Malował ją geniusz
Pablo Picasso unieszczęśliwił Dorę Maar raz na zawsze. Przed dziesięciu laty umarła w samotności, pozostawiając zaskakujący spadek.
Z pewnością zdarzyło się to wiosną 1997 roku. Starsza kobieta leżała w łóżku, w jej pozbawionej zmarszczek gładkiej twarzy, osłoniętej turbanem, przykuwały uwagę czarne oczy, szarawa peruka ukrywała śnieżnobiałe włosy. Właśnie taką zapamiętał ją jej ówczesny gość. Wskazała na mały rysunek tuszem, gdyż jej ręce były zbyt słabe, by cokolwiek utrzymać. Henriette Théodora Markovitch, od niemal pół wieku znana mecenasowi sztuki i właścicielowi galerii Heinzowi Berggruenowi, pod pseudonimem artystycznym Dora Maar, pilnie potrzebowała pieniędzy na uregulowanie nieopłaconych rachunków: za telefon, prąd, ogrzewanie. W tym celu zaprosiła go do siebie do Ménerbes i zaoferowała sprzedaż małego rysunku Picassa. Kupiec zaakceptował jej ofertę bez wahania. Kwota ta z całą pewnością wystarczyłaby na kilkadziesiąt lat.
Dora Maar nie miała jednak wielkich potrzeb. Niedługo po wizycie kolekcjonera śmierć łaskawie zabrała ją do siebie. Czy w ogóle to, co ją spotkało po tym, jak nieszczęśliwie przewróciła się trzy lata wcześniej, można było nazwać prawdziwym życiem? Obłożnie chora, dobiegająca dziewięćdziesiątki, żarliwie szukała jedynie wsparcia Stwórcy, a objawionego Słowa Bożego słuchała w radiu. Nie starczyło jej już sił, by codziennie bywać na mszy. Niepojednana z tym, który niegdyś wypełniał jej cały świat, będąc dla niej jedynym bożyszczem, a później odtrącił ją dla młodszej.
Kochał i upokarzał
Tak, prawdopodobnie w swoim życiu znalazła coś na kształt szczęścia w nieszczęściu, którego źródłem był Pablo. Świadomie wybrała samotność, niemal klasztorny rygor w zimnym domu, który podarował jej Picasso po ich rozstaniu. Codzienne rozmowy telefoniczne stały się dla niej jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym. Kiedyś sama błyszczała na paryskich salonach, przechadzając się w charakterystycznych kapeluszach od Elsy Schiaparelli i z pomalowanymi na jaskrawoczerwony kolor paznokciami, wzbudzając powszechny podziw. Jej zdaniem warto było przeżyć to wszystko, choćby ze względu na same wspomnienia i kolekcję dzieł Picassa, jaką zgromadziła.
Michael Jürgs
Źródło: Süddeutsche Zeitung
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".