PolskaDeweloperzy zjadają Kaszuby. Polityk apeluje o ograniczenia

Deweloperzy zjadają Kaszuby. Polityk apeluje o ograniczenia

Znany kaszubski działacz Eugeniusz Pryczkowski stara się przekonać samorządowców, że należy narzucić ograniczenia na deweloperów. Na obrzeżach Gdańska i Gdyni powstają kolejne ogromne osiedla, jakby zupełnie bez kontroli. - Trzeba się cofnąć, spojrzeć jeszcze raz na plany zagospodarowania - przekonuje.

Eugeniusz Pryczkowski, rondo w Żukowie
Eugeniusz Pryczkowski, rondo w Żukowie
Źródło zdjęć: © Powiat KArtuski, StreetView | Powiat kartuski, Street View

W ciągu ostatnich 20 lat oficjalna liczba mieszkańców powiatu kartuskiego wzrosła ze 104 tys. do 154 tys. Nieoficjalnie ten przyrost był jeszcze większy. Nowe osiedla powstają jak grzyby po deszczu, zwłaszcza na terenach znajdujących się blisko Gdańska. Podobnie jest w każdym powiecie graniczącym z Trójmiastem.

I choć wielu postrzega te liczby jako sukces, który sprawia, że Pomorskie jest jednym z dwóch województw w kraju, które zanotowało przyrost ludności, to sporo Kaszubów patrzy na ten rozwój coraz mniej przychylnym okiem. Mówi o tym głośno Eugeniusz Pryczkowski. Nie tylko jest Kaszubem, ale też działaczem prokaszubskim i członkiem zarządu powiatu kartuskiego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Deweloperzy budują tylko domy

Ekspansji deweloperów Pryczkowski poświęcił swoje wystąpienie podczas rady powiatu. Stwierdził w nim, że nowe budownictwo jest "rajem deweloperów" i "utrapieniem rolników". Podkreślił też, że na nowym osadnictwie znacznie traci kultura kaszubska.

- Mam nadzieję, że mój głos coś faktycznie wniesie - tłumaczy cel swoich działań Pryczkowski w rozmowie z WP. - Słyszałem nawet, że już zaczyna wnosić, ponieważ nowa pani burmistrz Żukowa pytała ostatnio dewelopera dużego osiedla, czy ma zamiar budować szkołę. W jego nowych domach będzie pewnie mieszkać około tysiąca dzieci, a to przecież jedna nowa szkoła. Wiem, że się skrzywił i stwierdził, że to nie jego kompetencje.

Nasz rozmówca przyznaje, że deweloperzy budują czasem osiedla w polu, nie myśląc o drogach, przyłączach wodno-kanalizacyjnych, sklepach, autobusach, domach kultury, dojeździe do urzędów czy lekarzy. Stawiają ogromne bloki bez żadnej infrastruktury. Posadzą kilka krzewów i drzew, mikroskopijny plac zabaw i uznają sprawę za załatwioną.

Kaszubski polityk podaje też przykład dewelopera, który ma działkę tuż przy drodze gminnej, ale wykorzysta ją pod budowę nowych domów. A mieszkańcy osiedla będą musieli nakładać drogi przez inną wieś.

Czy deweloperzy powinni mieć inne obowiązki?

- Wiemy, że deweloperzy są nad nami górą. Nie możemy zabronić im kupowania ziemi. Starostwo nie ma za bardzo mechanizmów, żeby coś zrobić. Starosta nie ustanawia planów zagospodarowania przestrzennego. Robią to gminy. Trzeba się cofnąć, spojrzeć jeszcze raz na te plany, jeśli trzeba będzie, to nawet wypłacić jakieś odszkodowania, ale można myśleć o tym, żeby w niektórych miejscach zabronić budowy domów w szeregach i bez żadnej infrastruktury - proponuje Pryczkowski.

I dodaje: - Podatki, jakie płyną do gminy dzięki nowym mieszkańcom, moim zdaniem nie zrekompensują strat z tego tytułu. To myślenie doraźne. Po paru latach nagle się okazuje, że trzeba wybudować całą sieć dróg, kanalizację, szkoły itd. Potem płaci za to zarówno gmina, jak i całe społeczeństwo, bo są różne dofinansowania zewnętrzne. Dramatem są też gigantyczne korki.

Kaszubski działacz nie ma wątpliwości, że ekspansja pójdzie dalej, w głąb Kaszub. Część kaszubskich wsi z wielkimi tradycjami stanie w końcu przed pytaniem, czy tworzyć własne gminy, wydzielając się z tych macierzystych, czy może nawet przyłączyć się do Gdańska lub Gdyni. Kaszuby mogą być więc pochłaniane z powodu tzw. dzikiej deweloperki, jak określa ją coraz więcej mieszkańców Pomorza.

- Jeśli my, Kaszubi, znikniemy, to kto na tym straci? Przecież nie my, bo nas już nie będzie. Straci społeczeństwo i państwo - zauważa Eugeniusz Pryczkowski.

Eldorado deweloperów się skończy, przynajmniej w tej gminie

Nowa burmistrz Żukowa Mariola Zmudzińska w rozmowie z WP podkreśla, że sporą winę za obecny stan rzeczy na terenie zarządzanej przez nią gminy ponosi fakt, że miejscowym planem zagospodarowania objętych jest tylko 29 proc. tej gminy. Zdaje sobie sprawę, że trzeba będzie tę liczbę mocno poprawić, żeby lepiej kontrolować nowe osadnictwo.

- Teraz jednak pracujemy nad stworzeniem planu ogólnego. Poprosiliśmy już mieszkańców, żeby do 11 września przekazali nam wszystkie sugestie. Plan ogólny będzie częścią prawa miejscowego, która będzie stanowiła podstawę do spoglądania na gminę. Trzeba to zrobić, ponieważ poprzednie studium pochodzi z 2002 r., z minimalną aktualizacją. W tym planie naszkicujemy, jak nasza gmina powinna się rozwijać – deklaruje burmistrz.

I dodaje: - Z jednej strony mieszkańcy mówią, że nie chcą intensywnej rozbudowy deweloperskiej, a z drugiej zdarza się tak, że chcą, by ich działki były przeznaczone na zabudowę. Tylko czasem nie da się mieć tego i tego. Chcemy znaleźć kompromis i rozwiązanie, które zapewni komfort życia w naszej gminie.

Mariola Zmudzińska wylicza, że stawianie nowych osiedli wiąże się z szeregiem dalszych działań, których deweloperzy nie biorą pod uwagę, takich jak zapewnienie miejsc w szkołach, przedszkolach, różnego rodzaju usług, opieki medycznej, wodociągów, stacji uzdatniania wody, ujęć wody itd.

- Kolejnym elementem, który wprowadzimy, będzie partycypacja inwestora w budowę drogi dojazdowej do swojej inwestycji – mówi burmistrz. - Już kontrolujemy pod tym względem umowy, ale opracujemy także nowy regulamin, żeby wszyscy inwestorzy wiedzieli, jakie są oczekiwania gminy. Nie chcemy, żeby potem proces inwestycji spoczął na gminie. Podobnie będzie z chodnikami. To byłoby niesprawiedliwe względem innych mieszkańców, żeby płaciła za to gmina. Muszą obowiązywać partnerskie zasady. Mam wrażenie, że to jest proces i musimy nauczyć się wzajemnie rozumieć. Deweloperzy przecież też na tym zyskają, ponieważ wzrośnie ich marka.

Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (190)