Marcin Makowski: Czy Polska mogła wygrać we wrześniu 1939? Tak, ale tylko pod jednym warunkiem
Kolejne pokolenia historyków zadają sobie to samo pytanie: czy we wrześniu 1939 r. Polska mogła pokonać niemiecką III Rzeszę? Brutalna prawda brzmi następująco: mogliśmy, ale było jedno "ale" - nasi sojusznicy. Gdyby Francja i Wielka Brytania wywiązały się z traktatów, Hitler przegrałby na starcie. Nie wierzycie? Popatrzcie w liczby.
Gdy 5 maja 1939 r. minister spraw zagranicznych Józef Beck wypowiadał w Parlamencie słowa o ”Polsce, która nie zna pojęcia pokoju za wszelką cenę”, od wojny nie było już odwrotu. Niemiecka III Rzesza wypowiedziała Rzeczpospolitej pakt o nieagresji, by następnie 23 sierpnia podpisać tajny pakt Ribbentrop-Mołotow, stanowiący plan rozbioru naszego kraju we współpracy z ZSRR.
Zobacz także: Historica: Czy Polska mogła obronić się przed III Rzeszą i ZSRR?
Znacznie wcześniej hitlerowskie Niemcy przestawiły jednak całą gospodarkę na jeden cel - stworzenie pancernej i powietrznej armii, zdolnej zmieść przeciwnika za pomocą jednego, szybkiego i decydującego uderzenia - ”Blitzkriegu”. To nauczka wyciągnięta przez sztabowców z pozycyjnej i kosztującej miliony ofiar I wojny światowej. Wraz z kolejną rocznicą tamtych tragicznych wydarzeń, nieuchronnie wracają pytania ”co by było, gdyby”.
Czy Polska i jej sojusznicy mogliby we wrześniu 1939 roku odeprzeć nazistowską i sowiecką inwazję, a może od początku była to walka, której ówcześnie nie dało się wygrać? Gdyby wojny wygrywała jedynie przewaga liczebna, a nie taktyka i dyplomacja, odpowiedź na to pytanie byłaby prosta: tak, Alianci mogli zakończyć wojnę, zanim ta na dobre by się rozpoczęła.
Papierowi "sojusznicy"
8 czerwca 1946 r., dokładnie 13 miesięcy po kapitulacji III Rzeszy w Remis, ulicami Londynu przemaszerowała ogromna parada wojskowa zachodnich Aliantów, zakończona spektakularnym pokazem sztucznych ogni. W kolumnie, która wyruszyła z Regent’s Park, znajdowali się m.in. żołnierze Czechosłowacji, Grecji, Holandii, Luksemburga, Brazylii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Australii.
Nie było wśród nich Polaków, choć podczas wojny ponad 200 tys. naszych rodaków służyło pod auspicjami brytyjskiego Najwyższego Dowództwa. Churchill, świadomy antysowieckiego nastawienia Polskiego Rządu na Uchodźstwie, miał do wyboru dwa scenariusze: uczciwy i pragmatyczny. Wybrał ten drugi. Unikając zaostrzenia i tak napiętych relacji ze Stalinem, zaprosił oficjalną reprezentację powstałego po ustaleniach jałtańskich Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.
Zobacz także: Historica: Najwięksi zwycięzcy i przegrani II wojny światowej
Międzynarodowy skandal, który wybuchł po tym, jak informacja o niezaproszeniu do parady polskich sił zbrojnych na zachodzie dostała się do prasy, zmusił Londyn do złożenia kompromisowej propozycji. Obok namaszczonych przez komunistów polskich polityków i żołnierzy, pomaszerować mieli również piloci, którzy sześć lat wcześniej jak lwy bili się z Luftwaffe o niebo nad Wielką Brytanią.
Oczywiście propozycja taka nie mogła zostać przez żadną ze stron przyjęta, dlatego ostatecznie parada, która miała celebrować ''dzień zwycięstwa'', była smutnym pokazem brutalności polityki międzynarodowej, w której Polska stanowiła geopolityczne piąte koło u wozu.
