Gorąco wokół Aleksandry Jakubowskiej
Zrobiło się gorąco wokół Aleksandry Jakubowskiej. Najpierw przeciek do prasy o możliwych nadużyciach finansowych w kampanii wyborczej, potem aresztowanie męża. Opolski SLD już jej nie chce.
16.12.2004 | aktual.: 16.12.2004 10:08
Pod koniec listopada na zjeździe opolskiego SLD Aleksandra Jakubowska powiedziała dziennikarzom: ,Wracam do polityki". Dwa dni później ,Gazeta Wyborcza" podała, że byli lokalni prominenci oskarżeni w opolskiej aferze ratuszowej oraz szefowa Estrady Opolskiej zeznali, iż Jakubowska podczas ostatnich wyborów parlamentarnych korzystała z lewych pieniędzy.
Pani pani dla pani?
Miały one płynąć z kasy towarzystwa ubezpieczeniowego Heros - w Opolu kierowała nim ta sama osoba, która później była dyrektorem oddziału PZU. Według zeznań pani od Estrady szefowa Herosa zlecała jej organizowanie fikcyjnych imprez, a należność za faktury przekazywała Oli, jak familiarnie nazywa się Jakubowską na opolskich salonach. Zeznania dyrektorki Estrady - według rzecznika prokuratury - wyciekły z akt śledczych jeszcze w sierpniu. - Nie wiem, dlaczego ,Wyborcza" tak długo czekała z publikacją - mówi prokurator Roman Wawrzynek - ale ponad wszelką wątpliwość ustaliliśmy, że dziennikarka miała dostęp do materiałów prawie pół roku temu. Agnieszka Jukowska z opolskiego dodatku ,Gazety" potwierdziła nam, że długo pracowała nad tekstem.
Jakubowska oficjalnie zaprzeczyła zarzutom i dodała poza protokołem: - Wiem, kto i dlaczego chce mnie wrobić w Ratuszgate. Przestraszyli się, kiedy usłyszeli, że wracam na scenę polityczną. Jeśli myślą, że wykurzą mnie z Opolszczyzny, to się mylą. W same mikołajki prokuratura zafundowała jej prezent, którego z pewnością się nie spodziewała. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zatrzymali męża posłanki i przeszukali rodzinny dom w Podkowie Leśnej. Zatrzymano też dyrektorkę PZU, przyjaciółkę państwa Jakubowskich.
Prosił Józef Jurka
Jakubowska pojawiła się na Opolszczyźnie przed wyborami w 1997 roku. Dla Jerzego Szteligi, wówczas szefa wojewódzkiej struktury SLD, był to czas szczególny, jako pierwszy poseł w Polsce oświadczył bowiem, że współpracował ze służbami specjalnymi. Jakubowska mówiła wtedy dziennikarzom, że naznaczony takim piętnem lider w niczym jej nie przeszkadza. - Każdy startuje na swój własny rachunek - podkreślała. W Opolu zawiązała się wówczas frakcja, która usiłowała wyrzucić Szteligę z listy wyborczej, a w Warszawie inna frakcja chciała na nią wprowadzić Jakubowską.
- Zadzwonił Józek Oleksy - opowiada Szteliga. - Byłem trochę zdziwiony, bo Józio się boczył, od kiedy głośno powiedziałem, że po aferze ,Olina" powinien na jakiś czas odsunąć się całkowicie w cień. Rozmawialiśmy krótko. Józek żalił się, że Cimoszewicz poszatkował listę ogólnopolską i nagle nie ma miejsca dla takich osób jak Ola. Potem spotkałem się z Jakubowską i Janikiem. Uzgodniliśmy, że wystartuje na Opolszczyźnie z ostatniego miejsca na liście. W wyborach Jakubowska zajęła drugie miejsce, zaraz po Sztelidze. Telewizyjna twarz okazała się lepszą kiełbasą wyborczą niż obietnice miejscowych dygnitarzy.
Opole kochało Olę
Szybko wrosła w nowy region. Bywała tu niemal co dzień, załatwiała pieniądze dla biednych dzieci, fundusze na ratowanie zabytków, szukała sponsorów dla sportowców. Kiedy na warszawskich salonach zaczęła mówić: ,u nas, na Opolszczyźnie", opolskie saloniki i gazety piały z zachwytu. Miejscowi biznesmeni wieszali w gabinetach swoje zdjęcia z Olą i powoływali się na znajomość z nią przy byle okazji. Szczytem snobizmu było mieć numery wszystkich trzech komórek posłanki Jakubowskiej.
W opolskim AZS pamiętają, jak Jakubowska przywiozła sponsora dla drużyny siatkarzy. Dyrektor znanej warszawskiej firmy wpłacił pierwszą transzę. Odbyły się dwie konferencje prasowe z udziałem posłanki, a potem sponsor przestał odbierać telefony od działaczy sportowych. W końcu powiedział, że nie da pieniędzy, bo były inne ustalenia: - Miasto miało zatrudnić moją firmę. Jak oni lecą w kulki, to ja też!
W kolejnych wyborach, w roku 2001, Jakubowska kandydowała z drugiego miejsca na liście i zdobyła dwa razy więcej głosów niż otwierający listę Jerzy Szteliga. O tamtej kampanii Szteliga mówi zdecydowanie: - Nikt nie mógł wprowadzić lewych pieniędzy. Każda imienna wpłata była księgowana w Warszawie i dopiero potem 30 procent kwoty przelewano na nasze subkonto w Opolu. Przy najmniejszej niedoróbce w dokumentacji Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciłaby nasze sprawozdanie. Twierdzi, że Jakubowska nie wykorzystała nawet do końca przeznaczonych dla niej funduszy. Była tak pewna zwycięstwa, że odbyła na Opolszczyźnie zaledwie kilka spotkań. Jej plakat wyborczy został wydrukowany z błędem: dostała numer pierwszy, należny Sztelidze. Trzeba było powtórzyć druk. Czy możliwe, że powielono wtedy więcej plakatów za lewe pieniądze? - Teoretycznie tak, ale po cholerę ktoś miałby to robić? - zżyma się Szteliga.
SLD w więziennych drelichach
Po zwycięskich wyborach Szteliga i Jakubowska stali się nagle antagonistami. Szteliga chciał przeforsować na stanowisko wojewody Elżbietę Rutkowską, co udało mu się dopiero, gdy aresztowano Leszka Pogana, byłego prezydenta miasta i wojewodę z polecenia Jakubowskiej. Posłanka zaprzecza dziś, jakoby maczała palce w jego nominacji. - Ostrzegałem - triumfował poseł Szteliga półtora roku później, gdy na okładkach lokalnych gazet ukazało się zdjęcie wojewody w kajdankach wyprowadzanego z domu przez policjantów.
Prokuratura zarzuca Poganowi przyjęcie 1,6 miliona złotych łapówek. 200 tysięcy mniej miał wziąć do kieszeni Stanisław Dolata, były przewodniczący rady miasta, który w przeciwieństwie do wojewody konsekwentnie zaprzecza oskarżeniom. W opolską aferę ratuszową zamieszanych jest kilkunastu innych wysokich urzędników, wśród nich była marszałek województwa oraz biznesmeni. Prokuratura zarzuca urzędnikom wzięcie łapówek przy budowie osiedla Dobre Domy i obwodnicy oraz przy wynajmie lokali dla drobnych restauratorów i sprzedaży gruntów hipermarketom.
W wyniku politycznego trzęsienia ziemi na lewicy poseł Szteliga od roku nie jest już szefem partii w województwie. Pierwszy garnitur opolskiego SLD od 18 miesięcy spaceruje w więziennych drelichach, a Jakubowska powtarza, że właściwie nie miała nic wspólnego z tym towarzystwem. - Za diabła nie potrafię Olki zrozumieć - mówi Szteliga. - Byliśmy w tej ferajnie i nie ma sensu zaprzeczać. Czy Jakubowska myśli, że ludzie jej z nimi nie widzieli, że zniknęły wszystkie zdjęcia i filmy?
Mąż to inna sprawa
Szefowa opolskiego PZU została zatrzymana 6 grudnia przez CBŚ w swoim gabinecie. Dzień wcześniej przekonywała mnie o absurdalności zarzutów, jakimi obsypują ją media. Była gotowa przysiąc na każdą świętość, że nigdy nie zleciła Estradzie Opolskiej organizowania fikcyjnych imprez, tym bardziej w celu wspomagania Jakubowskiej. - Zlecenia były prawdziwe. W Herosie sprawdzano zasadność każdej mojej faktury. A w PZU niedawna kontrola NIK skrupulatnie sprawdziła wszystkie wydatki na promocję i nie stwierdziła żadnych uchybień. Ona kłamie, żeby dostać mniejszy wyrok za swoje przekręty w Estradzie - tłumaczyła.
Razem z nią i mężem Jakubowskiej aresztowano byłego prezesa elektrowni Opole oraz właścicieli brokerskiej firmy Jargo z Wrocławia. Rzecznik prokuratury twierdzi, że te zatrzymania nie mają nic wspólnego z działalnością poseł Jakubowskiej ani z zeznaniami dyrektorki Estrady, które przeciekły do prasy. W tamtej sprawie prokuratura prowadzi jednak oddzielne postępowanie. Aresztowanej piątce zarzuca się czerpanie korzyści majątkowych przy okazji ubezpieczenia elektrowni. Według prokuratury dwoje właścicieli Jargo miało się dzielić prowizją z szefem elektrowni, szefową PZU i mężem Jakubowskiej. Za roczne ubezpieczenie elektrownia płaciła 10 milionów, z czego broker pobierał 20 procent.
Prokurator Wawrzynek ujawnił, że szefowa PZU już przyznała się do przestępstwa. Jej mąż, zawodowy policjant, twierdzi, że mogła najwyżej przyznać się do wzięcia prowizji, a to nie jest karalne. Tyle że prowizja szła przez pośrednika - firmę brokerską - a nie wprost do PZU. Posłanka Jakubowska nazywa całą tę historię kompletną bzdurą. - Ufam mojemu mężowi - zapewnia. - Niedawno wzięliśmy 150 tysięcy złotych kredytu na remont domu. Nasze konta można w każdej chwili sprawdzić. Jak mąż miałby przepuszczać lewą kasę, żebym nie mogła tego zauważyć? Jakubowska wybierała się do Opola na konferencję w swojej sprawie. Odwołała ją. Mówiła, że przyjedzie do swoich wyborców, dopiero gdy będzie mogła wpłacić kaucję za męża.
Sąd uznał jednak zarzuty za poważne i wydał nakaz aresztowania całej piątki bez możliwości zwolnienia za kaucją. Opolski SLD wystąpił jednocześnie o zawieszenie i wykluczenie Jakubowskiej z partii.
Jan Płaskoń