Doradcy Donalda Trumpa zapowiadają zmiany w organizacji pracy dziennikarzy w Białym Domu
Korespondentów uczestniczących w codziennych konferencjach w Białym Domu czekają niespodzianki i reorganizacja? Przyszły rzecznik Białego Domu Sean Spicer powiedział, że prawdopodobnie dojdzie do zmian.
Sean Spicer, weteran Partii Republikańskiej, powiedział telewizji Fox News, że nowe zasady współpracy z dziennikarzami mają być "innowacyjne, przedsiębiorcze". Spicer ma nadzieję, że codzienne konferencje nie zostaną odwołane, ale ich format ulegnie zmianie - być może dojdą "nowe elementy i ludzie, niektóre transmisje telewizyjne zostaną odwołane" - pisze "The New York Times", cytując słowa rzecznika.
Reince Priebus, który formalnie od 20 stycznia przejmie obowiązki szefa administracji Donalda Trumpa, zasugerował, że tradycyjne codzienne konferencje mogą przejść do lamusa.
Niejasne zapowiedzi wywołały niepokój wśród amerykańskich dziennikarzy. - Sugerowanie, że codzienne briefingi w obecnym kształcie mogą zostać odwołane to staczanie się po równi pochyłej - mówi Scott Wilson, szef działu krajowego w "The Washington Post".
Czy dziennikarzy będą mieli ograniczony dostęp do Trumpa? W USA redakcje tworzą tzw. „protective pool” – grupę dziennikarzy, która dyżuruje cały czas przy prezydencie i podróżuje z nim cały czas. Kandydat republikanów w kampanii udowodnił, że nie czuje się zobowiązany do przestrzegania powszechnie przyjętych zasad współpracy z mediami. Nie zabierał np. dziennikarzy na pokład swojego samolotu, także gdy wraz z żoną wybrał się na oficjalne spotkanie z Barackiem Obamą w Białym Domu. Od lipca nie miał tradycyjnej konferencji prasowej, rzadko udziela wywiadów i komunikuje się głównie za pomocą Twittera.
19 grudnia, dziękując swoim zwolennikom, Trump obwieścił na swoim koncie, że oficjalnie wygrał wybory ("mimo mediom wypaczającym relacje z wyborów"). Prezydent-elekt potrafił też na wiecu wyborczym wyzywać dziennikarzy od "szumowin i gnid".
"The New York Times", oprac. Adam Przegaliński