Mladić zmienia przyszłość Serbii
Serbia i Czarnogóra od czasu zakończenia wojny domowej w byłej Jugosławii boryka się z problemem zbrodniarzy wojennych. Choć kwestia ta dotyczy także Bośni i Hercegowiny, czy Chorwacji, to jednak właśnie o Serbii w światowych mediach mówi się zawsze najgłośniej. Być może jest to zasługą tego, że w 1999 roku to właśnie Serbia stała się obiektem bombardowań NATO, a być może po prostu w tym kraju problem zbrodniarzy wojennych jest najbardziej widoczny.
09.05.2006 | aktual.: 09.05.2006 12:43
Zaledwie przed kilkoma miesiącami zmarł Slobodan Miloąević, dawny przywódca Jugosławii, a później już samodzielnej Serbii, przekazany w 2001 roku w ręce Trybunału w Hadze, gdzie miał zostać osądzony za przestępstwa jakie popełnił w latach 1990-1999 na terenie Serbii, Chorwacji, Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa. Zmarł jednak przed zakończeniem procesu. Podobnie było też z przywódcą chorwackich Serbów Milanem Babiciem. Listę zbrodniarzy wojennych, zarówno tych większego jak i mniejszego kalibru, można by wymieniać bardzo długo. Równie długa byłaby lista tych, którzy już nie żyją, jak i tych, którzy nie zostali jeszcze schwytani.
Jednak to właśnie dwoje największych rzeźników tamtych lat – Ratko Mladić i Radovan Karadžić pozostają solą w oku europejskiego wymiaru sprawiedliwości.
Warto przypomnieć sobie zamieszanie, jakie powstało w mediach 21 lutego, kiedy w świat poszła plotka; najpierw o zatrzymaniu generała Mladicia, a później o prowadzonych z nim negocjacjach. Jak pokazały kolejne dni żadna z tych wiadomości nie okazała się prawdziwą. Był to natomiast moment, który skłonił społeczność międzynarodową do wyznaczenia ostatecznego terminu przekazania Mladicia pod jurysdykcję Trybunału. Terminem tym był ostatni dzień kwietnia tego roku, a że nie został dotrzymany, przesunięto go do 10 maja.
Warto jednak spojrzeć na całą tą sytuację z nieco innego punktu widzenia. Trudno bowiem oceniać, czy Mladić zostanie w końcu zatrzymany i przekazany do Hagi, czy też cała procedura będzie ciągnąć się w nieskończoność. Pozostaje faktem, że z upływem kwietniowego terminu zatrzymania Unia Europejska zawiesiła negocjacje akcesyjne z Serbią i Czarnogórą. Jak na razie zawiesiła, choć możliwe, że z chwilą kiedy sytuacja pozostanie bez rozwiązania rozmowy te zostaną zupełnie zerwane.
Pikanterii całej sprawie dodaje kontekst polityczny w samej Serbii i Czarnogórze, która obecnie znajduje się w gorącym okresie poprzedzającym referendum, w którym mieszkańcy Czarnogóry zadecydują, czy chcą dla siebie niepodległości, czy też wolą pozostać w unii z Serbią. Już w zeszłym tygodniu czarnogórski premier-entuzjasta uzyskania niepodległości, Milo Djukanović wyraźnie podkreślał, że jego republika nie ma nic wspólnego ze zbrodniarzami wojennymi. Okazuje się więc, że zerwanie rozmów akcesyjnych z UE i groźba oddalenia się od członkostwa w tej organizacji może stanowić cenną kartę przetargową w ostatnich dniach kampanii. Pytanie tylko, czy będzie to argument, który zadecyduje o zwycięstwie opcji popieranej zazwyczaj tylko przez kręgi rządzące Czanorgórą, czy też okaże się, że republika nadal pozostanie połączona unią z Serbią.
Dziesiąty maja przypada już jutro. Jednak wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny termin ten pozostanie tylko następną datą, która nie przyniosła żadnych zmian. Zarówno serbskie służby specjalne, jak i władza podkreślają, że robią wszystko, aby wywiązać się z nałożonych nań zobowiązań, choć jak widać starania te nie przynoszą żadnego skutku. Powstaje tylko pytanie, jak długo będzie utrzymywał się taki bieg wydarzeń i jak wpłynie on na przyszłe stosunki spadkobierców dawnej Jugosławii z resztą Europy. A odpowiedzi na tak postawiony problem może udzielić nam tylko nadchodząca przyszłość.
Łukasz Wieczorek