Gilowska rezygnuje z PO
Wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej Zyta Gilowska zrezygnowała z członkostwa w tej partii. Jest to reakcja na postawione Gilowskiej zarzuty nepotyzmu i skierowanie przez władze partii jej sprawy do sądu koleżeńskiego. Jej syn, Paweł Gilowski, pozostaje w PO i chce kandydować do Sejmu.
21.05.2005 | aktual.: 22.05.2005 09:43
Biuro prasowe PO poinformowało, że szef PO Donald Tusk zwołał na niedzielę konferencję prasową w biurze regionalnym PO w Sopocie, na której odniesie się do odejścia Gilowskiej.
Gilowska zarzuciła władzom PO, że zamierzają jej zorganizować "pokazowy proces". "Kierując sprawę naruszania przeze mnie 'standardów zachowań publicznych' do sądu koleżeńskiego, Zarząd Krajowy PO (...) świadomie podjął decyzję zorganizowania własnej wiceprzewodniczącej 'pokazowego procesu', w tej sytuacji jestem zmuszona do rezygnacji z członkostwa w PO" - napisała w oświadczeniu.
Paweł Gilowski powiedział, że nie rezygnuje z członkostwa w Platformie Obywatelskiej ani z kandydowania do Sejmu. Rezygnacja matki jest dla mnie sprawą trudną i bolesną, ale nie zmienia mojej sytuacji. Zawsze podkreślałem, że jestem samodzielnym politykiem. Matka nie podejmuje za mnie decyzji ani ja za nią. Ja nie rezygnuję z członkostwa w PO, ani z kandydowania do Sejmu - powiedział Gilowski.
Na początku maja media ujawniły, że Paweł Gilowski został wybrany przez lubelski zarząd PO na lidera okręgowej listy do Sejmu. Przewodniczący partii Donald Tusk zapowiedział, że nie uwzględni jego kandydatury. Wkrótce potem media podały, że w biurze poselskim Zyty Gilowskiej pracowała jej synowa, a syn pobierał wynagrodzenie z poselskich pieniędzy matki za ekspertyzy.
Zyta Gilowska w swoim oświadczeniu podkreśliła, że władze Platformy Obywatelskiej od początku wiedziały o pracy w jej biurze synowej, która była w ciąży.
"O tym, że w wyniku splotu okoliczności w moim biurze przez rok pracowała osoba z mojej rodziny (prawo nie daje możliwości zwolnienia z pracy kobiety w ciąży) wiedzieli wszyscy zainteresowani, w tym członkowie władz PO, wszystkich też z radością informowałam, że ta sytuacja się zmieniła" - napisała Gilowska.
Gilowska dodała, że władze Platformy od początku dysponowały wiedzą w sprawach zarzutów rozpowszechnianych pod jej adresem. "Przedstawiciele tych władz wypowiadając się publicznie w sposób uwiarygodniający oszczerców, zrecenzowali moją pracę w PO" - czytamy w oświadczeniu.
Gilowska napisała, że "zawsze zwalcza dyskryminację, w tym także dyskryminację ze względu na pokrewieństwo lub nazwisko" oraz że nie popiera zatrudnienia w biurach poselskich członków rodziny posła.
"Dlatego nie wnioskowałam do Kancelarii Sejmu o zatrudnienie w moim biurze poselskim syna, chociaż miał ku temu bardzo dobre kwalifikacje zawodowe i polityczne" - napisała.
Gilowska oświadczyła, że zarząd krajowy PO kierując jej sprawę do sądu koleżeńskiego nie działał na jej wniosek. Taki wniosek - dodała - nie miałby sensu, ponieważ jej postępowanie "było jawne, legalne i znane władzom PO".
W oświadczeniu przesłanym PAP w miniony wtorek - po ukazaniu się w "Newsweeku" informacji dotyczącej zatrudniania w biurze poselskim członków rodziny, a przed decyzją zarządu PO o sądzie koleżeńskim - Gilowska napisała m.in.: "zarzut nepotyzmu w działalności partyjnej jest na tyle poważny, że może być oceniony przez sąd koleżeński, o co zwróciłam się do przewodniczącego PO w piśmie z dnia 10 maja br".