Macron wystraszony, Francja wstrząśnięta. Bardella idzie po władzę
Jordan Bardella, polityk stworzony przez Marine Le Pen, poprowadził skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe do zwycięstwa we francuskich eurowyborach. Kolejny cios może zadać Emmanuelowi Macronowi w przyśpieszonych wyborach parlamentarnych. Niewykluczone, że jego apetyt na władzę jest większy, niż wydaje się samej promotorce.
Ciemny garnitur i krawat, śnieżnobiała koszula. Na twarzy śmiertelna powaga. Przemawiając do narodu 9 czerwca 2024 roku, Emmanuel Macron wyglądał, jakby był na pogrzebie. Z jego punktu widzenia poniekąd tak było - francuskie wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało z przygniatającą przewagą (ostatecznie 31,37 proc.) skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN).
"Usłyszałem wasze przesłanie, wasze obawy i nie pozostawię ich bez odpowiedzi. Francja potrzebuje zdecydowanej większości, aby działać w spokoju i harmonii" - mówił prezydent z Pałacu Elizejskiego. Chwilę później ogłosił rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego i przedterminowe wybory, których pierwsza tura odbędzie się 30 czerwca, a druga 7 lipca.
Prezydencka partia Odrodzenie (14,60 proc. poparcia) reaguje niedowierzaniem. Socjaliści (13,83 proc.) krzykiem o "powstrzymaniu faszystów".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jordan Bardella, przewodniczący RN, błyskawicznie tweetuje: "Jesteśmy gotowi stworzyć nową większość dla Francji: wzywam Francuzów, aby do nas dołączyli".
Marine Le Pen, która stworzyła Bardellę, i która kieruje teraz partią z tylnego fotela: "Jesteśmy gotowi przejąć władzę". Liczyła, że RN realną władzę przejmie dopiero po wyborach w roku 2027. Tymczasem może przyśpieszyć to sam Macron. RN jest zdecydowanym faworytem wyborów. Jeśli zdobędzie większość, prezydent będzie nadal kierował polityką obronną i zagraniczną. Straci jednak kontrolę nad polityką wewnętrzną.
Po raz pierwszy od ponad 20 lat, od czasów prezydentury Jacquesa Chiraca, gdy premierem był socjalista Lionel Jospin, może dojść do kohabitacji. Bardella - jeśli do tego dojdzie - będzie najmłodszym premierem w historii Francji. 29 lat skończy dopiero we wrześniu.
W następnych dniach po wystąpieniu Macrona "szok" był słowem bodaj najczęściej odmienianym przez wszystkie przypadki we Francji, ale również w Europie. Powód można sprowadzić do jednego - RN w pojmowaniu tego, czym jest Unia Europejska, różni się od Macrona w niemal każdym szczególe.
Możliwe, że właśnie na antyunijnym strachu Francuzów, Macron oparł decyzję o rozwiązaniu parlamentu. W ostatnich wyborach prezydenckich to on dał mu zwycięstwo nad Marine Le Pen. Tyle że od 2022 roku we francuskiej polityce wiele się zmieniło.
I Le Pen stworzyła Bardellę
"Frexit", rezygnacja z euro, wyjście ze strefy Schengen - to drapieżna Le Pen sprzed wyborów prezydenckich w 2017 roku. Efekt - przegrana z Macronem. Opuszczenie zintegrowanego dowództwa wojskowego NATO, zmiana Unii od wewnątrz, niejednoznaczne podejście do wojny w Ukrainie - to już Le Pen z kampanii w roku 2022. Efekt - przegrana z Macronem.
Po tych porażkach wieloletnia liderka RN zmieniła taktykę. Zużyła tony politycznego pudru, aby zamaskować niedoskonałości Jordana Bardelli, którego osobiście namaściła na lidera swojej partii. Udało się i teraz to on - obok swojej mentorki - jest lokomotywą RN.
Przełomowy dla jego kariery okazał się rok 2017. Miał 22 lata, a na koncie kilkuletnią już działalność we Froncie Narodowym (pod takim szyldem Zjednoczenie Narodowe działało do 2018 roku). Jego największym sukcesem było wejście w 2015 roku do rady regionu Île-de-France.
