Jak "Fryzjer" został szarą eminencją polskiej piłki
Aresztowany niedawno Ryszard F., "Fryzjer", jest podejrzany o założenie i szefowanie piłkarskiej mafii, ustawiającej mecze.
07.07.2006 | aktual.: 07.07.2006 08:36
W całym kraju trwają zatrzymania kolejnych sędziów i działaczy. Jednak na pytanie, jak właściciel zakładu fryzjerskiego w niewielkich Wronkach został szarą eminencją polskiej piłki, wciąż nie ma odpowiedzi. Dotarliśmy do ludzi, którzy twierdzą, że do swojej roli w polskiej piłce Ryszard F. został namaszczony przed laty w Poznaniu. Oficjalnie Ryszard F. karierę działacza piłkarskiego zaczynał w 1990 roku w wiejskim klubie LZS Czarni Wróblewo. – On zawsze był pasjonatem piłki. W czasach komuny specjalnie chodziłem do jego zakładu nie tylko się strzyc, ale także poczytać gazety sportowe– mówi Tadeusz Hojan, były piłkarz i obecny prezes Czarnych. "Fryzjerowi" udało się ściągnąć kilku doświadczonych graczy z poznańskich klubów i zespół przeszedł przez rozgrywki bez porażki.
We Wronkach go kochają
Ówcześni współpracownicy Fryzjera mówią o nim bardzo dobrze. – To mój przyjaciel– mówi Marek Kliszkowiak, wychowanek Olimpii Poznań. Grał w drużynie "Fryzjera", a potem został trenerem we Wronkach. W swojej piłkarskiej karierze miał do czynienia z różnymi działaczami, ale to właśnie F. nigdy go nie oszukał. "Fryzjer" w 1991 roku załatwił Czarnym patronat "Wrometu". Tak powstała Amica Wronki, która szybko awansowała, by w 1995 roku zawitać do ekstraklasy.
Skandal za skandalem
– Oczywiście, że go znałem. Był delegatem z pilskiego okręgu i aktywnym działaczem pierwszoligowego klubu– przyznaje Stefan Antkowiak, prezes WZPN. Z F. wiązała się wielka liczba skandali. Np. finał Pucharu Polski, rozgrywany w 1998 roku w Poznaniu. Wtedy w przerwie miał przebić ofertę Aluminium i sędzia miał pomóc Amice w zdobyciu pucharu. Wszyscy o tym mówili, ale nikt nie przedstawił dowodów. Działacze z Wronek nie wierzą w to kupno. To co mówią, nie poprawia jednak wizerunku polskiej piłki. To podobno jeden z obrońców Amiki krył napastnika Aluminium na tak zwany radar (w slangu piłkarskim: udawał, że broni).
Kolejna medialna afera z Ryszardem F. rozegrała się rok później i to na żywo. Bramkarz Polonii Warszawa Maciej Szczęsny po przegranym 0:1 meczu z Amiką zrugał sędziego i nazwał przed kamerami telewizji "pomocnikiem Fryzjera". Obiecał mu nawet dać fartuch z takim napisem. Co ciekawe, za te publiczne zniewagi nikt nie odważył się pociągnąć Szczęsnego do odpowiedzialności. Nikt także nie tknął "Fryzjera". Już wtedy mówiło się, że jest nie do ruszenia. Poza tym podobno miał też inne, wręcz magiczne zdolności. Potrafił przewidzieć obsadę sędziowską na całą kolejkę z kilkudniowym wyprzedzeniem, a nawet wpłynąć na jej skład. – Od dawna mówiło się, że "Fryzjer" wszystko może– przyznaje Stefan Antkowiak – Jednak, ile w tym prawdy, a ile bajania, nikt nie wie. "Cześć kurwiorzu..."
W roku 2000 warszawska ekipa Janasa wyrugowała "Fryzjera" z Amiki. Mówi się, że jego sława stała się zbyt niewygodna. We Wronkach twierdzą, że blokował nowej ekipie dostęp do kasy. Kolejna głośna sprawa wyszła na światło dzienne za sprawą "Nie", które opublikowało zdjęcie z jednej z hotelowych imprez piłkarskich, na której sędziowie i działacze piłkarscy całowali "Fryzjera" w rękę na klęczkach. Tę mafijną tradycję "Fryzjer" tłumaczył jako głupią zabawę, ale niesmak pozostał. W 2001 roku na stadionie Górnika Polkowice odezwał się do sędziego słowami: "Cześć, kurwiorzu". Usłyszał to obserwator PZPN i opisał w raporcie. Po tym fakcie Michał Listkiewicz uznał "Fryzjera" za persona non grata, co było równoważne z zakazem działania w I i II lidze. Wkrótce okazało się że zakaz był nieważny. – Formalnie nie mogliśmy go odwołać. "Fryzjer" i ten sędzia twierdzili, że w ten żartobliwy sposób zwykli się witać– mówi Stefan Antkowiak.
Kibic Lecha
Jeszcze przed wylotem z Amiki "Fryzjer" zaczął bywać na Lechu. Kolejorz grał wtedy w II lidze. Wiele osób twierdzi, że to "Fryzjer" uratował poznańską drużynę przed spadkiem do III ligi i w następnym sezonie pomógł wprowadzić do pierwszej. Dowodów na to oczywiście brak. Zaprzeczają temu członkowie ówczesnego zarządu. – Ja go nawet nie znałem – zapewnia Michał Lipczyński. Jednak ówczesny prezes Radosław Majchrzak, który również odcina się od pomocy "Fryzjera", potwierdza, że zazwyczaj siedział on na trybunie prasowej. O tym, kto go tam wpuszczał i w jaki sposób dostawał się w miejsce dostępne jedynie za akredytacją, już nie wspomina. Udało nam się ustalić, że "Fryzjer" czuł się tam, jak u siebie. Podobno bez skrępowania przez telefon kontrolował, co się dzieje na boiskach.
Witamy w bagnie
Udało nam się dotrzeć do kilku sędziów piłkarskich, którzy chętnie dzielą się swoimi spostrzeżeniami pod warunkiem zachowania anonimowości. – To się odbywało ponad naszymi głowami– opowiada jeden z arbitrów. – Ile ja sędziowałem spotkań, gdzie jedna z drużyn nie chciała się zbliżyć do bramki rywala na mniej niż 30 metrów. Oni po prostu nie chcieli wygrać– usłyszeliśmy. Sędziowie wątpią, aby całe 100 tysięcy, znalezione w bagażniku zatrzymanego sędziego Antoniego F., było tylko dla niego. Opowiadają, że aby piłkarze chcieli przegrać, to trzeba im wyrównać premie, które otrzymaliby za zwycięstwo. – Ci nie dość, że wychodzą na swoje, to jeszcze biegną obstawiać zakłady. Przecież wynik już znają– mówi jeden z arbitrów. Wielu jest tak bezczelnych, że już w autokarze świętują porażkę.
Wychowanek oficerów?
Kto nauczył małomiasteczkowego "Fryzjera" poruszać się tak doskonale w bagienku polskiej piłki? Większość działaczy nie potrafi, bądź nie chce o tym mówić, ale kilka osób potwierdza, że talent "Fryzjera" oszlifowano jeszcze w starej poznańskiej Olimpii. Jego mentorem miał być nieżyjący już pułkownik MO Edmund Sikora, który wytłumaczył mu, na czym ten biznes polega. Stara milicyjna kadra związana z gwardyjskim klubem przed 1990 rokiem zasłynęła z wielu interesów, w tym również nielegalnych, ale w tamtych latach takie afery były codziennością. – Działałem wtedy w Solidarności i byłem przesłuchiwany na komendzie MO w Poznaniu. Kilka lat później jestem na Olimpii i kogo widzę? Działacza klubu, który mnie przesłuchiwał. To był ubek – twierdzi nasz informator. Uważa, że tam narodził się "Fryzjer". Wielu naszych rozmówców wskazuje na to, że siła "Fryzjera" mogła wynikać nie tylko z jego samorodnego talentu.
Piotr Krysa