Kolejna reforma spowoduje chaos?
Rząd chce wysłać do pierwszych klas dwa
roczniki jednocześnie. Czy system edukacji czeka katastrofa?
stawia pytanie "Nowy Dzień".
Według dziennika, najnowszy pomysł ministra edukacji z pozoru wygląda niewinnie. Za dwa lata naukę w podstawówce zaczną sześciolatki. A za rok do przedszkoli obowiązkowo trafią wszystkie pięciolatki. Założenie jest takie: że im szybciej zaczną naukę, tym lepiej będą przygotowane do dorosłego życia. Zamiast tracić czas z misiami, lepiej siedzieć w ławce i wkuwać. Tak jest na Zachodzie i tak ma być w IV RP.
"Nowy Dzień" sprawdził, co tak naprawdę oznacza cudowna recepta ministra dla rodziców i 700 tys. dzieci urodzonych w 2000 i 2001 r. Zamiast cudu grozi nam chaos.
Już za rok przedszkola będą pękać w szwach. Dziś tylko co drugi czterolatek chodzi do przedszkola. Reszta spędza czas w domu pod opieką rodziców lub niani. Za rok wszystkie dzieci będą musiały karnie stawić się w przedszkolach. To jedyny sposób, by w 2007 r. były gotowe do nauki w podstawówce. Czy w przedszkolach znajdzie się miejsce dla dodatkowych 180 tys. maluchów? Przecież wiele placówek polikwidowano. A na wsiach prawie w ogóle ich nie ma!
Albo gminy pobudują nowe przedszkola, albo - co bardziej prawdopodobne - obecne czterolatki trafią po prostu do zerówek razem z dziećmi o rok starszymi.
Jeszcze większe zamieszanie czeka nas później - gdy obydwa roczniki pójdą jednocześnie do pierwszej klasy podstawówki. W szkołach na wielkich osiedlach już dziś jest taki tłok, że dzieci uczą się na dwie zmiany. Żeby się pomieścić, szkoły każą uczniom przychodzić nawet na trzecią zmianę. Kto zadba o bezpieczeństwo sześciolatków wracających wieczorem z lekcji?
Jeszcze gorzej będzie w podstawówkach połączonych z gimnazjami - na przerwach i boiskach spotkają się maluchy i 15-letnie wyrostki. Dyrektorzy szkół pytają: kto upilnuje, aby najmłodszym nie stała się krzywda?
Nauczyciele nie mają pojęcia, jak w jednej klasie (nawet 30 osób) uczyć dzieci w różnym wieku. Albo wyrównają poziom do starszych dzieci i ucierpią młodsze, albo obniżą poziom do sześciolatków - a siedmiolatki będą się wolniej uczyć. (PAP)