Nie inaczej było we wrześniu 1939 roku. Wtedy również dyplomatyczne kalkulacje okazały się silniejsze od przyzwoitości i starych sojuszy.
Aby uwiarygodnić tezę mówiącą, że globalny konflikt dałoby się zdusić w zarodku, gdyby tylko Zachód działał zgodnie z tym, co obiecał, potrzebne będzie jednak zerknięcie w statystyki. Zgodnie z prawdą, 1 września II Rzeczpospolita nie stała wobec agresji III Rzeszy sama. Traktat o wzajemnej współpracy militarnej między Polską a Francją obowiązywał od lutego 1921 roku.
W kolejnych latach podobne porozumienia Polska podpisała z Finlandią, Łotwą, Estonią, a na niespełna tydzień przed wybuchem wojny, również z Wielką Brytanią. Gdyby zestawić ze sobą jedynie armie Polski oraz III Rzeszy i ZSRR, przewaga sił agresorów w piechocie byłaby ponad trzykrotna.
Niestety, Wojsko Polskie w dużej mierze składało się z jednostek poborowych, które uformowały się na kilka dni przed walkami lub już w czasie wojny. Dlatego zarówno liczebność, jak i różnica w wyszkoleniu, strategicznej lokalizacji oraz rozdysponowaniu uzbrojenia sprawiła, że w bezpośrednim starciu szanse na zwycięstwo II Rzeczpospolitej były czysto teoretyczne (Polska piechota 950 tys. vs III Rzesza, ZSRR i Słowacja 3 400 tys.). Sytuacja ta zmienia się jednak diametralnie w momencie, w którym do realnych działań zbrojnych włączyłoby się dwóch głównych sojuszników Polski - Francja i Wielka Brytania.
Wtedy układ sił na lądzie przechyliłby się na naszą stronę. Przewaga Aliantów w liczbie żołnierzy nad Niemcami i Rosją była ponad dwukrotna, co tylko uzmysławia skalę porażki taktycznej oraz niewykorzystanej szansy na zaatakowanie Niemców od południowego zachodu (Alianci 6 840 tys. vs III Rzesza i ZSRR 3 400 tys.).
Przytłaczająca przewaga na morzu i w powietrzu
Oczywiście nie wszystkie zestawienia wyglądają równie różowo. W końcu III Rzesza przetoczyła bez problemu swój pancerny walec nie tylko przez Polskę, ale również przez teoretycznie dobrze bronioną Francję. Stało się tak za sprawą przewagi liczebnej - a może przede wszystkim technologicznej - w zakresie czołgów i dział samobieżnych.
W tym zestawieniu Alianci mogli się pochwalić 4350 maszynami, natomiast III Rzesza i ZSRR 8 800. Gdyby jednak wyłączyć z tego zestawienia siły pancerne Związku Radzieckiego, które i tak w niewielkiej liczbie mogły być użyte w Europie, same Niemcy dysponowały ok. 2 800 maszynami, które w przypadku inwazji Francji i Wielkiej Brytanii musiałyby rozciągnąć na dwóch frontach.
W takim hipotetycznym scenariuszu nawet dobrze uzbrojone Panzer III i IV najprawdopodobniej by nie wystarczyły. Swoich braków Alianci nie mogliby jednak zatuszować w innej dziedzinie uzbrojenia, mianowicie w artylerii. W bezpośrednim starciu Polski z najeźdźcami ze wschodu i zachodu przewaga artylerii III Rzeszy i ZSRR była po prostu przytłaczająca. Nawet wliczając wszystkie działa Aliantów, komuniści i naziści górowali nad wrogami o 6,5 tys. luf (Alianci 18 100 vs III Rzesza i ZSRR 24 500).
Gdyby jednak Francja i Wielka Brytania wywiązały się z traktatów, ową przewagę wroga dałoby się zniwelować poprzez szybko przeprowadzony atak, który uniemożliwiłby wykorzystanie przewagi artyleryjskiej, skutecznej głównie przy przygotowaniu natarcia albo konieczności odbicia od wroga dobrze umocnionych pozycji.
Jeśli dodamy do tej układanki wojnę prowadzoną w powietrzu, okazuje się, że alternatywna wersja września 1939 naprawdę mogła wyglądać zwycięsko. Czym kończy się brak wsparcia lotniczego, nawet pomimo zdecydowanie lepszych czołgów, Niemcy przekonali się pod koniec wojny, gdy ich Tygrysy Królewskie zamiast od pocisków przeciwpancernych, eksplodowały od bomb myśliwców.
W liczbie samolotów Polska i sojusznicy mieli prawie dwukrotną przewagę nad Niemcami i ZSRR (Alianci 5 100 vs III Rzesza i ZSRR 3 800). Fakt, że z tej przewagi nie skorzystano, a zamiast bombardowania Berlina wybrano zrzucanie ulotek z wezwaniem do kapitulacji, dobitnie świadczy o krótkowzrocznym myśleniu świata Zachodniego wobec autentycznych aspiracji militarnych Hitlera.
Zaprzepaszczone szanse
Skala straconej szansy dodatkowo przemawia do wyobraźni, gdy uwzględnimy jeszcze jeden element uzbrojenia każdej większej armii świata - marynarkę wojenną. Polem, na którym Polska wraz z sojusznikami najbardziej dominowała nad wrogiem, była właśnie ta gałąź armii. Na jeden okręt III Rzeszy przypadały statystycznie 23 jednostki Aliantów.
Warto podkreślić, że Wielka Brytania i Francja dysponowały nie tylko przewagą liczebną, ale również technologiczną, posiadając osiem niedostępnych dla Kriegsmarine lotniskowców. Choć pracowano nad dwoma jednostkami, Niemcy do końca wojny nie doczekały się ani jednego, a pracę nad najbliższym ukończenia ”Graffem Zeppelinem” zarzucono w 1943 roku. Co zrozumiałe w 1939 roku ZSRR nie wykorzystywała floty, co czyniło III Rzeszę wyjątkowo wrażliwą na zmasowany atak morski z zachodu, który jednak nigdy nie nastąpił (Alianci 522 jednostki III Rzesza 22 jednostki).
O porażce Polski we wrześniu 1939 roku nie przesądziła zatem jedynie przytłaczająca przewaga przeciwników, ale raczej bierność sojuszników i zła koncepcja strategiczna zakładająca rozmieszczenie armii na granicy z III Rzeszą, zastosowana po to, aby podjąć walkę od pierwszego dnia kampanii. Miał być to sygnał dla zachodniego świata, aby również on ruszył do ataku. Zgodnie z traktatami podpisanymi z Francją, miała być ona gotowa do pełnej mobilizacji 17 września, uderzając w "miękkie podbrzusze" linii obronnych Hitlera. Gdy Józef Stalin ostatecznie przekonał się o bierności Europy wobec inwazji na Polskę, sam ruszył do ataku, biorąc nasz kraj w kleszcze, od których nie było odwrotu. Tymczasem wystarczyło, aby po inwazji III Rzeszy wykorzystano wszystkie atuty zbrojne Aliantów w celu wyprowadzenia błyskawicznej kontry. Wówczas Związek Radziecki dwa razy zastanowiłby się nad swoim zaangażowaniem militarny. A II wojna światowa niewątpliwie mogłaby się skończyć przed 1940 rokiem.
Marcin Makowski - Dziennikarz Wirtualnej Polski oraz tygodnika "Do Rzeczy". Historyk i filozof. Prowadzi program "Nocna Zmiana" w Radiu Kraków, współpracuje z "Dziennikiem Gazetą Prawną". Laureat nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich im. Adolfa Bocheńskiego oraz Nagrody im. Stefana Myczkowskiego.