PublicystykaMarcin Makowski: Donald Tusk ma coraz mniej czasu. A na szali jego największy atut; wizerunek tego, który "zatrzyma PiS"

Marcin Makowski: Donald Tusk ma coraz mniej czasu. A na szali jego największy atut; wizerunek tego, który "zatrzyma PiS"

Szef Rady Europejskiej ma powody do zadowolenia. W rankingu zaufania do polityków kolejny raz znalazł się na czele, równocześnie przypominając o swoich prezydenckich aspiracjach. Czasu na decyzje pozostaje jednak coraz mniej, a raz rozbudzone nadzieje mają swoje konsekwencje. Rubikon, za którym brak udziału wyborach 2020 obyłby się bez strat, został przekroczony.

Marcin Makowski: Donald Tusk ma coraz mniej czasu. A na szali jego największy atut; wizerunek tego, który "zatrzyma PiS"
Źródło zdjęć: © East News | BARTOSZ KRUPA
Marcin Makowski

Najpierw spacer po krakowskim rynku i wykład na temat chrześcijańskich korzeni Europy, w którym najmniej było o chrześcijaństwie, a najwięcej o moralnym imperatywie trwania przy Unii. Później przesłuchanie przed komisją ds. afery Amber Gold i 6-godzinny czas antenowy, wykorzystany przez byłego premiera niczym expose, wygłoszone przed oficjalnym powrotem do krajowej polityki. Następnie wywiad w ”Wyborczej”, z okładki którego Donald Tusk ogłosił, że ”jeszcze wszystko jest do odwrócenia”, a odnośnie ewentualnej prezydentury wymownie milczał.

Strategia powrotu

Kropką nad i okazały się ”Igrzyska Wolności” w Łodzi, podczas których Tusk wezwał do powstrzymania ”współczesnych bolszewików” oraz nakreślił ramy autorskiej wizji geopolityki, w której jedynie Bruksela może stanowić gwarant stabilności w sytuacji resetu polityki międzynarodowej, dokonywanego przez Stany Zjednoczone wchodzące na kurs kolizyjny z gospodarczą oraz militarną ekspansją Chin. Wisienka na torcie to obchody 100-lecia odzyskania niepodległości, które szef Rady Europejskiej spędził w Warszawie, składając wieńce wspólnie z Grzegorzem Schetyną przy pomniku Józefa Piłsudskiego oraz miejsce w piątym rzędzie podczas oficjalnych uroczystości, w którym usadziła go władza powołując się na protokół dyplomatyczny.

Z jednej strony Donald Tusk wyraźnie wzmacnia zatem swoją narrację, klaruje wątki na których chciałby się skupić podczas ewentualnej kampanii prezydenckiej. Z drugiej natomiast w konfrontacji z rządem Prawa i Sprawiedliwości przyjmuje taktykę ”cierpliwego znoszenia razów”, która długofalowo działa na jego korzyść. Przecież występując bez pełnomocnika przed komisją ds. Amber Gold, de facto doprowadził do przekierowania dyskusji nie tyle na kwestie własnych zaniedbań, co współczucia wobec jego syna, który został w całą aferę przy okazji OLT Express po prostu wplątany, a jego jedynym grzechem był fakt, że ”chciał realizować marzenia”.

Tusk na prezydenta. A co, jeśli się nie zdecyduje?

Trudno nie łączyć tych wydarzeń, z których coraz wyraźniej zaczyna się układać obraz świadomego i konsekwentnego wkraczania do polskiej polityki. Jeśli przy okazji nie jest się obciążonym konsekwencjami sprawowania władzy - naturalna charyzma, odwoływanie się do kochanej przez Polaków Unii (87 proc. respondentów uważa, że nasza przynależność do tego sojuszu jest korzystna) i umiejętne operowania aluzjami personalnymi, siłą rzeczy musi się przełożyć na wzrost zaufania. Dowodem na ten trend jest sondaż IBRiS-u dla Onetu, w którym Tusk kolejny raz wskoczył na fotel lidera zaufania Polaków, którym skłonni są darzyć polityków. Przed Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim, oraz w gronie czterech liderów, którym więcej osób ufa, niż nie darzy zaufaniem. Trzech innych to Władysław Kosiniak-Kamysz, również Andrzej Duda i Robert Biedroń.

I teraz pytanie, które jest konsekwencją podobnego stanu rzeczy. Co Donald Tusk z tym rozbudzonym zaufaniem (47,7 proc.) zrobi? Jak daleko jest wstanie popłynąć na fali ”lunatycznego Polexitu”, przed którym ostrzega Polaków, kreując się na jedynego wiarygodnego obrońcę europejskiego status quo, który dzięki międzynarodowym kontaktom będzie w stanie odbudować nadszarpnięte zaufanie? Nie da się przecież w nieskończoność wysyłać sygnałów do potencjalnych wyborców, utrzymywać ich w gotowości, podsycać ciekawość, angażować się w obecne partyjne rozgrywki a później… no właśnie. Nie wystartować? W tym sensie Donald Tusk przekroczył już Rubikon, za którym nie da się uciec od startu w wyborach prezydenckich 2020 roku, bez poważnych strat wizerunkowych oraz oskarżeń o tchórzostwo.

Gra o własną twarz

Równocześnie nie jest tajemnicą, że Tusk cały czas przed ostateczną decyzją o starcie się waha. Sonduje swoje szanse, sprawdza sondaże poparcia - i jak mówią ludzie mu bliscy - nie wkroczy do walki, jeśli nie będzie pewny zwycięstwa. W końcu druga przegrana w wyborach prezydenckich, i to jeszcze przy akompaniamencie narracji o ”zbawcy na białym koniu”, byłaby dla szefa Rady Europejskiej katastrofą.

W tej chwili stoi on zatem nie tyle przed decyzją ”czy” rzucić wyzwanie Andrzejowi Dudzie, ale ”kiedy” i ”jak” to zrobić. Każdy inny obrót sytuacji byłby rysą na najcenniejszej dla Donalda Tuska rzeczy - własnym starannie pielęgnowanym wizerunku tego, który zatrzyma PiS, i - jak sam stwierdził - "wszystko jeszcze odwróci".

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
donald tuskwybory prezydenckieAndrzej Duda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)