Manifestacja przed komisariatem policji w Gdańsku ws. śmierci 30‑latka
Ok. 300 osób uczestniczyło w Gdańsku w manifestacji przed komisariatem policji dotyczącej śmierci 30-latka. Według protestujących przyczyną zgonu mężczyzny, do którego doszło dwa tygodnie temu, było brutalne pobicie przez funkcjonariuszy.
Demonstrujący przeszli ulicami dzielnicy Dolny Wrzeszcz pod budynek komisariatu policji. Po drodze przed jedną z kamienic, gdzie policja zatrzymała Pawła Tomasika (ojciec ofiary zgodził się na podanie jego nazwiska) zapalono znicze.
Pod siedzibą policji manifestujący skandowali m.in. "mordercy" i "gestapo", złożyli także zapalone znicze oraz pogrzebowy wieniec ze zdjęciem Tomasika.
W tłumie były też transparenty z takimi napisami jak: "Ustrój się zmienił, metody te same", "Dość bezkarnej przemocy policji", "Stop przemocy policji", "Stop mundurowej przemocy", "Domagamy się ukarania winnych śmierci Pawła". Czerwoną farbą na białym płótnie wymalowano słowo "Mordercy". Część ludzi miała też na sobie koszulki z czarno-białym zdjęciem Tomasika, trzymającego na rękach 3,5 letnią córkę.
- Żądamy wyjaśnienia tej sprawy i brutalnego pobicia na śmierć mojego syna. Jego stan był nie do opisania - powiedział ojciec 30-latka dziękując zebranym za udział w godzinnej pikiecie i przemarszu.
Jeden z demonstrujących Łukasz Muzioł zapewniał, że sprawa śmierci mieszkańca Gdańska nie będzie zapomniana aż do pełnego jej wyjaśnienia.
- Nie odpuścimy tego. Ci ludzie czują się bezkarni i dlatego biją, a czasami zabijają. Zwracam się też do policjantów, aby wyplenili ze swoich szeregów czarne owce - mówił Muzioł.
Podczas demonstracji pod komisariatem nikt z policjantów nie wyszedł do protestujących.
Tomasik zmarł 5 sierpnia w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku.
Jak informowała wcześniej rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk, z dotychczasowych ustaleń wynika, że 4 sierpnia ok. południa funkcjonariusze z III Komisariatu Policji w Gdańsku podjęli interwencję na jednej z ulic Dolnego Wrzeszcza.
Ze zgłoszenia wynikało, że mężczyzna, którym okazał się potem Tomasik, próbował dostać się przez znajdujące się na parterze budynku okno, do mieszkania 72-letniego mężczyzny. Według relacji tego ostatniego, 30-latek rzucał w niego doniczkami z kwiatami i groził mu, że go zabije.
Wawryniuk poinformowała, że podczas zatrzymania 30-latek stawiał opór i nie reagował na polecenia funkcjonariuszy. Użyto więc wobec niego miotacza gazu i leżącemu na ziemi założono kajdanki. Podczas umieszczania w radiowozie mężczyzna kopnął w brzuch jednego z funkcjonariuszy i groził mu zabójstwem. Zatrzymany ponownie został położony na brzuchu i obezwładniony.
W związku z tym, że mężczyzna była nadal agresywny, przy wyprowadzaniu go z radiowozu potrzebni byli dodatkowi policjanci.
- Z uwagi na coraz silniejsze pobudzenie zatrzymanego wezwano pogotowie ratunkowe. W trakcie oczekiwania na przyjazd karetki, mężczyzna nagle stracił przytomność. Policjanci podjęli akcję reanimacyjną, która była prowadzona do czasu przyjazdu lekarza - napisała w komunikacie rzeczniczka gdańskiej prokuratury.
Jak podała Wawryniuk, ze wstępnej opinii sądowo-lekarskiej po sekcji zwłok wynika, że bezpośrednią przyczyną śmierci mężczyzny była "ostra niewydolność krążenia i oddychania". - Przy czym na tym etapie biegli nie ustalili przyczyny i mechanizmu śmierci. Natomiast jako przyczynę zgonu wykluczyli: uraz mechaniczny, termiczny, porażenie prądem oraz zatrucie substancjami - zaznaczyła.
Śledztwo ws. wyjaśnienia okoliczności śmierci 30-latka prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kartuzach.