Po tamtej kampanii większą sławę od Bardelli zdobyła zresztą jego ówczesna dziewczyna Kelly Betesh, która znajdowała się na plakatach Frontu Narodowego. Z jednej strony plakatu pozowała z odsłoniętą twarzą pomalowaną w barwy narodowe z podpisem: "Wybierz swoje przedmieście", z drugiej z muzułmańskim nakryciem głowy z hasłem: "Głosuj na front!".
Wybór skrajnie prawicowej partii w przypadku Bardelli może wydawać się zaskakujący - jest potomkiem włoskich emigrantów zarobkowych. Raczkujący polityk tłumaczył, że wybrał prawicę, bo widział, jak z powodu migrantów dochodzi do degradacji przedmieść francuskich miast. Przywoływał osiedle Gabriel Péri w Saint-Denis, w którym dorastał.
W jego historii o ubogim dzieciństwie zgrzyta to, że ojciec był stosunkowo zamożnym człowiekiem i choć rozwiódł się z matką Jordana, to opłacił synowi choćby naukę w dobrej katolickiej szkole.
We wrześniu 2017 roku Jordan Bardella jeszcze przeżywał nieudany start do Zgromadzenia Narodowego, ale to właśnie wtedy trafił milion w politycznym lotto. Pomogła mu w tym Kerridwen Chatillon jego kolejna dziewczyna, a równocześnie córka Frédérica Chatillona, wieloletniego przyjaciela i doradcy Marine Le Pen.
Jak twierdzi Pierre-Stéphane Fort, autor książki "Le Grand Remplaçant" ("Wielki zastępca") o "ukrytej twarzy" nowego idola skrajnej prawicy, to Kerridwen po raz pierwszy doprowadziła do spotkania Bardelli z Le Pen - umożliwiła mu wizytę w posiadłości liderki RN.
Dla niego musiało to być doświadczeniem porównywalnym do tego, które wyznawcy islamu przeżywają, pielgrzymując do Mekki. Wprowadzony przez osobę z zaufanego kręgu wreszcie mógł porozmawiać z ubóstwianą przez siebie polityczką dłużej niż kilka chwil w trakcie kampanii. Najwyraźniej wykorzystał ten czas co do sekundy - w niespełna dwa tygodnie później Marine Le Pen ogłosiła nazwisko nowego rzecznika partii. Brzmiało: "Jordan Bardella".
"Trupów w szafie" nie stwierdzono
Piorunujące - tak można określić przyspieszenie kariery Bardella po dostaniu się do wewnętrznego kręgu Marine Le Pen. Zaliczając po drodze przewodniczenie młodzieżówce RN, został w 2019 roku liderem partyjnej listy do Parlamentu Europejskiego. Poszło mu olśniewająco. Skrajna prawica zdobyła wtedy ponad 5 mln głosów, wyprzedzając minimalnie ugrupowanie popierające Macrona.
Sam Jordan Bardella europosłem okazał się kiepskim - w minionej kadencji większość debat pomijał, a jego "urobek" zamknął się zgłoszeniem 21 poprawek. Usprawiedliwiać może go to, że był już wiceprzewodniczącym Zjednoczenia Narodowego i sprawy krajowe zaprzątały go bardziej od europejskich.
Zjazd Zjednoczenia Narodowego, który w lipcu 2021 roku odbył się w Perpignan, oficjalnie miał służyć do przedłużenia rządów Marine Le Pen. Akurat to - przy braku kontrkandydatów - było jedynie formalnością. Dziwić może najwyżej, że Le Pen dostała nie 100, a 98 proc. głosów.
Rzeczywistą stawką była posada pierwszego wiceprzewodniczącego. Rywalizowali Louis Aliot, mer Perpignan i Jordan Bardella. Walka była nierówna, bo choć Aliot był jednym z wieloletnich filarów RN i do niedawna partnerem życiowym Le Pen, to jej serce (polityczne) biło już dla Bardelli. Z miłości do europosła biło za to w tym czasie serce Nolwenn Olivier - siostrzennicy Marine Le Pen (Bardella dotąd oskarżany jest, że wykorzystał Nolwenn w instrumentalny sposób, choć zaprzeczają i on, i ona).
Nolwenn Olivier była bardzo blisko samej Le Pen. Przed wyborami prezydenckimi w 2022 roku miała jej doradzać pojawienie się na TikToku, a także zmianę garderoby z ciemnych strojów na jaśniejsze, bardziej żywe.
Wynik wyborów w partii był łatwy do przewidzenia. Młokos nie tylko wykosił starszego i bardziej doświadczonego konkurenta, ale we wrześniu de facto stanął na czele partii. To dlatego, że liderka RN zawiesiła szefowanie na czas rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej. To czasowe kierownictwo zostało zamienione na stałe w listopadzie 2022 roku. Marine Le Pen zdecydowała, że łatwiej będzie jej walczyć o prezydenturę w 2027 roku, jeśli RN będzie rządził - przynajmniej oficjalnie - ktoś inny.
Zjazd RN wybrał Jordana Bardellę (85 proc. głosów). Od tego czasu we francuskich mediach trwa poszukiwanie "trupów w szafie" lidera skrajnej prawicy. Efekt, delikatnie mówiąc, jest kiepski. Na przykład "Le Monde" doniosło, że starano się powiązać z nim anonimowe konto na Twitterze z treściami rasistowskimi. Bardella zaprzeczył, a twardych dowodów zabrakło.
"Bardellomania" się rozkręca
"Cyborg Le Pen", "Złoty chłopak Le Pen", "Złote dziecko RN" - francuskie media prześcigają się w wymyślaniu określeń na Jordana Bardellę. Sama Marine Le Pen mówi o nim po prostu: "Dar niebios". I z jej punktu widzenia rzeczywiście tak to musi wyglądać.
O tym, że zainwestowała w niego nie tylko politycznie, ale również finansowo wspominał przywoływany już Pierre-Stéphane Fort. Według niego medialne szkolenie lidera RN miało kosztować setki tysięcy euro. Nie było przy tym łatwe, bo "Bardella ma predyspozycje do komunikowania się z wyborcami i jest w tym dobry, ale nie jest to wrodzone, a jest efektem kilkuletniej pracy".
Bardziej surowy dla Bardelli był Pascal Humeau, były specjalista ds. komunikacji w RN: "Był pustą skorupą o dość ograniczonej osobowości". Humeau uważa, że nawet entuzjazm i słynny już uśmiech są efektem żmudnego szkolenia.
Jeśli w Bardellę rzeczywiście zainwestowano małą fortunę, to pieniądze zostały ulokowane bardzo dobrze. Spece od PR szybko zbadali, że ma wrodzony talent do uwodzenia wyborców, głównie tych młodych. Widać to choćby po tym, że na TikToku obserwuje go aktualnie 1,7 miliona Francuzów, a ich liczba rośnie z każdym dniem kampanii.
Na filmikach Bardella jest niemal wszystko: pije wino z plantatorami, podpisuje pamiętniki dzieciom, zachwala francuski miód, wygłasza płomienne mowy na wiecach (po zainteresowaniu związkiem z Nolwenn Olivier zrezygnował tylko ze zdjęć prywatnych). Hitowy okazał się klip, w którym inaugurował kampanię wyborczą w nocnym klubie z drinkami i DJ-em. Zresztą - czegokolwiek nie wrzuciłby lider RN, odsłony idą w setki tysięcy lub w miliony odsłon.
Większość klipów łączy kilka rzeczy. Przy selfie zawsze jest najpierw "przytulas", a potem obowiązkowy błysk białych zębów. Szef RN zawsze wygląda przy tym jak z żurnala - garnitur (czasem, ale nie za często golf), krawat, nienaganna fryzura. Jeśli luz, to kontrolowany.
To dobry przepis na to, jak będąc politykiem, zyskać status gwiazdy - Bardella, jako jedyny polityk znalazł się na liście 50 najpopularniejszych postaci tygodnika JDD, na 30. miejscu. I wyraźnie przebił Marine Le Pen, która w poprzedniej edycji też była w "Top 50", ale dopiero na miejscu 48. To dobrze pokazuje jego niepodważalną (i rosnącą) pozycję we władzach partii, ale też w świadomości Francuzów.
We Francji mówi się nawet o "Bardellomanii" lub "zjawisku Bardelli" - wśród wyborców w wieku 18-24 lat może liczyć na ok. 30 procent poparcia. W porównaniu z eurowyborami z 2019 roku, w tych ostatnich zyskał również wśród elektoratu +65 - wzrost z 19 proc. do obecnych 23.
Akurat najstarszych mogą przekonywać jego przemówienia - lider RN stał się niezłym mówcą. Dowiódł tego choćby w debacie, w której przed wyborami do Europarlamentu zmierzył się z premierem Gabrielem Attalem. I choć komentatorzy ocenili, że premier wypadł lepiej, to ich pojedynek nie miał wpływu na sondaże.
Dla każdego coś miłego
Po ogłoszeniu przedterminowych wyborów Jordan Bardella zarzuca wyborców pomysłami na Francję. W pierwszej kolejności uspokaja jednak: "Uznaję Rosję za zagrożenie o wielu wymiarach, zarówno dla Francji, jak i Europy". Zapewnia również, że Francja nadal będzie wspierała Ukrainę "logistycznie i sprzętowo" (z zastrzeżeniem, że nie będzie to sprzęt, którym można atakować cele w Rosji). Ta deklaracja jest niezbędna, bo Marine Le Pen wielokrotnie wypominano bagatelizowanie polityki Władimira Putina, wielomilionowe pożyczki zaciągnięte w rosyjskich bankach i poparcie aneksji Krymu.
Bardella zapowiada radykalne ograniczenie napływu migranów - proponuje m.in., aby nielegalny pobyt był uznawany za przestępstwo. Chce również, aby ci, którzy przez rok nie podjęli pracy, tracili prawo pobytu. Gra na strachu przed islamskim terroryzmem, a przecież Francuzi, wracając myślami do zamachów z roku 2015 w Paryżu i 2016 w Nicei, wciąż są wstrząśnięci.
"Nie ma Francuza, ani Francuzki, którzy nie baliby się o swoje bezpieczeństwo" - powtarzał Bardella podczas wtorkowej debaty, w której wystąpił ponownie z Gabrielem Attalem i Manuelem Bompardem reprezentującym Nowy Front Ludowy. W czasie debaty lider RN rozwinął pomysł likwidacji "prawa ziemi", które polega na przyznawaniu obywatelstwa dzieciom obcokrajowców urodzonym we Francji. Postulował również ograniczenie dostępu do opieki medycznej dla nieposiadających dokumentów pobytowych.
Rolnikom obiecuje wprowadzenie programu zwiększającego spożycie francuskich produktów. Pracodawcom wprowadzenie możliwości podwyżek dla pracowników o 10 proc. bez składek pracodawcy przez pięć lat, a pracownikom odwrócenie reformy emerytalnej Macrona (wiek emerytalny ma być stopniowo podnoszony do 64 lat).
Lider RN wspomina o obniżeniu podatku VAT na energię i paliwo oraz likwidację zasiłków rodzinnych dla rodzin nieletnich recydywistów. Zapowiedział również duże zwiększenie wydatków i cięć podatkowych, co dla kraju, w którym dług publiczny wynosi 110 proc. PKB, może przynieść opłakane skutki.
Zwiastunem wojny z Brukselą jest z kolei zapowiedź redukcji francuskiej składki członkowskiej. "Nie ma powodu, dla którego wszyscy powinni ciąć wydatki, a Unia nie. Im mniej będziemy oddawali Unii, tym więcej zostanie na wspieranie francuskiej gospodarki" - stwierdził Bardella.
RN nie ukrywa również, że nie odstąpiło od pomysłu odebrania Komisji Europejskiej władzy decyzyjnej. Nie chce również we Wspólnocie państw bałkańskich i Ukrainy.
Macronowi puszczają nerwy
Francuzom najwyraźniej podoba się to, co mówi Jordan Bardella. Według badań ośrodka Elabe i Ipsos RN może zdobyć od 35,5 do 36 proc. głosów. Nowy Front Ludowy (koalicja lewicy) może dostać 27-29,5 proc. Z kolei blok prezydencki, w którego skład wchodzi Odrodzenie, zanotował poparcie 19,5-20 proc.
Takie wyniki oznaczają, że RN może liczyć na 250-280 miejsc w paramencie, w którym bezwzględna większość to 289. Dla skrajnej prawicy to wynik kosmiczny. W 2007 roku, gdy Frontem Narodowym rządził jeszcze Jean-Marie Le Pen, partia nie miała w Zgromadzeniu Narodowym żadnego przedstawiciela. Gdy został zdetronizowany przez własną córkę, zaczęła się droga w górę. 2012 rok - 2 mandaty, 2017 - 8, 2022 - 89.
Przy rozkładzie głosów prognozowanych w sondażach obóz prezydencki, który obecnie dysponuje 245 mandatami, dostałby zaledwie 90-110 miejsc. Nic dziwnego, że Emmanuelowi Macronowi puszczają nerwy.
W podkaście "Generation Do It Yourself" stwierdził, że program RN oraz Nowego Frontu Ludowego może doprowadzić do wojny domowej w kraju. Krytykę Macron wycelował głównie w RN. Uznał, że przy rozwiązywaniu problemów takich jak przestępczość czy migracja, skrajna prawica opiera się na "stygmatyzacji lub podziałach". Prezydent argumentował: "Kategoryzują ludzi pod względem ich religii lub pochodzenia i dlatego prowadzą do podziałów i wojny domowej".
Bardella odpowiedział mu w stacji M6: "Prezydent nie powinien tak mówić. Chciałbym przywrócić bezpieczeństwo wszystkim Francuzom".
Mocniej uderzyła Marine Le Pen w radiu RTL: "W każdej kampanii prezydenckiej mówił [Macron - red.]: albo ja, albo chaos. Myślę, że Francuzi zdali sobie sprawę, że to właśnie on jest chaosem, uosabiał chaos, odkąd po raz pierwszy został wybrany.
Znów może wygrać w politycznym lotto
Bardella - zaraz po ogłoszeniu wyborów - jasno określił, że gra o całą pulę, czyli większość bezwzględną. Zapewnia, że jeśli RN jej nie zdobędzie, to on nie stanie na czele rządu. Z kolei Emmanuel Macron zapowiedział, że nie ustąpi ze stanowiska w przypadku zwycięstwa RN.
Pierwszy z nich nigdzie nie musi się śpieszyć, drugi wie, że ustępując z urzędu w 2027 roku, będzie zapamiętany jako ten, który dopuścił do ostatecznego rozkładu "kordonu sanitarnego" wokół skrajnej prawicy. Dzięki jego polityce obecnie wzrosły szanse na to, że wybory prezydenckie za trzy lata również wygra prawicowy kandydat.
W tej roli widzi się oczywiście Marine Le Pen (Macron - w odróżnieniu od niej - nie wychował sobie następcy). Największym zagrożeniem dla zrealizowania jej życiowej ambicji może się okazać jej uczeń, którego urobiła na swoje potrzeby niczym ludzika z plasteliny. Według jednego z sondaży opublikowanego w maju, 52 procent wyborców RN oddałoby głos na Bardellę. 43 poparłoby Le Pen. Pytanie, czy jest gotów na taką konfrontację wewnątrz "rodziny", w końcu to tylko sondaż.
Wojna Le Pen-Bardella, choć to rozważania czysto hipotetyczne, może być w ogóle niepotrzebna. We wrześniu przed paryskim sądem ma rozpocząć się proces, w którym wśród oskarżonych o sprzeniewierzenie środków UE jest Marine Le Pen. Chodzi o finansowanie działalności partii z unijnych pieniędzy. Wyrok spodziewany jest w listopadzie.
W przypadku uznania winy, Le Pen nie mogłaby walczyć o wymarzoną prezydenturę. Dla Jordana Bardelli byłaby to kolejna wygrana w politycznym lotto Francji.
Paweł Wiejas, dziennikarz Wirtualnej Polski