Marcepanem w turystę, czyli jak Olsztyn pogubił się w promocji
Olsztyn ma jedną z najbardziej urokliwych starówek w Polsce, ale coraz mocniej cierpi przez wojnę rosyjsko-ukraińską, spadek liczby wycieczek z Niemiec i niekonsekwencję promocyjną miejskich władz. Stolica Warmii i Mazur nadal nie może znaleźć na siebie pomysłu.
Zdaniem Janiny Staszak, która od 12 lat sprzedaje na Targu Rybnym własnoręcznie wykonane czapki, serwetki i zabawki, turystów w tym roku jest zdecydowanie mniej. Zwłaszcza zagranicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Brexit zrobił swoje i Anglików już prawie nie ma. Niemców też coraz mniej - nie ma wątpliwości. - A jak już przyjeżdżają, to chyba wyłącznie z dawnego RFN. Ale koło mnie już żadna z tych wycieczek się nie zatrzymuje. Tylko chodzą po starówce i oglądają.
Przerwane akcje promocyjne
- Faktycznie, w tym roku odwiedzających jest mniej, choć trochę to wynika z tego, że turyści wolą zagraniczne wyjazdy, gdzie w cenie jest również dobra pogoda, a w Polsce nie zawsze - uważa Mirosław Arczak, radny Olsztyna, który prowadzi także stronę Rowerowa Warmia. - Moim zdaniem zapominamy, że powinniśmy też zachęcać do przyjazdu od nas turystów z okolicznych gmin i to też jedna z przyczyn.
Samorządowiec nadmienia, że Olsztynowi brakuje konsekwencji w zachwalaniu swoich historycznych walorów. W ostatnich latach próbowano promować miasto za pomocą karykatur bab pruskich, przedstawiających dawnych wojowników, a także poprzez postać Kopernika, przechadzającego się po starówce.
- Te akcje zostały przerwane bez żadnego poważnego powodu – komentuje radny. - Praktycznie od prawie dekady koncepcja promocji zmieniała się z każdą zmianą dyrektora zajmującego się promocją. Baby świetnie nadawały się na olsztyńską maskotkę, a na Kopernika przeznaczono zbyt skromne środki. W ogóle za mało wydajemy na promocję i za mało współpracujemy. Baby zostały odstawione na bok, Kopernik trochę też i Olsztyn ma teraz być rozsławiany poprzez marcepan królewiecki, który przynajmniej na razie nie kojarzy się prawie nikomu z naszym miastem.
Według naszego rozmówcy jedyną skuteczną akcją promocyjną, którą udało się dobrze przeprowadzić olsztyńskim władzom, są kajaki na Łynie, bo tą rzeką można przepłynąć przez środek miasta, podziwiając jego walory. Jego zdaniem w ostatnich latach brakuje zorganizowanych akcji przedsiębiorców i władz miejskich, typu dawnych "tanich czwartków", a także drugiego wielkiego festiwalu, który - podobnie jak GreenWay - ściągnąłby do stolicy Warmii kilkadziesiąt tysięcy przyjezdnych.
Turyści nadal nie wiedzą o Koperniku
Krzysztof Naguszewski już dziewiąty sezon handluje na starówce oryginalnymi pamiątkami i biżuterią. Jak wspomina, najlepszy utarg miał w czasie pandemii, gdy Polacy mieli bardzo utrudniony wyjazd za granicę i stawiali na turystykę krajową. Wtedy do Olsztyna przyjechało mnóstwo turystów, którzy nigdy wcześniej w nim nie byli.
- Faktycznie, w tym roku można odczuć, że jest mniej ludzi, ale to w pewnej mierze zasługa tego, że granica z obwodem królewieckim jest zamknięta. Rosjanie tu wcześniej często przyjeżdżali i zostawiali dużo pieniędzy - zaznacza. - A co do Niemców, to przyjeżdżali głównie z wycieczkami dla starszych osób. Tylko tych Niemców, którzy mają sentyment rodzinny do naszych stron, jest coraz mniej, więc i wycieczek jest coraz mniej. Młodszych Niemców już nie interesuje, że tutaj był kiedyś niemiecki land.
