Dzieci ściganego Boga

Amerykanie uwięzili na Guantanamo co najmniej trzech afgańskich chłopców. Dzieci trzymają w specjalnym obozie udającym dom rodzinny

10.07.2003 | aktual.: 10.07.2003 14:41

W zielonym płocie z gęstej metalowej siatki jest przerwa, przez którą chłopcy mogą sobie tęsknie popatrzeć na morze. Metalowe ogrodzenie nie pozwala im opuścić niewielkiej, odosobnionej przestrzeni dzień i noc pilnowanej przez strażników. Na prywatność nie mogą liczyć nawet podczas snu. Nie mają też pojęcia, kiedy pojawi się szansa na odzyskanie wolności i powrót do domu.

Jesteśmy w Camp Iguana w zatoce Guantanamo, gdzie amerykańska armia przetrzymuje co najmniej troje dzieci w wieku od 13 do 15 lat. Strażnicy nazywają ich młodocianymi wrogimi kombatantami. Do Guantanamo trafili z Afganistanu. Zostali pojmani na polu walki i na początku zeszłego roku przetransportowani do amerykańskiej bazy morskiej na wysuniętym krańcu Kuby. 16-latkowie trafili już do obozu dla dorosłych.

Parodia domu

Amerykanie odmawiają ujawnienia nazwisk dzieci, nie chcą też wyjaśnić, dlaczego zostały uwięzione na Kubie. Nie postawiono im żadnych zarzutów i zapewne nigdy nie staną przed wojskowym trybunałem. Nawet ich narodowość jest tajemnicą wojskową. Oficjalnie mówi się o nie więcej niż sześciu uwięzionych chłopcach, ale dokładnej ich liczby wojsko nie chce ujawnić. Na środku zajmowanego przez nich wydzielonego obozu stoi żałosna parodia domu rodzinnego, na widok której aż się serce kraje. W jednym z pokoi tego budynku widziałam dwa małe, schludne łóżka. Jak mi powiedziano, za ścianą tego pomieszczenia znajduje się drugie, dokładnie takie samo. Wychodzi więc na to, że w Iguanie młodocianych więźniów może być czterech.

Chłopcy z pokoju, który oglądałam, zostali na czas mojej wizyty przeniesieni za ścianę. Tam nie miałam wstępu. Być może mieli wtedy lekcję matematyki, grali w warcaby lub oglądali kreskówki Disneya. Strażnicy stale wynajdują im nowe zajęcia. W ten sposób łatwiej utrzymać dyscyplinę wśród podopiecznych.

Uwięzienie chłopców i pozbawienie ich kontaktu z rodzinami i adwokatami jest sprzeczne z prawami człowieka. Wszyscy zostali przesłuchani i uznano, że stanowią militarne zagrożenie dla interesów USA.

Informacja o młodocianych więĄniach w bazie Guantanamo dowództwo obozu ujawniło w zeszłym miesiącu przez przez nieuwagę. Wojskowi z miejsca trafili pod ostrzał opinii publicznej i zaczęli nieco uchylać rąbka tajemnicy. Dowódcy są dumni ze sposobu, w jaki traktują uwięzionych chłopców, i zaprosili mnie, abym sama oceniła warunki, w jakich są przetrzymywani.

Kojące więzienie

Porucznik David Wodushek, lat 36, dowodzi strażnikami i odpowiada za warunki bytowe w dziecięcym obozie. - Nie chcemy dodatkowo stresować tych młodych ludzi, których zapędzono do walk w ich ojczystym kraju - mówi Wodushek. - To, co pani tu widzi, pozwala mi naprawdę dobrze spać w nocy.

Wewnątrz zasieków Amerykanie usiłują stworzyć namiastkę normalnego życia, jednocześnie szczelnie odgradzając chłopców od świata. Gęsto pleciona siatka płotu okalającego obóz Iguana nie pozwala im spoglądać na plażę, gdzie rodziny wojskowych zbierają się na grilla. Przez sporą przerwę w ogrodzeniu mogą tylko oglądać fale uderzające o stromy brzeg. Czasami na horyzoncie pojawi się statek wycieczkowy. - Jest to dla nich spokojne, kojące miejsce - twierdzi Wodushek.

