PolskaKusznierewicz w łódce pana Henryka

Kusznierewicz w łódce pana Henryka


Mateusz Kusznierewicz o olimpijskie złoto w Anetach walczy na łódce zrobionej w Dzierżoniowie. Powstała w stoczni Henryka Chałupki, kilkaset kilometrów od najbliższego morza. Tutaj też zrobiono inne finny, na których płyną najlepsi żeglarze świata.

Kusznierewicz w łódce pana Henryka
Źródło zdjęć: © SP-GW

20.08.2004 | aktual.: 20.08.2004 07:56

Finn to jednoosobowa łódź mieczowa, skonstruowana po raz pierwszy przez Rickarda Sarby'ego, obecna na olimpiadzie od 1952 roku. Ma 4,5 metra długości, nosi 10 metrów kwadratowych żagla. To właśnie na takiej żaglówce pływa Mateusz Kusznierewicz – zdobywca olimpijskiego złota z Atlanty. Jego łódka, tak jak łódki niemal wszystkich najlepszych żeglarzy klasy finn, produkowana jest pod okiem Henryka Chałupki, kilkaset kilometrów od najbliższego morza.

Pozory mylą

Jadąc drogą z Pieszyc do Dzierżoniowa, przy której znajduje się stocznia jachtowa, można jej praktycznie nie zauważyć. Nie ma żadnego szyldu, powiewających flag z nazwą firmy czy choćby małej reklamy. Nic dziwnego, że długo kluczyłem po wąskich uliczkach na przedmieściach miasta, nim trafiłem do pana Henryka. Ale najlepsi na świecie zawodnicy trafiają tam bez trudu.

– Nigdy nie skończyłem żadnej szkoły szkutniczej czy czegoś w tym rodzaju. Jestem praktykiem, można powiedzieć: samoukiem – opowiada Henryk Chałupka, szczupły, wysoki, nierzucający się w oczy mężczyzna, niechętnie opowiadający o sobie, ale za to mogący godzinami rozprawiać o wszystkim, co jest związane z wodą. – Moje pierwsze doświadczenia z konstruowaniem czegokolwiek to jeszcze lata chłopięce, kiedy w Bielawie, skąd pochodzę, robiłem modele samolotów. Ale to było już bardzo, bardzo dawno temu – śmieje się. Pana Henryka od zawsze ciągnęła jednak woda – już jako młody chłopak zdobył patent żeglarski, a potem zaczął pływać na desce.

– Wtedy sprzęt do windsurfingu nie był u nas dostępny – wspomina. – Postanowiłem więc, że sam zrobię sobie deskę. Tak zaczęła się ta moja historia... Pojechał za pracą do Włoch, gdzie w stoczni uczył się robić maszty – właśnie do finnów.

– W pewnej chwili wróciłem do Polski i zacząłem robić to samo w kraju – wspomina. – To było jak skok na głęboką wodę: z jednej strony robiłem finny na najwyższym światowym poziomie, z drugiej musiałem walczyć z biurokracją, papierami. I to był mój błąd. Dziś już wiem, że jedna osoba nie uciągnie takiej firmy. Nie da się wszystkiego ogarnąć, dopilnować. Musiałem zlikwidować działalność. Potem był wyjazd do Anglii, gdzie w firmie Devoti Sailing – czołowym producencie łódek klasy finn na świecie – podpatrywał i uczył się, jak się je robi.

– To była przedziwna sytuacja: pracowałem oficjalnie jako zwykły robotnik, towarzyszyłem każdemu etapowi produkcji łódki, tymczasem tak naprawdę miałem za zadanie podpatrywać wszystko i wszystkiego się uczyć – wspomina dzisiaj. – Firma już wtedy planowała przeniesienie produkcji do Polski, bo u nas koszty są po prostu niższe. To była wtedy wielka tajemnica przed pracownikami, którzy zresztą stopniowo się wykruszali, odchodzili do innych stoczni. W końcu firmę w Anglii zamknięto i w dwóch TIR-ach do Polski przywieziono całą linię produkcyjną finnów. I tak to się zaczęło...

To nie moja zasługa

– Tylko proszę nie pisać, że to, że robimy u nas najlepsze łódki na świecie, to moja zasługa – zaznacza Henryk Chałupka. – Od kilku miesięcy tworzymy firmę DevotiSailing.pl i korzystamy z wcześniejszych doświadczeń Anglików. Gdyby nie oni, a w szczególności żeglarze, Brytyjczyk – Tim Tavinor i Włoch – Luca Devoti, którzy połączyli swoją wiedzę i pomysły, aby stworzyć najlepszą na świecie żaglówkę, nie byłoby nas tutaj. Jak opowiada dzierżoniowski szkutnik, obaj żeglarze wspólnie zaprojektowali i zbudowali łódź klasy finn stosując najnowocześniejsze dostępne materiały i techniki konstrukcyjne.

