"Abu Harbi", wróg numer jeden. "Dziś w południe otwieramy dla was granicę do Polski"
Przemytnicy z "Abu Harbi" ogłosili szokującą "promocję": kto poda nazwisko polskiego żołnierza zabitego na granicy z Białorusią, ten dostanie zniżkę na transfer do Niemiec. - Słyszał o nich chyba każdy planujący przejście do Polski - opowiadają Wirtualnej Polsce migranci, którzy w ciągu kilku ostatnich miesięcy przekraczali granicę.
Kim są i ilu ich jest - trudno jednoznacznie określić. Wiadomo za to, że bez rozbicia grup przemytniczych, takich jak "Abu Harbi", zatrzymanie migracji przez granicę z Białorusią będzie trudne.
- Według mnie "Abu Harbi" są Jemeńczykami. Mają pozwolenie Białorusinów, aby przy granicy robić, co chcą. To biznes - słyszymy od rozmówcy na Podlasiu.
"Abu Harbi" nazywają siebie "królem lasów" na Podlasiu. Dają gwarancję "wejścia na polską ziemię" i ogłaszają, że przejścia z nimi nadal kończą się sukcesem. Ktoś nie wierzy? Od czego jest PR. W sieci pojawiają się - nagrane w Niemczech - podziękowania wdzięcznych klientów. Przypominają reklamę wycieczki z pakietem all inclusive: za wizę do Rosji, transfer na Białoruś, przerzut przez płot i transport przez Polskę "turysta" płaci 4-5 tys. dolarów. Jeśli komuś brakuje pieniędzy, ten może poczekać na promocje ogłaszane przez "Abu Harbi".
"Synu, próbuj i ty"
Nazwa przemytniczej grupy to także internetowy czat, na którym udzielane są informacje o przejściach polsko-białoruskiej granicy. Niedawno oferowali zniżkę dla pierwszych osób, które podadzą nazwisko zabitego na granicy polskiego żołnierza, albo nazwę organizacji pomagającej migrantom w Polsce. Zapewniają, że przejścia nadal się udają. To strategia utrzymania zainteresowania obcokrajowców szlakiem migracyjnym przez Białoruś.
- Gdybym mógł to ogłosić wszystkim ludziom w Syrii, którzy chcą z niej uciekać, to powiedziałbym im: "Wybierzcie inną, bardziej bezpieczną drogę. Korzystajcie z legalnych możliwości" - mówi z kolei Hamad, 23-letni Syryjczyk z Aleppo, miasta, w którym przez cztery lata toczyła się bitwa w wojnie domowej.
Jego też skusiła oferta, bo kilku jego kolegom wcześniej udało się przekroczyć granicę. Pisali mu na Whatsaappie, że są w Niemczech, że mają pracę, że jest OK. Rodzice mu pozwolili: "Synu, próbuj i ty".
Jako student uzyskał rosyjską wizę. Spakował prowiant, wełniane swetry, kurtkę zimową i samolotem syryjskich linii lotniczych dotarł do Moskwy. Stamtąd za 250 dol. przewieziono go na granicę polsko-białoruską. Jak opisuje, podróż kosztowała go mniej niż "all inclusive" - zapłacił około 3200 dolarów (nie opłacił "raty" za transport do Niemiec).
Przekroczyć granicę spróbował w listopadzie 2023 roku i został postrzelony. Pokazuje bliznę po operacji wyjęcia kuli z okolic kręgosłupa. Żandarmeria i prokuratura prowadzą nadal dochodzenie o okolicznościach oddania strzałów. Hamad uzyskał już status uchodźcy. Mieszka w Białymstoku. Utrzymuje się z 700 zł zasiłku.
"Niewyobrażalne, że zabili tego chłopaka"
Syryjczyk zna już nieco język polski. Jednak artykuły o sobie i komentarze czytelników musiał tłumaczyć sobie internetowym translatorem.
- Powiedz mi, czemu Polacy piszą: "Szkoda, że żołnierz nie strzelił mu głowę". Co ja takiego złego zrobiłem, żeby mnie zabijać? - dopytuje. - Ja tylko biegłem przez las.
Do dziś jest w szoku, że ludzie, którzy go nie znają, życzyli mu śmierci.
Tłumaczę mu, że część Polaków uważa, że przez granicę idą tabuny cwaniaków, chcące żyć na niemieckim socjalu. Przypominam mu też, że na granicy zginął po dźgnięciu nożem przyczepionym do kija polski żołnierz Mateusz Sitek. Stąd zwiększona wściekłość i gniew wobec cudzoziemców idących przez las.
- Wiesz, dla mnie to niewyobrażalne, że zabili tego chłopaka - mówi Hamad. - Ludzie planujący przejście nie zakładają, że po drodze będą musieli mordować. Przecież w ich interesie jest pokonanie granicy bez zwracania uwagi. Celem są Niemcy, Belgia czy Finlandia - tłumaczy Syryjczyk. - Ci, którzy atakują polskich żołnierzy, to albo mafia, czyli zawodowi przemytnicy, albo ci, których wcześniej pobito i cofnięto na Białoruś. Wiadomo, że tacy będą źli i zdesperowani. Będą pragnęli zemsty.
"Biegnij przed siebie"
Do listopadowego dnia Hamad wraca niechętnie. Pamięta, że było bezwietrznie, bo dym z ogniska szedł prosto w górę. Było też ciepło i nie musiał nawet zakładać zimowej kurtki z futrzanym kołnierzem, którą miał ze sobą.
Biwakował pod graniczną barierą około sześciu dni. Z jego obserwacji wynikało, że w okolicy mogło być grubo ponad kilkaset osób. Może nawet 2 tys., bo na każde 100 metrów przypadała około 30-osobowa grupa. Byli z różnych krajów. Z Afryki i Bliskiego Wschodu. Z Afganistanu i Iraku, a nawet z Pakistanu i Bangladeszu, choć oni mogliby przecież legalnie przyjechać do Polski.
