Najstarszej polskiej gazecie w Europie Zachodniej grozi upadek
"Dziennikowi Polskiemu" - najstarszej polskiej gazecie w W.Brytanii i Europie Zachodniej, ukazującej się nieprzerwanie od 1940 roku (do 2003 pod nazwą "Dziennik Polski - Dziennik Żołnierza") - grozi upadek z powodu trudności finansowych i spadku czytelnictwa.
15.10.2005 | aktual.: 15.10.2005 17:53
Sytuacja ta niepokoi dwie czołowe organizacje polonijne: Zjednoczenie Polskie i Stowarzyszenie Polskich Kombatantów (SPK), których prezesi Jan Mokrzycki i Mieczysław Jarkowski wraz z prezesem Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK) Olgierdem Lalko wystosowali dramatyczny apel.
W liście otwartym, w którym zapraszają na otwartą dyskusję nad przyszłością "Dziennika", piszą o widmie bankructwa.
"PFK (Polska Fundacja Kulturalna - wydawca pisma) jest w przededniu bankructwa, wywołanego błędami w zarządzaniu i niegospodarnością. Błędy Prezesa - Dyrektora PFK, jak i całego Zarządu Powierniczego (społecznej rady nadzorczej), a także niechęć do powiększenia podstawy społecznego wsparcia i kontroli nad majątkiem i pracą Fundacji są głównymi powodami tak krytycznej sytuacji" - piszą w liście Mokrzycki, Jarkowski i Lalko.
"Dziennik" - jak zauważają autorzy apelu - jest własnością społeczną, co zdaniem publicystki pisma Krystyny Cywińskiej jest jednym z powodów jego obecnego trudnego położenia.
"Gdyby 'Dziennik' - napisała w swoim felietonie - był prywatną własnością, być może nie miałby aż takich finansowych trudności. A ma je między innymi dlatego, że jest 'własnością społeczną'. Czyli wszystkich i niczyją (...) Gdyby 'Dziennik' był własnością prywatną, czy spółką akcyjną, właściciele czy akcjonariusze siedzieliby mu na karku i kasie".
Trudności finansowe "Dziennika" pogłębiły się po 1989 roku, gdy PFK po zniesieniu cenzury w Polsce przestała wytrzymywać konkurencję z wydawnictwami w kraju, a tym samym nie mogła subsydiować gazety ze sprzedaży książek.
Poważny kryzys finansowy w "Dzienniku" i jego weekendowej mutacji, "Tygodniu Polskim", powstał w latach 1995-98 i został chwilowo zażegnany sprzedażą siedziby redakcji, która przeniosła się do wydzierżawionych pomieszczeń.
W 2002 roku PFK podjęła decyzję o sprzedaży własnej drukarni (Caldra House)
, co przyniosło jej netto 475 tys. funtów.
Działania te nie powstrzymały jednak spadku czytelnictwa, widocznego zwłaszcza po 2001 roku.
Wierni czytelnicy "Dziennika" i "Tygodnia" wykruszali się, a imigranci z Polski poprzestawali na telewizji "Polonia" lub Internecie. Dzięki dostępności tytułów prasy polskiej w Anglii pozostali przy nawykach czytelniczych wyniesionych z kraju bądź też zakładali własne tytuły.
Sytuacja finansowa PFK pogorszyła się dramatycznie od początku roku, w który wydawnictwo weszło z sumą 256 tys. funtów na plusie, by po niespełna półroczu osiągnąć deficyt w wysokości 113 tys. funtów.
Powodem były wydatki na nową koncepcję i szatę graficzną "Tygodnia Polskiego", który zamknięto w lipcu.
"Potrzeba nam 'spółki akcyjnej' składającej się z organizacji, którym zależy na polskiej prasie, które są z nią związane historycznie i posiadają finanse" - napisała powierniczka PFK Eugenia Maresch.
Zasadniczo widzi ona tylko dwie drogi do uratowania "Dziennika": "Albo odnaleźć tysiąc dodatkowych czytelników, albo zdobyć sto płatnych reklam tygodniowo".
"W naszym zgrzybiałym światku tylko dawka finansowej viagry może +Dziennik+ ożywić. Dawkowana zgodnie z biznesplanem" - napisała Cywińska, jednak bez wskazania, gdzie owej "finansowej viagry" szukać.
Andrzej Świdlicki