Frasyniuk: nie chcę zaglądać do swojej teczki
Do swojej teczki nie zajrzałem - powiedział
"Trybunie" Władysław Frasyniuk, lider UW, w latach 80.
przewodniczący Regionu Dolny Śląsk NSZZ "Solidarność". - Nie
zajrzałem z dwóch powodów. Zasadniczym jest przyjęta przeze mnie
po 1989 roku taktyka patrzenia w przyszłość, a nie w przeszłość.
-_ Byłem mocno represjonowany w stanie wojennym, ale uznałem, że ważne jest, aby następne pokolenia nie musiały przeglądać jakichkolwiek teczek i wolne były od podziałów historycznych. Po drugie, w mojej teczce niczego nie ma. Została ona zaliczona do teczek, z których pozostało niewiele poza okładkami. - Nienawiść jest złym doradcą,_ twierdzi Frasyniuk. - Jeśli chcemy mieć otwarte społeczeństwo, jeśli chcemy mieć godne miejsce w Unii Europejskiej, to trzeba myśleć do przodu. Oczywiście ważne jest, aby poznać własną historię, ale musi ona być podawana w sposób przygotowany. Po to powołano IPN, aby pokazał nam, na czym polegał tamten system, jak pracowała policja polityczna, jak odróżnić agenta, który z niskich pobudek za pieniądze donosił, od tego, który miał odwagę i załamał się w trakcie śledztwa, np. w wyniku bicia, szantażowania.
Zapytany jak przyjmuje pomysł Ryszarda Bugaja, by obok nazwisk kandydatów na parlamentarzystów umieszczać informację, czy byli oni agentami, funkcjonariuszami, czy też opozycjonistami, Frasyniuk odparł, że jest zdecydowanie temu przeciwny. - Z opozycją jest teraz tak jak w II RP ze współpracownikami marszałka Józefa Piłsudskiego, który stwierdził: "Gdybym ja was wtedy tylu miał...". Wolałbym, aby przy nazwisku kandydata na parlamentarzystę było napisane, co on do tej pory zrobił i czym może się pochwalić, czy stworzył miejsca pracy itp. (PAP)