Groził zdetonowaniem bomby w fabryce kleju
200 tys. zł domagał się od dyrekcji fabryki kleju i zaprawy "Atlas" w Dąbrowie Górniczej jej były pracownik, grożąc zdetonowaniem w zakładzie ładunku wybuchowego w przypadku niespełnienia jego żądań. Ładunek, który znaleziono w fabryce, mógł uczynić spustoszenie w promieniu 20 metrów. Dwa dni później sprawca wpadł w ręce policji i trafił do aresztu.
O szczegółach sprawy poinformował zespół prasowy śląskiej policji. W czwartek mężczyzna został aresztowany na trzy miesiące. Za sprowadzenie powszechnego niebezpieczeństwa wybuchu może grozić mu do 10 lat więzienia.
Niebezpieczeństwo wybuchu zawisło nad dąbrowską fabryką w miniony poniedziałek, gdy na płycie kartonowo-gipsowej wewnątrz zakładu zauważono napis z żądaniem szantażysty. Groźbę zdetonowania ładunków wybuchowych w różnych miejscach anonimowy mężczyzna powtórzył tego dnia jeszcze kilkakrotnie w rozmowach telefonicznych z dyrektorem firmy.
Szantażysta wskazał nawet miejsce, gdzie dyrekcja fabryki miała przekazać pieniądze. Policja przygotowała tam zasadzkę, ale sprawca nie pojawił się, nie rezygnując jednak ze swoich żądań i nadal grożąc spowodowaniem wybuchów.
Po południu na taśmociągu w pobliżu napisu szantażysty pracownicy firmy znaleźli metalową tuleję, z której wystawała sprężyna. Ewakuowano załogę firmy. Z zachowania psa szkolonego do wykrywania ładunków wybuchowych wynikało, że wewnątrz może być bomba. Do akcji przystąpił zespół minersko-pirotechniczny śląskiej policji, neutralizując znajdujący się w tulei pocisk.
Był to aktywny pocisk o promieniu rażenia około 20 metrów. Mógł nie tylko zniszczyć urządzenia fabryki, ale także spowodować obrażenia u wielu osób - powiedział kom. Piotr Bieniak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Dwa dni później policjanci zatrzymali 23-letniego Janusza K., mieszkańca Chechła (Śląskie), który przyznał się do podłożenia ładunku. To były pracownik dąbrowskiej fabryki, który w ubiegłym roku sam odszedł z pracy; podobno skarżył się na złe traktowanie w zakładzie, ale w rozmowach z policjantami nie potrafił podać racjonalnych przyczyn swojego działania. Prawdopodobnie miał to być po prostu sposób na zdobycie pieniędzy.
Policja wyjaśnia teraz, skąd pochodził znaleziony w fabryce ładunek wybuchowy. Wiadomo, że mężczyzna był wcześniej w wojsku, jak dotąd nie dowiedziono jednak, że pocisk mógł pochodzić z jednostki wojskowej.