Fala strachu
Zaleje nas tak jak wtedy - przyznaje Marek Chwirot, dyrektor Gdańskich Melioracji. Gdyby powtórzyły się gwałtowne i długie opady, jak w 2001 roku, miasto prawdopodobnie znów stanęłoby w wodzie. W lipcu 2001 Gdańsk okrył się żałobą. Bilans strat był ogromny. Cztery osoby zginęły zaskoczone wielką falą.
09.07.2004 | aktual.: 09.07.2004 07:59
Kilkaset domów do wyburzenia, jeszcze więcej do kosztownych remontów, ponad tysiąc osób zmuszonych do przeprowadzki i straty liczone w setkach milionów złotych. Czy wielka powódź niczego nas nie nauczyła? Po tragedii zaczęto budowę zbiorników retencyjnych, 4 już istnieją, kolejne 4 powstają. Modernizowane są potoki przepływające przez Gdańsk, z mozołem odnawiany jest Kanał Raduni. Inwestycje przeciwpowodziowe zaplanowano na najbliższych sześć lat i mają kosztować gminę Gdańsk 157 milionów złotych. Specjaliści twierdzą jednak, że nawet gdyby już dziś były gotowe, nie uniknęlibyśmy kolejnego dramatu.
- Zbiorniki retencyjne gromadzą wodę, która normalnie spływałaby do Kanału Raduni - wyjaśnia Chwirot. - Ale one jedynie mogą zmniejszyć straty o jakieś 20 procent.
Podczas ostatniej powodzi cięgi zebrały służby ratownicze. Krytykowano przede wszystkim beznadziejną komunikację i koordynację ich działań.
- Teraz to nie powinno się powtórzyć - zapewnia Tadeusz Bukontt, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności w Urzędzie Miasta w Gdańsku. - Mamy lepszy kontakt z meteorologami i mediami, straż pożarna ma specjalne kompanie powodziowe, a w Rębiechowie działa przeciwpowodziowy radar.
Urzędnicy wskazują na inwestycje i rozwiązania, które mają nas obronić przed kolejną katastrofą. Ani jednak zbiorniki retencyjne, ani najlepsza nawet koordynacja działań ratowników nie zdadzą się na dużo, jeśli nie zostanie wyremontowany Kanał Raduni. Jest on niewątpliwie najsłabszym ogniwem systemu przeciwpowodziowego. Zamiast jednak wziąć się za porządną jego odnowę, urzędnicy wykłócają się o to, kto powinien za nią zapłacić. A na Oruni i w Świętym Wojciechu ludzie modlą się o suche lato. I wspominają ze zgrozą, to co działo się w 2001.
- Boimy się - mówi Waleria Makowska z Oruni. - Ciągle w mieszkaniach czuć wilgoć gdy pada deszcz.
- Z każdym deszczem mój siedmioletni syn przychodzi do mnie i pyta, czy znowu będzie powódź - dodaje Jacek Jaroński, wiceprezes Stowarzyszenia Odbudowy Świętego Wojciecha.
Ci, którzy doświadczyli dramatu, przy każdym, nawet najmniejszym deszczu podchodzą do okien i sprawdzają czy poziom wody w Raduni się nie podnosi.
- Kanał Raduni nie został odpowiednio zabezpieczony, nawet zbiorniki retencyjne niewiele pomagają, bo przecież wypuszczają wodę do kanału - mówią z goryczą. Niektórzy z nich, tak jak Barbara Witkowska z Oruni, stracili wszystko. Ucierpiała też oruńska Szkoła Podstawowa nr 16. - Dalej czekamy na odbudowę boiska - mówi Jolanta Berdowska.
Zadania dla każdego
Ozbliżających się opadach lub fali na rzece centra zarządzania kryzysowego dowiadują się od służb meteorologicznych. Jeśli koordynowane przez nich działania (np. spuszczanie wody ze zbiorników retencyjnych, usuwanie zatorów, umacnianie wałów) nie przyniosą skutku i woda wyleje, do akcji wkraczają strażacy. Po nich dołącza się Policja i służby cywilne (w przypadku Gdańska m.in. Zarząd Dróg i Zieleni, Gdańskie Melioracje, Straż Miejska). Jeśli zakres katastrofy przekracza możliwości powiatu czy miasta, kontrolę przejmuje wojewódzkie centrum zarządzania kryzysowego. Wojewoda ogłasza i odwołuje alarm przeciwpowodziowy i powodziowy. On też wnioskuje o uznanie obszaru powodzi za dotknięty klęską żywiołową, a na koniec powołuje komisję szacującą straty.
Radar nas chroni
Popowodzi mówiono, że skutki kataklizmu byłyby mniejsze, gdyby udało się obfite opady przewidzieć przynajmniej z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Do tego potrzebny był radar meteorologiczny. Takie urządzenie już województwo pomorskie posiada. Radar postawiono pod koniec ubiegłego roku, w Gdańsku Rębiechowie, niedaleko lotniska. "Obserwuje" on teren w promieniu ponad 150 km. Obserwacje dokonane przy pomocy tej aparatury, przekazywane są automatycznie do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Gdyni, a także do centralnej sieci meteorologicznej osłony kraju.
Złe położenie
Gdańsk jest on narażony na wszelkie rodzaje powodzi. W czasie sztormów grozi nam zalanie od strony Bałtyku - zwłaszcza Śródmieściu i Dolnemu Miastu. Wiosenne roztopy grożą od południa Olszynce i Raduni. Najgorzej, gdy kilka czynników zbiegnie się w jednym czasie. Gdańsk jest jak system naczyń połączonych. Bardzo szczelnym. Zwykle sporo wody wchłania sama ziemia. Na górnym tarasie wody nie przepuszcza glina i zabudowa miejska. Np. budując Zaspę i Przymorze nikt nie myślał o odpływie wody z VII Dworu i Polanek. Podobnie jest w centrum. Jeśli pada na zabudowanym Jasieniu, to zalany może być Urząd Miasta.
W Gdyni bezpiecznie
Choć mogą się zdarzyć chwilowe podtopienia, powódź Gdyni nie grozi. Tak twierdzą urzędnicy miejscy, odpowiedzialni za bezpieczeństwo, administratorzy kanalizacji burzowej, strażacy. Nawet, gdyby zdarzyły się bardzo silne, sztormowe wiatry od strony Morza Bałtyckiego, tzw. cofki, linia brzegowa jest ukształtowana w ten sposób, iż domów nie zaleje. Przy korytach Chylonki, Źródła Marii i Kaczej w trakcie intensywnych deszczów jest możliwość lokalnych podtopień, jednak nie są one groźne. Zalewane są co najwyżej piwnice niżej położonych domów. Teren ten stanowi nikłą część powierzchni miasta. O tym, aby zalało całe dzielnice Gdyni, tak jak przed trzema laty w Gdańsku, nie może być mowy.
P. Kławsiuć K. Netka M. Klimowicz A. Sadownik