Dominik Tarczyński: Boję się tylko wyborców i Jarosława Kaczyńskiego
Polityk PiS uważa, że protesty w obronie sądownictwa to są prowokacje i medialne show, a totalna opozycja chce eskalacji przemocy i dlatego podjudza. Zdradził też, że już na drugim posiedzeniu Sejmu grożono mu, że pójdzie siedzieć.
- Nie mam wrażenia, że na protestach w obronie sądów poleje się krew, bo nikt tego nie chce. To są prowokacje ze strony totalnej opozycji. Chcą medialnego show jak wtedy z Frasyniukiem i kajdankami. Ci, którzy rozkręcają zadymy niech wyjadą do Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec i tam spróbują protestować w ten sposób. Byliby natychmiast aresztowani - tłumaczy na antenie Polskiego Radia 24 Dominik Tarczyński.
Poseł PiS uważa też, że opozycja chce eskalacji przemocy i dlatego podjudza. Bronił również partii przed zarzutami o krępowanie głosu opozycji. - Piotr Misiło zachowywał się w Sejmie jak niesforny gówniarz. To nie przypominało posiedzenia parlamentu, nie można było do tego dopuścić. Co chwilę próbują przerwać pracę parlamentu. Ich interesuje tylko przerwa i obstrukcja - tłumaczył.
Tarczyński nie zostawił na przeciwnikach politycznych suchej nitki. - Opozycja bagażnikowa chce, aby policja nie reagowała na ich zadymy. Nikt nie reagował jak strzelano do górników z gumowych kul czy jak Sikorski mówił o odgradzaniu się murem. PO rządzi przez 8 lat i mieli wszystko pod kontrolą. Milewski i Tuleja strzelali obcasami jak dzwonił ktoś z Platformy. Tę butę przypieczętował Donald Tusk, który mówił, że nie ma z kim przegrać - wyjaśniał.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Polityk zdradził również, że "już na drugim posiedzeniu w 2015 roku grożono mu, że będzie siedział, a jeszcze niczego jako PiS nie przedstawili". Przeceniał też rolę sondaży. - Nigdy się nimi nie sugerowaliśmy. Nie boję się też sukcesu opozycji w wyborach do europarlamentu. Nie boję się niczego. Boję się tylko wyborców i Jarosława Kaczyńskiego - zdradził.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na koniec Tarczyński powiedział, dlaczego PiS odrzucił wniosek Andrzeja Dudy o referendum konstytucyjne. - To jest poważna sprawa. Termin zaproponowany przez prezydenta sprawiłby, że frekwencja byłaby niska za co bylibyśmy krytykowani, jak swego czasu słusznie Komorowski, który chciał kupić wyborców Kukiza za 100 mln. Poza tym pytania powinny być konkretne - podsumował.
Zobacz także: Wassermann o sytuacji z 2015 roku: "Wtedy im to nie przeszkadzało"
Źródło: PR24
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl