Kto wysypuje ukraińskie zboże? "Służby powinny działać bardziej zdecydowanie"
Ukraina wściekła, Rosja zadowolona - a Polska szuka winnych. Tak w skrócie można określić ostatnie przypadki wysypywania ukraińskiego zboża na polskie tory. Czy jest jakiś sposób na zatrzymanie tego procederu? Zdaniem ekspertów, polskie służby powinny reagować bardziej zdecydowanie.
Przypomnijmy, w nocy z sobotę na niedzielę nieznani sprawcy wysypali ukraińską kukurydzę z wagonów na bocznicy kolejowej w Kotomierzu koło Bydgoszczy. Na razie nie wiadomo, kto stoi za incydentem oraz jaki miał motyw. Niewykluczone jednak, że sprawa wiąże się z ostatnimi protestami rolników. Postępowanie w kierunku uszkodzenia mienia prowadzi miejscowa policja.
Z kolei w ubiegłym tygodniu na przejściu granicznym w Medyce także posypało się zboże i kukurydza z wagonów stojących na kolejowej bocznicy i czekających na transport przez Polskę. Funkcjonariusze policji również przekazywali, że nie wiadomo, kto doprowadził do wysypania zboża. Ołeksandr Kubrakow, ukraiński wicepremier wówczas określił ten incydent na granicy za prowokację, która ma podzielić nasze narody.
W niedzielę ukraiński polityk w znacznie mocniejszych słowach skrytykował polskie władze. "Na zdjęciach widać 160 ton zniszczonego ukraińskiego zboża. Zboże jechało tranzytem do portu w Gdańsku, a stamtąd do innych krajów. Czwarty przypadek wandalizmu na polskich stacjach kolejowych. Czwarty przypadek bezkarności i nieodpowiedzialności" – napisał w mediach społecznościowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Wysypywanie zboża na kolejowe tory jest nielegalną działalnością. Ostatni przypadek pod Bydgoszczą pokazuje, że inspiracja może być różna. Może to być zwykłe przestępstwo, ale równie dobrze zaplanowana akcja związana z rolniczymi protestami -mówi Wirtualnej Polsce były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk rez. Maciej Matysiak.
I jak dodaje, jeśli celowo zrobili to rolnicy w ramach protestu, musieli monitorować transport od granicy.
- Mogli zdobyć wiedzę o trasie pociągu. Nie ma w Polsce aż tak dużo torów do przewozów cargo. Wiadomo też, gdzie są kolejowe węzły. Wystarczy, że ktoś pracujący na kolei, znający się z rolnikami, przekaże gdzie transport aktualnie się zatrzymał - mówi były funkcjonariusz służb.
W jego ocenie, stałe monitorowanie przez służby podobnych transportów na całej trasie jest utrudnione. - Tu nie ma jak w przypadku pociągów pasażerskich stałego rozkładu jazdy, a często przebycie całej trasy wiąże się z dostosowaniem do bieżącego ruchu. Ale jeśli wiadomo, że takie transporty będą się w niektórych miejscach zatrzymywać, dobrze byłoby je zabezpieczyć na miejscu. To zadanie dla służb, które odpowiadają za ochronę kolei i infrastruktury kolejowej - podkreśla płk Maciej Matysiak.
Z kolei według Andrzeja Mroczka, eksperta ds. przestępczości zorganizowanej i terroryzmu, wykładowcy z Collegium Civitas, za wysypywaniem zboża na tory mogą stać nieodpowiedzialne osoby, które pod wpływem emocji łamią prawo.
- Nie można wykluczyć, że są to osoby, które działają indywidualnie, a podpinają się pod rolnicze protesty, wykonując sabotażowe zniszczenia. Widzieliśmy na protestach osoby, które wtapiają się w tłum, a ich głównym zadaniem jest sianie fermentu i podburzanie. Jest to niszczenie mienia. I nie ma to żadnego usprawiedliwienia - mówi WP Andrzej Mroczek.
Jego zdaniem, jeżeli ktoś chciałby prowadzić przez takie działania - działalność sabotażową, to musi mieć rozeznanie kolejowych magistrali i tranzytu przez Polskę od granicy. - Ktoś też musiał przekazać informację o zatrzymaniu pociągu na bocznicy. Do zdarzenia doszło w nocy. Przy całym zaangażowaniu służb, nie mamy niestety - mimo technicznych narzędzi - wystarczającej liczby osób, żeby monitorować każdą, podobną trasę - uważa ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeszcze wcześniej, niż ostatnie incydenty, bo 11 lutego uczestnicy rolniczego protestu w okolicach przejścia granicznego w Dorohusku wysypali część zboża z ciężarówek jadących z Ukrainy. Incydent został skrytykowany przez władze Ukrainy. W sprawie wszczęto prokuratorskie śledztwo.
Zdaniem ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego, sytuacja jest napięta, to nie jest to właściwa forma protestu. Jak dodał, "trudno nie rozumieć desperacji" rolników w związku z trudną sytuacją ekonomiczną.
Według ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, nie można zapominać o wydźwięku takich incydentów.
- W kontekście protestów rolniczych czy wojny w Ukrainie będą propagandowo wykorzystywane przez Rosję. I wpływać na "zadrażnione" relacje polsko-ukraińskie. Z punktu widzenia kontrwywiadowczego nie można wykluczyć takiego działania jako sabotażowego inspirowanego przez rosyjską stronę. Równie dobrze mogą te inspiracje płynąć od polityków w Polsce, protestujących rolników czy wynajętych osób – tzw. agentury - ocenia płk Maciej Matysiak.
I jak przypomina, po wybuchu wojny w Ukrainie mieliśmy do czynienia z obserwacją przez rosyjskich szpiegów infrastruktury kolejowej w Polsce.
- Było to szpiegowanie z możliwością sabotażu. Dlatego kontrwywiad powinien po tych zdarzeniach nawiązać współpracę ze służbami kolei. Tak, żeby monitorować trasy transportów pod kątem zagrożeń. I wyłapania tych osób, które się tego dopuszczają -podkreśla były funkcjonariusz służb. W jego ocenie, służby powinny działać w takich przypadkach bardziej zdecydowanie.
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Mroczek.
- To może być element działań hybrydowych prowadzonych przez rosyjskie służby, poprzez wykorzystywanie różnych czynników wpływu, które są zainstalowane na terenie Polski. A o tym, że są świadczą m.in. niektóre działania prowadzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policję. Takie osoby mogą to robić z pobudek niekoniecznie ideologicznych, ale z przyczyn finansowych. Nie można tego wykluczyć. Jest to wierzchołek góry lodowej. Część agentów wpływu rosyjskiego jest zatrzymywana, część ujawniania. A o wielu jeszcze nie wiemy - mówi Wirtualnej Polsce ekspert ds. przestępczości zorganizowanej i terroryzmu.
I jak podkreśla, jeśli do takich incydentów dochodzi w ramach rolniczych protestów, to i tak w ostatecznym rozrachunku, będzie to woda na młyn rosyjskiej propagandy i służb Kremla. - Dla Putina byłoby to wręcz niedopuszczalne, żeby nie wykorzystać takich zdarzeń na użytek wojny w Ukrainie - ocenia Mroczek.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski