Gdzie te dzieci?
Grozi nam zapaść. Zbliża się lawina starych, ale nie rodzą się młodzi. Zakaz aborcji jest, z kościoła grzmi się na antykoncepcję, a dzieci nie ma. Nowy rząd wychodzi problemowi naprzeciw. A to z becikowym, a to z przedłużonymi urlopami macierzyńskimi, a to z obietnicą, że młode matki nie będą z pracy wylewane. Jak te zabiegi mają się do realnych powodów, dla których dzieci się nie rodzą? - zastanawia się Barbara Pietkiewicz w tygodniku "Polityka".
25.01.2006 | aktual.: 25.01.2006 09:37
Jeśli obecna częstotliwość zawierania małżeństw utrzymałaby się przez dłuższy czas, tylko dwie piąte kobiet zaznałoby w przyszłości, jak oblicza znany demograf z Uniwersytetu Łódzkiego Piotr Szukalski, bodaj na krótko przyjemności stanu małżeńskiego. I to jest zgroza, która dzieje się, mimo iż w okresie między spisami wszedł na rynek matrymonialny drugi powojenny wyż demograficzny. Wszedł, singluje i nie rodzi.
Pytani o marzenia młodzi ludzie w Polsce wskazują na rodzinę jako superpriotytet.
Pragną ją założyć pławić się w familijnym szczęściu – z domkiem, samochodem, ogródkiem i dwójką pociech. Lecz ten superpriorytet musi poczekać. Kobiet w stanie panieńskim w wieku 21-24 lat siedzi w swoich dziuplach jednoosobowych aż 71% i ten procent mało się przez to znalezienie partnera zmniejsza. On przeprowadza się często do jednoosobowej albo ona do niego, to już nikogo nie gorszy. Ale się nie pobierają. Zawarcie małżeństwa jest dla nich aktem zbyt ważnym, aby przystąpić do niego szast-prast, a dalej jakoś będzie. Wolą zastosować konkubinat albo pełzające narzeczeństwo. Chcą się sprawdzić przed ślubem również po to, aby ich dzieci miały tych samych rodziców razem do śmierci. Harują. Padają na pysk. Dorabiają się. Jeżdżą na saksy. To heroiczne pokolenie. Wcale nie mniej niż ich rówieśnicy walczący po wojnie z gruzem i złomem za miskę zupy i jakiś grosz.
Teraz muszą się postarać, żeby być pracownikiem trudno zastępowalnym – znakomitym, dyspozycyjnym, kwiat firmy po prostu. Nie stać ich póki co na małżeństwo. Muszą też dopracować się Bazy. Jakiegoś mieszkania wynajmowanego, a może nawet własnego na kredyt. Wrośnięcia w biuro, umocowania się, może nawet – jakichś studiów zaocznych.
Ślub – dopiero po zrobieniu Bazy. Becikowe dla nich? Nie ten adres. Owszem dla ich matki dwadzieścia parę lat emu mogłaby to być przynęta.