Dowódca Tu‑154 nie miał uprawnień do lądowania?
Kapitan Arkadiusz Protasiuk, dowódca załogi Tu-154 lecącego do Smoleńska 10 kwietnia, nie miał uprawnień do lądowania tupolewem w tak złych warunkach, jakie wtedy panowały - ustaliła "Rzeczpospolita".
10.05.2010 | aktual.: 10.05.2010 10:08
Potwierdził to gazecie gen. Anatol Czaban, szef szkolenia Sił Powietrznych WP. Inni rozmówcy gazety przypuszczają, że pilot albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność wynosi poniżej 500 metrów, albo go nie zrozumiał.
Nawet jeśli udałoby mu się wylądować, groziłyby mu sankcje dyscyplinarne, a nawet prokuratorskie za narażenie na niebezpieczeństwo wielu osób - czytamy w gazecie.
36-letni kpt. Arkadiusz Protasiuk był pilotem klasy mistrzowskiej, dowódcą załogi prezydenckiego samolotu. Jednak, jak ustaliła gazeta, mógł lądować tylko w pięciu ściśle określonych warunkach:
- z wykorzystaniem ILS (system naprowadzania satelitarnego): podstawa chmur 60 m, widzialność -8211; 800 m (ILS był w Tu-154, nie było go na lotnisku Siewiernyj)
- z systemem PAR (radar precyzyjnego podejścia) i podwójnym NDB (system naprowadzania przez radiolatarnie): podstawa chmur 100 m i widzialność 1200 m
- przy użyciu PAR: chmury 120 m, widzialność 1500 m
- podwójny NDB: chmury 120 m, widzialność 1800 m
- jeden NDB: 8211; chmury 250 m, widzialność 4000 m.
10 kwietnia widzialność na lotnisku Siewiernyj wynosiła ok. 350 m. Kpt. Grzegorz Pietruczuk z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego podkreśla jednak, że pilot miał prawo wykonać próbę podejścia do lądowania, by się przekonać, jakie są warunki.
Pietruczuk zastrzega, iż należy poczekać na ostateczne wyniki prac komisji badającej katastrofę. Dopiero wtedy będzie można ustalić, czy kpt. Arkadiusz Protasiuk złamał przepisy.