Koronawirus w Polsce. Tak wygląda "poród w czasach zarazy". Wideoczaty i położne, które dwoją się i troją

Agata Netter w szpitalu położniczym była dziesięć dni. Część z nich zupełnie sama, bez partnera i bliskich. Wszystko przez epidemię koronawirusa. - Położne dwoją się i troją, bo przy kobietach nie ma bliskich im osób. A najbardziej boli brak partnera. Mamy pokazują ojcom ich dzieci na wideoczatach. Tylko tak mogą teraz je zobaczyć - opowiada. Tak wygląda "poród w czasie zarazy".

Koronawirus w Polsce. Tak wygląda "poród w czasach zarazy". Wideoczaty i położne, które dwoją się i troją
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

W związku z sytuacją epidemiologiczną w kraju obecność osób towarzyszących na oddziałach szpitalnych jest wstrzymana do odwołania. Dotknęło to również kobiety w ciąży. Oznacza to, że na poród nie przyjadą do szpitala z partnerem lub inną bliską im osobą. Wstrzymane zostały też porody rodzinne.

Położne dwoją się i troją

Agata Netter trafiła do szpitala położniczego jeszcze przed wprowadzeniem stanu epidemicznego w kraju. - Pieluchy, podkłady, woda, jakieś przekąski – to wszystko sukcesywnie dowoził mi codziennie partner. Wówczas było ograniczenie do odwiedzin jednej osoby na raz - bardzo słusznie moim zdaniem. Słyszałam historie o całej familii zjeżdżającej się na porodówki, żeby porozmawiać o cenach ziemniaków. Jedna osoba przy łóżku wystarczy, zwłaszcza, że i tak miejsca jest niewiele - opowiada Agata.

- Wszystko zmienia się w środę, gdy przychodzą do nas położne i informują: dziś kończymy odwiedziny o godzinie 18, a od jutra jest całkowity zakaz. Nie będzie też możliwości przekazania rzeczy, pytamy, co z przygotowaniem na wyjście – fotelik, kombinezon dla dziecka, kurtka dla mamy…? Jak poradzimy sobie ze znoszeniem rzeczy? Nie wiadomo jeszcze, komunikat sprzed chwili. Ja jeszcze nie wiem, za ile dni wyjdę, partner leci do sklepu po jeszcze jedną zgrzewkę wody, dodatkowe środki higieny. Jestem zaopatrzona na jakiś tydzień. O osiemnastej ostatni buziak na do widzenia - dodaje Agata.

I wspomina, że od dnia, kiedy zakazano odwiedzin, oddział wyglądał już całkowicie inaczej. - Jest cisza i spokój, większość pacjentek wpatrzona w telefony. Spokój przerywa jedynie dźwięk wózków toczących się po korytarzu i szybki krok położnych. W obecnej sytuacji pracy jest dwa razy więcej, bo personel medyczny robi to, co zazwyczaj robią bliscy: przeniesienie rzeczy, pomoc przy wstawaniu, podanie czegoś. Z drugiej strony brak tłoku i intymna atmosfera są nawet przyjemne - stwierdza Agata.

Ojciec pierwszy raz widzi dziecko. W wideorozmowie

Wspomina moment, w którym na sali pojawiła się nowa dziewczyna - już z tych, które rodziły same. - Położna na dwa razy donosi jej rzeczy, dziewczyna przykuta do łóżka. Włącza telefon i na widerozmowie pokazuje ojcu jego dziecko. Słyszałam, że gdy my się rodziliśmy, też nie było wstępu na porodówki – dziecko pokazywało się w najlepszym wypadku przez okno. Dzisiaj mamy technologię. Na korytarzu dziewczyny też na wideorozmowach, pokazują komuś bliskiemu siebie, noworodka, czasem kawałek oddziału - opowiada Agata.

Ostatecznie w szpitalu położniczym spędziła dziesięć dni. Mówi, że brakowało jej partnera, ale starała się wykorzystać ten czas jak najlepiej rozmawiając z innymi kobietami na oddziale. Wspierając się nawzajem.

- W dniu wyjścia wpadam na pomysł – zostawię w szpitalu to, czego nie potrzebuję. Szkoda miejsca w walizce na wożenie jedzenia czy podpasek, skoro w domu mam jeszcze zapas. A nawet jeśli nie – mnie będzie teraz łatwiej niż dziewczynom, którym tak jak mi pobyt może się przedłużyć w stosunku do zaplanowanego. Pytam położną, czy mogę zostawić w kuchni prowiant i środki higieniczne. Zostawiam karteczkę "Częstujcie się – ja już wychodzę" - mówi Agata. Teraz do takiego samego ruchu zachęca kobiety na Facebooku.

Jak w filmie

Agata mówi, że wyjście ze szpitala przypominało dla niej scenę w filmie. - Za wielkimi szklanymi drzwiami czeka mój ukochany z tatą, obserwują z daleka, jak przebieram się i układam malutką w foteliku. Fotelik, kombinezon, ubrania dla mnie – to wszystko przekazywane jest przez drzwi, bez kontaktu fizycznego. W końcu jestem na zewnątrz. Przeżywam szok. Ulice puste, kolejka do apteki na pół ulicy – ludzie stoją w odstępach metr od siebie. Świat wygląda inaczej, niż go zapamiętałam - podsumowuje.

Fundacja Rodzić po Ludzku wspiera kobiety w tej trudnej dla nich sytuacji. Przypomina, że w szpitalach położne zawsze służą pomocą. Zachęca do wspierania się nawzajem na miejscu i w internecie, przypomina o możliwości przeprowadzania wideoczatów z partnerami nawet w trakcie porodu.

Wirtualna Polska ruszyła z akcją wspierającą medyków. Na wydarzeniu na FB Wirtualna Polska - Wspieram Szpitale - wymiana potrzeb, informacji i darów będziemy na bieżąco informować, który szpital potrzebuje wsparcia i w jakiej formie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (239)