Koszmarne wspomnienia ze szpitala
Porody w Polsce niewiele mają wspólnego z definicją porodu Światowej Organizacji Zdrowia. Polki rodzą tak, jak kilkadziesiąt lat temu - niewygodnie, na plecach, a potem rozdziela się je z dziećmi. Dlaczego? "Dziennik" rozmawia z ginekologiem i położnikiem, prof. Marcinem Gabrysiem.
25.09.2008 | aktual.: 25.09.2008 09:35
Co to znaczy nowoczesny poród?
Prof. Marian Gabryś: to taki, którego kobieta się nie boi. A niestety w Polsce jest ogromny lęk przed porodem, zwłaszcza naturalnym. Lęk podsycany niestety przez szeroko rozumiane media. Bo proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób reżyserzy, nie tylko polscy, ale i na całym świecie pokazują poród: ciężarna nagle wygina się w łuk, zaczyna ryczeć straszliwym głosem, wręcz wyje. Jestem położnikiem z 35-letnim doświadczeniem i takie porody, nazywam je teatralnymi, widziałem zaledwie parę razy w życiu. Dlaczego nie pokażą porodu w inny sposób?
Na czym miałoby polegać to nowe myślenie o porodzie?
- Generalnie chcemy przypomnieć kolegom, zarówno lekarzom, jak i położnym, że ani fizjologicznie prawidłowo przebiegająca ciąża, ani poród nie są zjawiskami chorobowymi. Nie trzeba na nią patrzeć z nadmiernie agresywnego, zabiegowego punktu widzenia.
Opowieści kobiet rodzących
Małgorzata, matka 3 letniej dziewczynki:
- Starannie wybierałam szpital. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby mąż był przy porodzie. Każdy szpital, który sprawdziłam, na swoich stronach internetowych wielkimi literami reklamował: u nas za obecność bliskiej osoby się nie płaci. Kiedy w końcu wybrałam jeden szpital, okazało się, że owszem, mąż ma prawo być przy porodzie bezpłatnie, ale porody odbywają się na sali dwuosobowej i druga rodząca musi wyrazić zgodę na obecność mojego męża. No chyba, że zdecyduję się na salę jednoosobową, ale za nią trzeba zapłacić.
Barbara, matka dwojga dzieci:
- W szpitalu męża widywałam przez szybkę w drzwiach wtedy, kiedy chodziłam po korytarzu, licząc częstotliwość skurczy. Na oddział nie miał wstępu, bo porodówka to miejsce dla kobiet. Nawet nie przyszło mi do głowy, że można inaczej, bo tam dla wszystkich było oczywiste, że kobiety rodzą same, to znaczy bez mężów.
Magda, matka 4 dzieci:
- To było moje drugie dziecko. W szpitalu podczas badania KTG odeszły mi wody. Miałam tu wcześniej opłaconą położną, która miała się mną zajmować. Jednak był to piątkowy wieczór i ona bardzo się spieszyła. I nagle zaczęła mi podawać różne lekarstwa, nie informując mnie, co podaje. Okazało się, że natychmiast dostałam, nie wiadomo dlaczego, oksytocynę, jakiś środek na szyjkę macicy oraz tabletkę na znieczulenie, po której czułam się kompletnie ogłupiała. Ja w ogóle nie chciałam znieczulenia, ale ona nawet mnie nie o to zapytała, więc nie miała pojęcia, jaki lek mi podają. Najgorsze, że - jak mi powiedział później lekarz, to zaszkodziło mojemu dziecku, które urodziło się podduszone. Koszmarem okazało się także to, że cały czas mi masowała szyjkę macicy, co mnie potwornie bolało. Także unieruchomili mnie z kroplówką z oksytocyną, więc nie mogłam w ogóle chodzić, tylko byłam przywiązana do łóżka. Poród wspominam fatalnie.