Krzysztof Naguszewski podkreśla, że bolączką starówki są miejsca parkingowe. Co prawda niedaleko Wysokiej Bramy, czyli symbolicznego wejścia na Stare Miasto, znajduje się duży parking, ale mógłby być większy i bardziej cywilizowany, bo miejscowi nieraz nazywają go "klepiskiem". Nowy, okazały i zadbany, od kilku lat można zobaczyć tylko w planach miejskich urzędników, ponieważ w budżecie brakuje pieniędzy.
- Widzę u pana magnesy z babami. Czyli jednak trochę się przebiły na starówce? - pytam.
- Niestety tak - śmieje się sprzedawca. - To jednak sztuczny twór promocyjny. Powstał, żeby Olsztyn nie kojarzył się tylko z jeziorami. My na stoisku lansujemy coś innego - warmińskiego konika weselnego, to ciekawsza tradycja. Oczywiście promujemy też Kopernika, sporo turystów do dziś się dziwi, kiedy słyszą, że on u nas mieszkał. Studiowałem historię, więc im wtedy opowiadam, jak silnie był związany z Olsztynem. Był tu przecież kanonikiem warmińskim.
Olsztyn to specyficzne miasto
- Olsztyn jest specyficznym miastem; kiedy jest superpogoda, to wszyscy są nad jeziorem albo w lesie, kiedy leje, to ludzie siedzą w domach, a przy średniej pogodzie miasto jest zawalone. Poza tym sezon w Olsztynie jest bardzo krótki. We wrześniu jeszcze będzie trochę ludzi, a od października już posucha - stwierdza półżartem Jeremiusz Dutkiewicz, który dawniej prowadził działalność na starówce i jako społecznik walczył o jej popularyzację.
I dodaje: - Banki i handel wyniosły się ze starówki, bo za mało było tam ludzi. Dobrze się jednak trzyma gastronomia, podczas weekendowych wieczorów w pubach ciężko znaleźć wolne miejsce.
Kwiaciarki widzą wszystko najlepiej
Prawdziwym handlowym sercem olsztyńskiej starówki są namioty z kwiatami, położone naprzeciwko Starego Ratusza. Kwiaciarki każdego dnia najlepiej widzą, ile jest ludzi, rozmawiają z nimi i mają swoje wnioski na temat turystyki.
Jedna z nich, Agata Król, mówi: - W pandemii tu przejść nie można było, a teraz, proszę się rozejrzeć, prawie nie ma turystów. Ja uważam, że teraz jest tragedia! Puściutko. To na pewno najgorszy rok w ciągu ostatnich lat. Turyści u nas kupują rzadziej, częściej tutejsi. Ja mam wrażenie, że Ostróda i inne pobliskie miasta ściągają więcej turystów niż my.
Kwiaciarka nie kryje żalu do miejskich władz, że nie mają pomysłu na poprawę sytuacji. Jak wspomina, przyjezdni mają problem z parkowaniem, a kiedy zostawią samochód na zakazie, to szybko na kole pojawia się blokada.
- Czemu nie zrobią im tabliczki, gdzie mogą zaparkować? Albo jakiegoś miejsca tylko dla tych, którzy chcą zaparkować na starówce wyłącznie na chwilę, żeby coś kupić? - pyta Agata Król. - Poza tym nie ma już na starówce tylu koncertów, co dawniej. Nawet w niedziele się coś działo, przyjeżdżały całe rodziny. Ale widzę też pewne plusy, bo na pewno jest czyściej niż kiedyś.
