Jak smakuje stokrotka
Zupa z pałki wodnej, sok z brzozy, a nawet
konik polny przysmażany na ogniu - takimi przysmakami żywiły się
nie tylko pierwotne ludy. Znają je współcześni żołnierze formacji
specjalnych, instruktorzy survivalu i botanicy.
"Na szkoleniach żołnierze GROM muszą posiąść pełną wiedzę na temat zdobywania żywności w ekstremalnych sytuacjach" - mówi ppłk Leszek Drewniak (dziesięcioletni staż w GROM), obecnie prezes zarządu Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM.
"W czasie ćwiczeń oddziału zdarzało mi się, że przez kilka dni nie jadłem i nie piłem. Pamiętam, że w dżungli Ameryki Południowej był rodzaj palmy, która w środku miała białe robaczki. Zjadłem je na surowo, i byłem tak głodny, że już nie pamiętam, czy mi smakowały. Były bardzo pożywne, miały w sobie dużo proteiny" - opowiada Drewniak.
Również w programach obozów harcerskich przewiduje się specjalne zajęcia ze sztuki przetrwania: harcerze muszą przez całą dobę żywić się tylko tym, co sami znajdą w lesie. "Wielu harcerzy dobrze sobie radzi, bo nie ma takiej pory roku, żeby nie można było czegoś zjeść - pytanie tylko, na ile to jest pożywne" - uważa autor podręcznika survivalu dla harcerzy, Bogdan Jaśkiewicz.
W książce "Dzikie rośliny jadalne Polski" dr Łukasz Łuczaj, botanik i instruktor survivalu, podaje, że rośliny o jadalnych częściach stanowią 1/3 wszystkich roślin. Autor twierdzi, że "na własnym żołądku" wypróbował blisko połowę z nich. Jednak we wstępie do książki podkreśla, że nie bierze odpowiedzialności za ostateczny wpływ dzikich roślin na zdrowie innych ludzi.
"Wiedza o wielu gatunkach roślin dzikich pochodzi z literatury o Indianach czy ludach Syberii. Ludzie ci mieli nieco inne żołądki i żyli często w okresach niedoboru pokarmów. Ja sam nigdy nie miałem problemów żołądkowych po zjedzeniu dzikich roślin czy owadów" - powiedział Łuczaj.
"Na co dzień jem to, co inni: mięso, rośliny uprawne. Zdarzyło mi się jednak, że przez dwa dni, kiedy byłem w Beskidzie Niskim, żywiłem się tylko leśnymi roślinami i owadami. Moją ulubioną "dziką" potrawą były koniki polne, przysmażane na blasze, i zupa z pałki wodnej" - wyznał Łuczaj.
Zdecydowana większość botaników zaleca ostrożność w eksperymentach kulinarnych z dzikimi roślinami, a zwłaszcza owadami. "Nigdy nie jadłam żadnego owada i nie mam takiego zamiaru, chociaż - jak słyszałam - Chińczycy jadają nawet pijawki w cukrze" - powiedziała dyrektor Ogrodu Botanicznego w Warszawie Hanna Werblan-Jakubiec.
"Jestem przeciwna polecaniu ludziom jedzenia dzikich roślin, bo są wśród nich gatunki bardzo trujące. Trzeba bardzo dobrze znać świat roślin, żeby ich próbować, inaczej można sobie zrobić krzywdę. Poza tym niektóre osoby mogą być uczulone na jakiś składnik chemiczny danej rośliny" - podkreśliła Werblan-Jakubiec.
Zapewniła natomiast, że bezpiecznie można spróbować - po sparzeniu wodą - młodych liści pokrzyw i mniszka lekarskiego, które nadają się na sałatkę. Bardzo pożywne są młode wiosenne pędy pałki wodnej, które należy obrać; ich białą część można przeżuwać lub dodać do zupy. Również liście i kwiaty stokrotki nadają się do konsumpcji.
Wśród owoców leśnych oprócz znanych powszechnie: jagód, malin, orzechów laskowych można spróbować żołędzi, zbieranych jesienią. Po ich rozłupaniu i tzw. ługowaniu (czyli moczeniu kilka razy w roztworze popiołu w wodzie) pozbywają się goryczy i są dobrym źródłem skrobi.
Znawcy żywności alternatywnej - przy wszystkich różnicach - zgodni są co do jednego: dzikie rośliny nie mogą zastąpić w pełni kalorycznego pożywienia. Dieta Indian i ludów Syberii nie jest zatem najlepszym wzorem do naśladowania dla współczesnych mieszkańców Europy.