Kwiatkowski podtrzymuje oskarżenie przeciw Nałęczowi
Robert Kwiatkowski, były prezes TVP SA
podtrzymuje swój prywatny akt oskarżenia przeciwko wicemarszałkowi
Sejmu Tomaszowi Nałęczowi za jego wywiad pt. "Dość PRL-u na
Woronicza" dotyczący sprawy Lwa Rywina. We wtorek warszawski Sąd
Rejonowy przesłuchał Kwiatkowskiego.
18.10.2005 | aktual.: 18.10.2005 18:25
Chodzi o wywiad, którego Nałęcz, wówczas szef pierwszej sejmowej komisji śledczej do sprawy Rywina, udzielił "Życiu Warszawy" we wrześniu 2003 r. Powiedział w nim, że Kwiatkowski brał udział w "pracach legislacyjnych, którymi w ogóle nie powinien się zajmować", działał za kulisami afery Rywina "w sferze szarości i nieformalności", "ingerował w kwestie politycznej własności mediów", "przeprowadził pozorne reorganizacje w TVP służące tuszowaniu afery Rywina" i szykanował ówczesną dziennikarkę "Wiadomości" Jolantę Pieńkowską za "zadawanie niewygodnych pytań" w wywiadach prowadzonych przez nią w radiowej Trójce.
Nałęcz mówił też, że Kwiatkowski "posługiwał się czysto peerelowską metodą szykanowania ludzi, a w szczególności Pieńkowskiej", że "uczestniczył w grupie związanej z aferą Rywina", "jego zachowania nie mieściły się w standardach państwa demokratycznego i cywilizowanego" i że zachowuje się w TVP jak "peerelowski prezes Radiokomitetu - ta epoka za jego czasów trwa na Woronicza".
Te sformułowania oraz tytuł wywiadu Kwiatkowski uznał za obraźliwe i jako oskarżyciel prywatny wytoczył Nałęczowi proces karny o zniesławienie. Nałęcz sam zrzekł się chroniącego go immunitetu parlamentarnego. Próby zawarcia ugody okazały się bezskuteczne. Poszło o słowa: Kwiatkowski chciał przeprosin za nieprawdziwe zarzuty, Nałęcz był gotów wyrazić ubolewanie, że jego słowa wyrządziły przykrość Kwiatkowskiemu.
Nałęcz nie przyznał się przed sądem, by chciał pomówić Kwiatkowskiego. Dodał, że uważa, iż wszystko, co powiedział jest prawdą, dlatego nie można mówić, by pod adresem Kwiatkowskiego powiedział inwektywy.
Sąd przystąpił do przesłuchania Kwiatkowskiego. Ten, w ponadgodzinnym wystąpieniu przekonywał, że żaden z zarzutów Nałęcza nie znajduje potwierdzenia w faktach. Szczególnie zabolało Kwiatkowskiego uczynione przez Nałęcza porównanie z "peerelowskim prezesem Radiokomitetu" i słowa o szykanowaniu dziennikarzy.
Za PRL prezes Radiokomitetu uczestniczył w posiedzeniach Rady Ministrów, dziś Telewizja Polska działa na podstawie innych ustaw, jest spółką prawa handlowego i prezes - nawet gdyby chciał - nie mógłby tak działać - mówił Kwiatkowski. Odnosząc się do sprawy szykanowania dziennikarzy Kwiatkowski przyznał, że za jego prezesury zwolniono z TVP 2 tysiące osób, w tym kilkuset dziennikarzy i z pewnością zdarzyły się też decyzje błędne, ale na pewno nie nosiło to znamion szykanowania. Nie była to pozorna reorganizacja, co mi się zarzuca - podkreślił.
Na temat szykanowania Pieńkowskiej za "niewygodne pytania zadawane w wywiadach radiowych", Kwiatkowski oświadczył, że nigdy nie rozmawiał z nią samą na temat sprawy Rywina, zaś decyzję o tym, by niedzielne główne wydanie "Wiadomości" TVP prowadził kto inny niż Pieńkowska - podjął nadzorujący programy informacyjne wiceprezes TVP Janusz Pieńkowski. Ja sam zabiegałem u prezesa Polskiego Radia, by czołowi dziennikarze TVP prowadzili wywiady w radiu - dodał Kwiatkowski.
Tłumacząc, czemu zdecydował się wystąpić z oskarżeniem przeciwko Nałęczowi, podczas gdy - jak sam przyznał - także inni "powtarzali insynuacje i pomówienia" pod jego adresem, Kwiatkowski powiedział, że "Nałęcz to nie byle kto - to wicemarszałek Sejmu, przewodniczący pierwszej sejmowej komisji śledczej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego oraz historyk, czyli osoba znająca wagę słów".
Sąd będzie kontynuował proces w przyszłym tygodniu, kończąc przesłuchanie Kwiatkowskiego, któremu pytania zada obrona Nałęcza. Potem nastąpi przesłuchanie kolejnych świadków.