"Przecież mamy czym się chwalić"
Wojciech Kroczek, prezes stowarzyszenia "Starówka Razem", który na Starym Mieście prowadzi lodziarnię, potwierdza, że obecny sezon jest gorszy od poprzednich, lecz jego zdaniem na to złożyło się kilka różnych problemów, a główny polega na tym, że wakacje w Polsce stały się już drogie w porównaniu do wielu innych państw.
- Jeżeli chodzi o turystów zagranicznych, to Anglicy nadal są, choć faktycznie jest ich mniej i teraz głównie są to ci, którzy rodzinnie są związani z Polakami. Natomiast co do Niemców, to rzeczywiście możemy mówić o spadku - nie ma wątpliwości Kroczek. - A jeśli chodzi o samą starówkę, to byłem niedawno w niemieckim Görlitz, łudząco podobnym do Olsztyna z dawnych lat. Mogłem przekonać się, że w Olsztynie brakuje jeszcze renowacji wielu kamienic, estetyki, jakiegoś magnesu. A przecież mamy czym się chwalić.
Olsztyn nie zrezygnował z promocji
Władza w Olsztynie się zmieniła i wiosną, po 15-letnich rządach Piotra Grzymowicza, na stanowisku prezydenta zastąpił go młodszy o pokolenie Robert Szewczyk. Ciężko zrzucać na jego barki odpowiedzialność za poprzednią politykę promocyjną, choć w poprzedniej kadencji również miał na nią pewien wpływ, ponieważ piastował funkcję przewodniczącego miejskiej rady.
Rzecznik ratusza Patryk Pulikowski tłumaczy nam, że motorem napędowym promocji turystycznej wciąż jest Kopernik. Nadal zdarza się, że przebrani za niego aktorzy biorą udział w imprezach, ale nie ma już nikogo takiego na stałe, kto przechadzałby się starymi uliczkami, bo nie było chętnych na tę posadę. Na stanowisko zgłosiła się tylko jedna osoba, ale urzędnicy uznali, że nie spełnia oczekiwań.
Olsztyn nie zrezygnował również z bab pruskich. Baby cały czas są na pamiątkowych magnesach, świecach czy w formie breloków, ale większe figury, wielkością zbliżone do rozmiarów człowieka, zostały schowane i wyciąga się je czasem tylko z okazji różnych imprez.
Natomiast sytuacja dotycząca marcepana jest nieco bardziej skomplikowana.
- Olsztyn, podobnie jak cała Warmia oraz Mazury, od lat zmaga się z brakiem regionalnej pamiątki. Na niewiele zdają się konkursy na regionalną pamiątkę, ponieważ zwycięskie projekty są albo niszowe, albo zbyt drogie, by znaleźć masowych odbiorców. Z tego powodu turyści coraz częściej poszukują kulinariów i z Warmii i Mazur przywożą bliskim miody, marynowane czy wędzone ryby i słodkie wypieki. W Olsztynie od kilku lat każdy turysta zjadał lody na Starym Mieście i zupę karmuszkę. To są smaki, które definiują nasze miasto - wyjaśnia Patryk Pulikowski.
I dodaje: - Ale ich nie można zabrać do domu, dlatego cieszymy się, że przybył kolejny smak na naszej kulinarnej mapie. Tym razem jest to marcepan królewiecki, a więc słodycz, którą bez problemu można zabrać do dowolnego miejsca w Polsce i na świecie.
Rzecznik olsztyńskiego magistratu nadmienia, że zarzuty o brak konsekwencji są nietrafione, ponieważ całkiem dobre rezultaty przynosi organizowane od kilku lat (w soboty od czerwca do końca września) bezpłatne zwiedzanie starówki z przewodnikiem oraz spływy rzeką Łyną (w tym cykliczny Free Tour).
Miasto nadal ma także w planach przebudowę parkingów przed starówką, jednak nie może znaleźć dofinansowania na drogi projekt.
- W nieodległej przyszłości ogłosimy, w jaki sposób ta przestrzeń zostanie na tę chwilę zagospodarowana - deklaruje Patryk Pulikowski.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski