Kierownictwo NASA współwinne katastrofy Columbii?
Wady zarządzania programem lotów
wahadłowców kosmicznych w NASA były nie mniej ważną przyczyną
katastrofy promu Columbia 1 lutego br., jak uszkodzenie skrzydła
statku fragmentem oderwanej izolacji pianowej, co bezpośrednio
doprowadziło do jego eksplozji.
Do takiego wniosku doszła specjalna komisja badająca przyczyny wypadku pod kierownictwem emerytowanego admirała Harolda W. Gehmana. Ma ona ogłosić oficjalny raport ze swoich prac pod koniec sierpnia, ale już w piątek jej członkowie przedstawili dziennikarzom swoje wstępne ustalenia.
W ostatni poniedziałek przeprowadzono w NASA eksperyment, który wykazał, że drobny fragment izolacji pianowej, jaki oderwał się od zbiornika paliwa rakiety nośnej w czasie startu 16 stycznia, uderzając w lewe skrzydło wahadłowca uczynił w nim dziurę znacznej wielkości, wystarczającą, aby w czasie wchodzenia w atmosferę podczas lądowania z ogromną szybkością doprowadzić do eksplozji statku.
Kierownictwo NASA wiedziało o oderwaniu się fragmentu izolacji pianowej w czasie startu, ale uznano wtedy, że nie może ona spowodować uszkodzenia zagrażającego bezpieczeństwu lotu i załodze. W katastrofie Columbii zginęło wszystkich siedmioro astronautów znajdujących się na jej pokładzie.
W e-mailu wysłanym do astronautów w czasie lotu dyrektor misji określił uderzenie skrzydła ułamkiem izolacji pianowej jako "niewarte nawet wzmianki", co całkowicie uspokoiło załogę promu.
Konkluzja ta doprowadziła do szeregu dalszych błędnych decyzji. Wbrew zaleceniom niektórych inżynierów w NASA, nie wykonano m.in. zdjęć satelitarnych wahadłowca w czasie lotu, które - ich zdaniem - pozwoliły by na stwierdzenie, że skala uszkodzenia statku jest dużo większa niż sądzono.
Zdjęcia promu w czasie startu wykryły uderzenie skrzydła przez oderwany fragment izolacji, ale ich jakość była na tyle słaba, że błędnie oceniono na ich podstawie stopień zagrożenia.