Ludzie w tych grupach dobierali się na czas przejścia w szóstki. I właśnie te szóstki o umówionej porze próbują przejść barierę. Komu się uda uciec przed pogonią, ten wygrywa.
W szóstce Hamada było jeszcze trzech Syryjczyków oraz dwóch Marokańczyków. Poznał ich po akcencie, choć udawali, że też są z Syrii: - Kto jest kim, można rozeznać tylko po odcieniu skóry i mowie. Rozszyfrowałem ich.
- Organizator, chyba Jemeńczyk, przyszedł do nas i powiedział: "Bądźcie gotowi, dziś o godz. 12 otwieramy dla was granicę do Polski" - opowiada Hamad.
Wspomina, że zdziwił się, słysząc słowo "otwieramy". No bo co to znaczy? Jemeńczyk zastrzegł jednak, żeby o nic więcej nie pytać, tylko jak otworzy przejście, biec przed siebie jak najszybciej.
Ostrzegł, że za grupą ruszy pościg wojska, a mundurowi mają psy. W razie odgłosów patroli trzeba zmieniać kierunek ucieczki przez las. Przemytnik poinstruował też, gdzie orientacyjnie czekać na kontakt z osobą, która przewiezie uciekających dalej od granicy.
"Wtargnięcie". Strategia przemytników
Hamad wspomina, że Jemeńczyk był punktualny - rzeczywiście zjawił się w samo południe. Nie wiadomo czym, ale bez żadnego hałasu przeciął przęsło bariery, odgiął je, robiąc lukę do przejścia. Polski patrol stał kilkadziesiąt metrów dalej, ale początkowo żołnierze się nie zorientowali i nie podnieśli alarmu.
Rozpoczęło się "wtargnięcie" - tym słowem przekraczanie granicy określają nasi żołnierze. Syryjczyk biegł przed siebie przez las, tracąc z każdym krokiem oddech. Po kilku kilometrach szóstka poruszała w już odstępach. Nagle dwóch jego towarzyszy skręciło w bok. Wtedy Hamad najpierw usłyszał krzyk. Padł strzał, po którym poczuł uderzenie w plecy. Już leżąc na ziemi, usłyszał cztery kolejne strzały i dostrzegł biegnącego do niego człowieka w mundurze.
Według żandarmerii i prokuratury migranci dotarli w okolice miejscowości Topiło w Puszczy Białowieskiej. Wojskowy prokurator płk Radosław Wiszenko tłumaczył w mediach, że postrzelenie to skutek "nieszczęśliwego wypadku, potknięcia się przez żołnierza" przy oddawaniu strzałów alarmowych w powietrze. Tę wersję ma zweryfikować biegły z zakresu balistyki i broni. Kula utkwiła przy kręgosłupie Syryjczyka, a rannemu groził niedowład nóg. Po dwóch operacjach w szpitalu w Hajnówce udało się zażegnać niebezpieczeństwo.
- W toku postępowania nie przedstawiono nikomu zarzutów popełnienia przestępstwa. Nadal trwa oczekiwanie na wydanie opinii biegłego z zakresu zasad użycia broni palnej - przekazał Piotr A. Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Miliony do podziału
Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej rozpoczął się latem 2021 roku. Jest on elementem wojny hybrydowej przeciwko Polsce i UE prowadzonej przez reżim Alaksandra Łukaszenki. W październiku 2021 roku migranci przy pełnej współpracy białoruskich służb dokonali 17 tys. usiłowań przekroczenia granicy. W 2022 roku, aby utrudnić przejścia, zbudowano zaporę graniczną - metalowy płot, z zasiekami z drutu żyletkowego oraz systemami monitoringu.
W 2024 roku wrosła liczba przejść - okazało się, że przemytnicy doskonale znają już słabe punkty konstrukcji - m.in. rozginają przęsła, używając lewarków samochodowych.
Przerzut ludzi to nie tylko doskonały biznes dla przemytników, ale również dla zarabiających na nich białoruskich służb. Zresztą zarabiających jest więcej - zarabia reżim w Syrii (wyjeżdżający płacą łapówki za paszport), a następnie władze Rosji i Białorusi, bo tolerują działalność przemytników.
Zakładając, że, jak wyliczył Syryjczyk, przed granicą mogło być jednocześnie 2 tys. osób, daje to 6,5 mln dolarów do podziału. Według danych Straży Granicznej aktualnie liczba usiłowań przekroczeń polsko-białoruskiej granicy spadła z niemal 300 dziennie w maju do około 100 w czerwcu. We wtorek 18 czerwca było takich prób 80.
W rozmowie z Money.pl Maciej Duszczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji komentował, że może to być efekt wprowadzenia strefy buforowej oraz wysłania na granicę większej liczby żołnierzy i funkcjonariuszy.
- Przemytnicy, którzy sterują całym tym ruchem po stronie białoruskiej, obserwują, jak to wszystko teraz funkcjonuje. My staramy się uprzedzić ich ruchy, oni patrzą, jak my reagujemy - powiedział wiceminister Duszczyk.
***
Hamad, pytany o plany w Polsce zwierza, się, że na razie pomaga w udzielającym mu gościny polskim domu. Czyta książki, uczy się języka polskiego. Planuje znaleźć pracę w branży produkcji okien - jego ojciec prowadził przed wojną taki zakład w Allepo. Matka powiedziała mu przez telefon: - Jeśli poczujesz, że dobrze ci w Polsce, to już tam zostań.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski
Na prośbę bohatera tekstu zmieniliśmy jego imię