Pierwszy ładunek eksplodował nad ranem w barze - dyskotece, drugi na przystanku autobusowym. Atak na dyskotekę, w którym według Reutera rannych zostało 13, a według AFP 14 osób, w tym dwie bardzo poważnie, przypisywany jest islamskim rebeliantom. Według wstępnych wyników śledztwa eksplozję wywołał granat.
Do drugiego wybuchu doszło w centrum Nairobi wieczorem; według Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zginęła jedna osoba, a osiem zostało rannych.
Amerykańscy dyplomaci ostrzegali, że ataki w stolicy są bardzo realnym zagrożeniem ze względu na walki z islamskimi rebeliantami z somalijskiego odłamu Al-Kaidy, Al-Szabab, jakie Kenia toczy w sąsiedniej Somalii.
Według komisarza policji w Nairobi, Mathew Iteere, nie ma niezbitych dowodów na to, że zamachowcy odpowiedzialni za drugi wybuch byli powiązani z Al-Szabab. Przedstawiciele tej grupy odmówili komentarza - pisze Reuters.
Kenijskie wojska wkroczyły w połowie miesiąca do sąsiedniej Somalii w poszukiwaniu bojowników Al-Szabab, oskarżanego przez władze w Nairobi o porwanie w Kenii europejskich działaczek humanitarnych. W odpowiedzi Al-Szabab ogłosił, że "Kenia pogwałciła prawa terytorialne Somalii, wkraczając na jej świętą ziemię", i wezwał "wszystkich Somalijczyków, by zjednoczyli się przeciwko żądnemu krwi wrogowi".