Parterowy budynek mieszkalny stojący na środku niewielkiego trawnika jest mimo wszystko zupełnie innym światem niż gołe, druciane klatki o wymiarach dwa na dwa i pół metra, w których trzymani są dorośli więĄniowie. Oba klimatyzowane mieszkania dla nieletnich składają się z sypialni z dwoma identycznymi łóżkami, pokoju dziennego z dwoma fotelami, sofą i telewizorem, łazienki oraz aneksu kuchennego. Ale mieszkanka zdecydowanie nie kojarzą się z zaciszem domowym. Piekarnik w kuchni jest tylko na pokaz. - Chodzi tu o estetykę wnętrza - wyjaśnia Wodushek. Lodówka napakowana jest owocami i deserami, ale chłopcom nie wolno ich tknąć. Strażnicy stosują wobec nich system nagród. Poinformowano mnie, że "wydają chłopcom rzeczy z lodówki, kiedy tylko ich potrzebują". Na podłodze między kuchnią a pokojem dziennym naklejono pas czarnej taśmy - chłopcom nie wolno przestąpić go bez pozwolenia. Jedzą w większości to samo co dorośli więĄniowie. Żywność Amerykanie dowożą do Iguany ciężarówką. Przed śniadaniem chłopcy
porządkują swoje pokoje i biorą prysznic. Drzwi do łazienki nigdy nie są zamykane. Przed wzrokiem strażników osłania chłopców jedynie krótka niebieska kotara.

Dwie do trzech godzin dziennie przeznaczone są na lekcje. Chłopcy nie robią wielkich postępów w czytaniu i pisaniu. Lekcje prowadzone są w ich ojczystym języku, zaś posługę religijną sprawuje im wojskowy kapelan muzułmański. - Nie usiłujemy tu nikogo amerykanizować - zastrzega Wodushek. Po południu młodzi więźniowie układają puzzle lub oglądają filmy na wideo. Kiedy słońce przestaje prażyć, grają w piłkę nożną. Ubrani są w takie same pomarańczowe T-shirty i szorty co dorośli więźniowie.

Światło gaśnie o 21, ale tylko w sypialniach. Pokój dzienny jest oświetlony przez całą dobę, zaś lustro w sypialni pozwala strażnikom obserwować to, co się dzieje wewnątrz. Teren obozu jest również stale oświetlony.

Co tydzień stan dzieci omawia przydzielony im duchowny, pracownica społeczna oraz psycholog. Wodushek odmówił odpowiedzi na pytanie, czy któryś z chłopców zażywa leki antydepresyjne, lecz przyznał, że jego podopieczni tęsknią za domem. - Nie pytają, czemu się tu znaleźli, ale zastanawiają się, kiedy zostaną wypuszczeni do domu - mówi. - Nie widziałem, żeby któryś z nich kiedykolwiek płakał, ale na pewno miewali tu trudne momenty - dodaje Wodushek.

Wojskowa pracownica społeczna jest jedyną kobietą, jaką chłopcy widują. - Szanujemy ich kulturę i nie chcemy tu na stałe zatrudniać kobiet, przy których mogliby się czuć niezręcznie - wyjaśnia Wodushek. Chłopców odwiedzają od czasu do czasu przedstawiciele Czerwonego Krzyża i czasem dochodzi do nich poczta. Fakt ich uwięzienia budzi zastrzeżenia grupy Human Rights Watch. - Dzieci są szczególnie mało odporne i mają prawo zeznawać w obecności swoich rodziców lub adwokatów, szczególnie jeśli są przesłuchiwane przez przedstawicieli obcego rządu - utrzymują członkowie tej organizacji.

Przesłuchujemy bez agresji

Obóz Iguana powstał w marcu ubiegłego roku. Generał Geoffrey Miller dowodzący amerykańskimi jednostkami stacjonującymi w Guantanamo twierdzi, że chłopcy są równie niebezpiecznymi i cennymi jeńcami jak dorośli więĄniowie. - Wszyscy wrodzy kombatanci poddawani są drobiazgowej kontroli i ocenie. Zatrzymujemy tylko tych, którzy mogą być Ąródłem informacji dla wywiadu lub mogą stwarzać zagrożenie militarne - mówi Miller.

Generał nie chciał powiedzieć, czy przetrzymywani w jego bazie chłopcy zabili lub zranili amerykańskich żołnierzy. Widuje młodocianych więźniów trzy lub cztery razy w tygodniu i zwraca się do nich po nazwisku. Przesłuchują ich oficerowie wywiadu, ale nie tak agresywnie jak dorosłych więźniów.

O tym, jak długo jeszcze młodzi chłopcy będą przetrzymywani w Camp Iguana, zadecydują raczej politycy niż wojskowi. Strażnicy uważają, że pełnią swoje obowiązki w brutalnych okolicznościach, jednak w sposób humanitarny. - Rozumiem rozgłos wokół tej sprawy, ale mam nadzieję, że równie silne potępienie spada na kraje, które wykorzystują dzieci jako żołnierzy - mówi Wodushek. - Dzieci-żołnierze to jest naprawdę tragedia.

SARAH BAXTER Sunday Times, Londyn 2003

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)