Naprawiono małe serce
Dziewczynka urodziła się z nieprawidłowo położonymi aortą i tętnicą płucną. Poznańscy kardiochirurdzy zoperowali wczoraj noworodka spod Turka w siódmej dobie życia.
21.09.2004 | aktual.: 11.06.2018 15:01
Operacja trwała prawie siedem godzin i w świecie medycznym zaliczana jest do najtrudniejszych na świecie. Dziecko urodziło się z wadą polegającą na przestawieniu aorty w miejsce tętnicy płucnej. Dotleniona krew zamiast zasilać serce, płynie w przeciwnym kierunku! Ten błąd natury trzeba naprawić. Dokonał tej sztuki zespół poznańskich kardiochirurgów dziecięcych, którzy z takimi i z innymi wadami serca operują dzieci z trzech województw północno-zachodniej Polski.
Od znieczulenia do hipotermii
Sandra miała wiele szczęścia. Rodzice dziewczynki mieszkają w małej wsi w powiecie turkowskim. Lekarze odbierający dziecko w szpitalu w Turku nie mieli wątpliwości, że potrzebna jest natychmiastowa pomoc w Poznaniu. Noworodek błyskawicznie trafił do specjalistów poznańskich. Jego wada została trafnie rozpoznana: – Nieprawidłowe, czyli odwrotne ułożenie aorty i tętnicy płucnej powoduje, że dziecko jest niedotlenione od pierwszych godzin życia. Trzeba dokonać przeszczepienia w pierwszych dniach po urodzeniu – mówi prof. Michał Wojtalik, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej AM w Poznaniu. Zabieg został wyznaczony na wczoraj.
Zanim prof. M. Wojtalik wszedł na salę operacyjną, upłynęły trzy godziny przygotowań: – Znieczulenie, intubacja, nakłucia, podłączenia do monitorowania – to wszystko wymaga niemal tyle czasu, ile sam zabieg – wyjaśnia dr Magdalena Kilanowska, anestezjolog. Lekarze Maciej Piaszczyński i Rafał Bartkowski też byli od samego rana. Podobnie instrumentariuszki: Ewa Hudlińska i Monika Stolarek. Kiedy wchodzimy na salę, serce Sandry ciągle jest zaopatrywane ,,niedobrą” krwią pozbawioną tlenu. Dopiero gdy temperatura ciała dziewczynki obniży się do 23 st. C, a krążenie przejmie urządzenie, do akcji wchodzi profesor: – Profesor wykona teraz najtrudniejszą robotę – mówi szeptem doktor M. Kilanowska.
Serce kurczaczka
Dotykam główki dziecka. Jest bardzo chłodna. Mogę też obejrzeć maleńkie serduszko, jak u kurczaczka, które na trudne godziny operacji zostaje pozbawione własnego krwioobiegu. Dopiero teraz widać, jak wielkiej precyzji i wprawy wymaga ,,switch” (po polsku: przełożenie), jak z angielska nazywają tę operację lekarze. Wydaje się, że to proste: odciąć aortę i tętnicę, a potem zamienić je miejscami. Tę fachową wiadomość uzupełniam w myślach niewielkimi rozmiarami serca i naczyń, które trzeba tak zszyć, aby bez zarzutu służyły dziecku, a później dorosłemu człowiekowi. Poznański kardiochirurg bez opuszczania swojego miejsca przy stole operacyjnym, będzie tak ,,dziergał” trzy i pół godziny. Cały czas w napięciu pracuje cały zespół – asystujący lekarze, pielęgniarki, perfuzjonistki (aparat płuco-serce), anestezjolog. Razem 12 osób!
– Wszystko zrobione. Teraz będziemy się modlić o zdrowie dziecka przez pierwsze 2-3 dni. Najtrudniejszy będzie pierwszy dzień po operacji – mówi prof. Michał Wojtalik, skończywszy przeszczepianie aorty i tętnicy w pełnej hipotermii (przy temperaturze 23 st. C ciała) i przy zatrzymanym krążenia.
Maleńki pacjent, noworodek ważący 3 kg, przez kolejne półtorej godziny pozostał jeszcze na sali operacyjnej. Trzeba było przywrócić prawidłową ciepłotę ciała i ,,uruchomić” zatrzymane krążenie. Krew po raz pierwszy od urodzenia popłynęła już właściwie – tętnicą z prawej komory serca do płuc i z lewej komory do aorty. Sześć godzin temu było całkiem odwrotnie.
Trudne operacje
W Polsce ,,switche”, czyli operacje kardiochirurgiczne polegające na przełożeniu aorty i tętnicy wykonywane są na najwyższym poziomie światowym. Specjalizują się w tym trzy ośrodki, w tym klinika w Poznaniu. Pierwszy taki zabieg przeprowadzono w Zabrzu, gdzie praktykował prof. Michał Wojtalik, który operuje w Poznaniu od 1997 r.
Danuta PAWLICKA