– Pierwsza wyprodukowana łódź wygrała zarówno światowe, jak i europejskie mistrzostwa – opowiada Henryk Chałupka. – Finn Devotiego, produkowany teraz u nas, jest używany praktycznie przez każdego zawodnika w tej klasie na świecie. Tak jak we wszystkich innych klasach. Jednym z naszych celów jest skonstruowanie i wyposażenie łodzi, które będą w stanie wygrywać główne zawody, nie zmuszając klientów do dodatkowej pracy nad nimi przed wyścigami. Produkowane w stoczni żaglówki robione są – od początku do końca – ręcznie. Żadnych wtryskiwarek, linii z automatami, itp. – Ludzie w tym fachu są najważniejsi – mówi Chałupka. – To od ich dokładności i staranności zależy klasa łódki. A nasze są pierwsza klasa!

Olimpijska przygoda

Związki firmy Devoti Sailing z igrzyskami olimpijskimi sięgają 1996 roku, kiedy to olimpijski komitet organizacyjny zwrócił się do niej z prośbą zbudowania finnów dla wszystkich zawodników biorących udział w Savannah Olympic Games. Cztery lata później żeglarze mogli używać własnych łodzi podczas olimpiady. Każda z nich, z wyjątkiem jednej, została wyprodukowana przez Devoti Sailing.

– Teraz w Atenach wszyscy finniści pływają na zrobionych przez nas łódkach – mówi Henryk Chałupka. – Jest wśród nich także Mateusz Kusznierewicz. Może i tym razem wywalczy o złoto? Jego najgroźniejszym rywalem będzie Brytyjczyk Ben Ainslie, mistrz świata i zwycięzca eliminacji olimpijskich. Jego łódka także powstała w Dzierżoniowie...

– Teraz żeglarze pływają na nowych konstrukcjach, zaprojektowanych w Polsce – dodaje szkutnik. – Zimą 2001/2002 w naszej nowej fabryce skoncentrowaliśmy się na stworzeniu nowego kształtu kadłuba dla łodzi. Ten finn okazał się o wiele szybszy od poprzedników. Dziś można powiedzieć, że to prawdziwy krok naprzód w osiągnięciach, żaglówka wygrywająca główne regaty i – to pewne – tegoroczną olimpiadę.

Nie tylko finny

W dzierżoniowskiej stoczni, ulokowanej w wynajmowanych magazynach, należących kiedyś do „Ruchu”, stare zardzewiałe kioski sąsiadują z wartymi 40 tysięcy euro maszynami regatowymi klasy Melges 24, które też powstają w Dzierżoniowie. – Melges ma się tak do finna jak szałas do umeblowanego mieszkania – śmieje się Henryk Chałupka. – Te łodzie powstają tylko u nas i w stoczni w USA. Wymagają dużego nakładu pracy, ale to naprawdę świetne jachty. Pan Henryk, który – jak sam mówi – nie mieści się już z produkcją w wynajmowanych magazynach, ma w planach postawienie nowej fabryki, być może na terenach leżącej niemal po sąsiedzku strefy ekonomicznej.

– Marzy mi się rozpropagowanie, szczególnie wśród młodych ludzi, pływania na dwuosobowych łódkach klasy snipe (słonka) – rozmarza się szkutnik. – Zamierzamy wkrótce rozpocząć ich produkcję. To może być dla nas kolejny krok naprzód. Niewatpliwy sukces nie zmienił dzierżoniowianina. Skromny, uśmiechnięty, kontaktowy. Popołudniami można często spotkać go na zbiorniku „Sudety” w Bielawie, gdzie pływa pod żaglami ze znajomymi i pracownikami stoczni. – To lubię najbardziej – mówi.

Nie tylko żaglówki

Finny z Dzierżoniowa to nie jedyne polskie akcenty na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach. Na wodzie zobaczymy też łódki klasy 70er wyprodukowane także w naszym kraju, przez stocznię Sławomira Baranowskiego. Nasi rodacy mieli też swój wkład w przygotowanie wielu obiektów, na których rozgrywane są zawody sportowe. Z doświadczenia inżynierów i firm budowlanych korzystano m.in. przy budowie toru do wyścigów wioślarskich (budowa wałów osłaniających od wiatru i dostarczenie krzesełek na trybuny dla widzów). Także polscy inżynierowie telewizyjni przygotowywać będą – na zlecenie Greków – część ogólnoświatowej transmisji z niektórych konkurencji sportowych na igrzyskach.

Rafał P. Palacz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)