Dwa pierwsze gołębie należą do Jana Redy i Krzysztofa Grzeszki. Trzeci do Leona Smażyka.
- Najpierw zobaczyłem go na liście uratowanych gołębi na stronie internetowej Polskiego Związku Hodowców- opowiada pan Leon. - Dwie godziny później zadzwonił prezes naszego oddziału i powiedział, że mam odebrać gołębia. Nie potrafię powiedzieć, co wtedy czułem. Straciłem już nadzieję, że mój gołąb przeżył katastrofę.
Jeszcze bardziej zaskoczony był Krzysztof Grzeszek. - Najpierw przyleciał samiec, a następnego dnia jego matka - opowiada. - Samica całą zimę była zamknięta, nie latała. Do tego taki mróz. A jednak dały radę. Wróciły do domu. Tyle kilometrów.