PolskaKto, ile i kiedy zapłaci za koszmar pasażerów?

Kto, ile i kiedy zapłaci za koszmar pasażerów?

Wprowadzenie nowego rozkładu jazdy i zima wywołały kompletny chaos na kolei. 18 grudnia pociąg z Berlina do Warszawy opóźniony o 3 godziny! Skład relacji Kraków-Szczecin dotarł ponad 2 godziny po czasie. W poprzednich dniach w Katowicach wysyłano pasażerów na nieistniejący peron piąty. Były nawet dworce, gdzie sprzedawano bilety na pociągi, których nie było. Kto podróżnym za ten koszmar zapłaci?

Kto znam zwróci pieniądze? Niestety, na razie nikt! W Niemczech podróżni za podobne opóźnienie dostaną po 250 euro odszkodowania. A my? Władze kolei i nadzorujący PKP minister tylko... przepraszają za niedogodności. To stanowczo za mało! - Więcej to się nie powtórzy - obiecywał w piątek w Sejmie minister infrastruktury Cezary Grabarczyk (50 l.). Przepraszał za chaos na kolei i zapewniał, że wkrótce za zamieszanie z wprowadzeniem rozkładu jazdy polecą głowy. Tylko co z tego?

W Polsce każdego dnia kursuje 3,5 tysiąca pociągów. Do pracy, szkół czy na biznesowe spotkania podróżuje nimi kilkaset tysięcy osób. Straty tysięcy pasażerów, daremnie czekających na odwołane czy potwornie opóźnione pociągi, marznących na peronie idą w miliony złotych. Dlatego za gehennę spowodowaną własnymi fatalnymi błędami i kompletnie nieprzygotowaną zmianą rozkładu jazdy, odpowiedzialne spółki PKP powinny wypłacić odszkodowania.

- Tak, jak jest to np. w Niemczech. Tu latem zeszłego roku, gdy w pociągach Deutsche Bahn popsuła się klimatyzacja, kolej bez mrugnięcia okiem wypłaciły wszystkim podróżnym rekompensaty. Tam od odpowiedzialności się nie ucieka - tłumaczy Adrian Furgalski, ekspert ds. kolei.

A u nas? Ma nam wystarczyć słowo „przepraszam”, bo teraz odzyskanie pieniędzy za nieudaną podróż praktycznie graniczy z cudem. Jeśli w związku z opóźnieniem pociągu nie ponieśliśmy żadnej materialnej straty – nie łudźmy się, zwrotu pieniędzy za bilet czy co więcej – dodatkowej rekompensaty – nie dostaniemy. Jeśli np. w związku ze spóźnieniem pociągu musieliśmy przerwać dalszą podróż i przenocować w hotelu, wtedy kolej co najwyżej zapłaci nam za bilet powrotny lub wręczy bezpłatny bilet na dalszy przejazd daną trasą.

Dopiero od czerwca przyszłego roku nasza sytuacja się poprawi. Wtedy zaczną w Polsce obowiązywać unijne przepisy. I jeśli opóźnienie pociągu wyniesie od 60 do 120 minut, kolej będzie musiała bez zbędnych formalności zwrócić nam 25% ceny biletu, jeśli opóźnienie będzie większe - otrzymamy zwrot 50% ceny. Ale czy doczekamy czasów, by nasze koleje wypłaciły nam same z siebie odszkodowanie, jak pasażerom z Niemiec?

W poniedziałek mają polecieć pierwsze głowy za kolejowy horror. Według informacji radia RMF pracę stracą Juliusz Engelhardt (55 l.), wiceminister infrastruktury odpowiedzialny za kolej oraz prezes PKP SA Andrzej Wach (55 l.). A co z szefem kolejowego resortu, Cezarym Grabarczykiem (50 l.)?

Patrząc na to, jak czule rozmawiał z nim ostatnio w Sejmie premier Donald Tusk (53 l.) można się domyślić, że komu jak komu, ale Grabarczykowie nic nie grozi. Nawet wyszarpanie za ucho! I choć szef rządu zgodnie z zapowiedzią podejmie dziś decyzje wobec winnych kolejowego paraliżu, wszystko wskazuje na to, że minister infrastruktury ocali stanowisko. Tylko czy na pewno słusznie? Bo kto jak nie Grabarczyk powinien natychmiast po wystąpieniu pierwszych problemów na kolei ruszyć do akcji i zadbać o dobro pasażerów?!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (79)