oczekiwań. Bo taka jest natura demokracji. Gdybyśmy tak samo budowali III RP, jak dziś buduje się tzw. IV RP różnie mogło być. Na szczęście, Polacy przetrwali trudny czas, wykazali się narodową mądrością, chociaż rozgoryczenia nie brakowało. Trzeba było przecież miły monopol wolnościowy, solidarnościowy zastąpić pluralizmem i partiami politycznymi. Rozpadł się blok komunistyczny, Układ Warszawski, pozrywano całą współpracę gospodarczą. W Polsce i naokoło stacjonowały „przyjacielskie” wojska sowieckie. A cierpliwość Polaków też nie była najmocniejsza. Trzeba było strajki gasić, ludziom tłumaczyć sytuację, sprawy załatwiać, a na świecie mówić jednym głosem, chociaż po kostkach kopali swoi.
A dzisiaj tylko słyszę, że nie rozliczyłem przeszłości, że nie osądziłem, nie ukarałem, że oddałem wszystko demokracji zamiast ręcznie trochę posterować. Jak w takich warunkach miałem lustrację robić, makulaturę esbecką układać? Dzisiejsi apostołowie lustracyjni i wyznawcy wątpliwej rewolucji moralnej wtedy siedzieli cicho. Bali się funkcji i odpowiedzialności, a jak dostali jakieś narzędzia to albo nie zrobili z nich użytku, albo zmarnowali.
Zdrowy rozsądek wygrywał w Polsce z paranojami i urojeniami. I właśnie dlatego wszystko przebiegło dość spokojnie, nie tak radykalnie. Nikt nie mówił o podziale Polski na dwie odrębne. Był historyczny podział na postkomunę i postsolidarność, ale w sprawach ważnych, w tożsamości byliśmy jedno. Nowy podział zaostrzył się jakieś półtora roku temu, ktoś powiedział: Polska solidarna i liberalna, nadużywając tego pierwszego określenia. Wskazał: ci są lepsi, bo z nami, tamci gorsi, bo nie z nami. I podziały skutecznie utrwala. Mamy agentów, walkę, szczucie, mamy „nas” i „ich”. Paradoks historii polega na tym, że mieści się to wszystko w demokracji, to jej prawo. Daliśmy jej dobre podstawy, porządnie przeszliśmy lekcję demokracji i musimy akceptować jej wyroki. Naród wybrał, naród ma. Przez te trudne i niebezpieczne czasy udało się nam przejść bez większego szwanku. Mało tego, otworzyliśmy sobie drogę na salony europejskie, do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dziś już tak nie słychać tych unijnych sceptyków, którzy
też zasilają szeregi PiS. Tylko straszyć potrafili i tak im zostało. Nie chcą widzieć, że nam się udało. Chcą wszystko burzyć, chcą pisać historię na nowo, ludzi dzielić, bo wtedy łatwiej nimi manipulować.
Dziś na Ukrainie obserwujemy rozgrywkę poważniejszą, chociaż też ciągle w granicach demokracji. Za Kuczmy taka sytuacja albo nie byłaby możliwa, albo zakończyłaby się zmianą systemu. I tak się stało w czasie Pomarańczowej Rewolucji, a to musiało mieć konsekwencje, naród musiał zapłacić rachunki. Teraz już nie musi zmieniać systemu, musi i może właściwe wybrać. Przestrzegałem, że po entuzjazmie rewolucyjnym, po tym zrozumiałym zapale przyjdzie codzienność, trudna, niewdzięczna. I to normalne. Takie są prawidłowości. Polska też u początku demokracji została zostawiona sama sobie i to w gorszych okolicznościach, ale udało się nam przez to przejść, a przecież nie brakowało zawirowań, trzeba było się zmagać z resentymentami za komuną, z żądzą odwetu i teoriami spiskowymi. Nam się udało i będę powtarzać to do znudzenia, bo możemy być z siebie dumni. A co w Polsce dziś mamy? Sztuczną rewolucję, pokazówki i paranoje małych ludzi w dużych butach, którzy już tak daleko w nich zabrnęli, że teraz to już tylko mogą
wykonywać jakieś nerwowe ruchy i naprawiać swoje błędy. Czasu akurat wystarczy do końca kadencji, a i kolejne rządy da się nimi obdzielić. Dobry przykład to lustracja, którą mają poprawić zanim zadziałała, bo nagle zorientowali się, że odkrywają przez nią wszystkie aktywa wywiadowcze.
Polsce się mimo wszystko udało. Ukrainie nie musi się udać. Jeśli zwycięży tendencja antyzachodnia, postsowiecka, to na dobre utracimy Ukrainę, nie odzyskamy jej dla Europy. I demokracja tamtejsza pozostanie koślawa, czyli żadna. Czas się otrząsnąć, bo poważne są wyzwania przed nami, przed sąsiadami, przed Unią. Zostawmy stereotypy, uprzedzenia i kompleksy, którymi raczeni jesteśmy od miesięcy. Znów powtórzę, przecież żyjemy w świecie naczyń połączonych i dobro naszego sąsiada jest naszym dobrem. Może obecna władza wreszcie przejrzy na oczy i nie zniszczy wszystkiego z naszego dorobku, z którego przede wszystkim młodzi ludzie potrafią dobrze korzystać.
Na szczęście, niektóre środowiska zaczynają się otrząsać, po tych ostatnich razach. Po tych głosach wielce zatroskanych o Kościół, że ma się oczyścić, że ma osądzać i skazywać, hierarchia mocniej zabrała głos. Wychodzi z narożnika zastawionego przez zimnych graczy politycznych i opętańców lustracyjnych. Przypomina, że dochodzenie, śledztwa i osąd to nie misja i powołanie Kościoła. Pokazuje, jak boleśnie i bezwzględnie w tej całej walce zagubiony został człowiek, że przecież obowiązuje nas zasada nowotestamentowa o przebaczeniu, a nie ta stara: „oko za oko, ząb za ząb”. To mocny, ważny głos. Głos rozsądku i opamiętania. Prawdziwy katolicki głos w naszym podzielonym ostatnio domu! Niech wreszcie dotrze do tych, do których jest kierowany!
Prezydent Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski