Finansowa gilotyna
Inwestorzy, którzy chcą finansować swoje
przedsięwzięcia z unijnych funduszy, muszą liczyć się z tym, że
przyznane im pieniądze mogą ZNIKNĄĆ. Stanie się tak wtedy, jeśli w
ciągu dwóch lat od przyznania pomocy nie rozliczą się z
wykorzystania środków - pisze w "Naszym Dzienniku" Małgorzata Goss.
18.12.2004 08:00
Beneficjenci środków z unijnych funduszy nie zdają sobie zazwyczaj sprawy, że przyjęcie projektu inwestycyjnego i zakontraktowanie jego dofinansowania to jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że te pieniądze mogą w toku procesu inwestycyjnego... ZNIKNĄĆ. Dzieje się tak za sprawą restrykcyjnej zasady "n+2", która od niedawna zagościła w unijnym prawie finansowym.
Zasada polega na ścisłym powiązaniu poszczególnych etapów inwestowania i finansowania inwestycji. Pieniądze z unijnych funduszy, przewidziane w danym roku na dofinansowanie projektu, muszą być wydane, skontrolowane i rozliczone w ciągu następnych dwóch lat od uruchomienia projektu, bez możliwości ich przesunięcia. Jeśli inwestor lub minister nie zdąży przeprowadzić całej procedury finansowej i wystąpić z wnioskiem o przelew z UE - pieniądze wygasają, i to w sposób nieodwołalny.
Wspomniana zasada działa więc jak gilotyna. Inwestor bierze kredyty na realizację inwestycji, licząc, że Unia zwróci pieniądze, tymczasem na końcu tego procesu może się okazać, że pieniędzy z funduszy strukturalnych, które miał prawie w kieszeni w pierwszym roku realizowania projektu, po upływie trzeciego roku już nie ma. Dla inwestora, który o tym nie wie, skorzystanie z unijnej pomocy może okazać się drogą do bankructwa.
Co więcej, pieniądze, które znikną z kieszeni inwestora, pojawią się w całkiem innej kieszeni. Okazuje się, że - w myśl unijnego prawa - "wygaszone" w ten sposób pieniądze mają wracać do krajów, które są płatnikami netto unijnego budżetu. (PAP)
Więcej: rel="nofollow">Nasz Dziennik - Finansowa gilotynaNasz Dziennik - Finansowa gilotyna