Demonstranci w Turcji: władza nie uszanowała nawet pogrzebu
Przejęcie przez policję kontroli nad placem Taksim w Stambule nie zniechęciło Turków protestujących przeciwko rządowi. Jak podkreślają, w przekonaniu o słuszności buntu utwierdziła ich interwencja policji na pogrzebie zastrzelonego demonstranta.
17.06.2013 09:19
Po raz pierwszy w Stambule przed gazem łzawiącym, rozpylanym przez policję przeciwko protestującym, uciekać musieli także turyści. W niedzielę późnym wieczorem goście słynnych knajpek na moście Galata, oddalonego od placu Taksim o blisko kilometr, najpierw zobaczyli biegnących demonstrantów w maskach przeciwgazowych, goglach i kaskach, a potem poczuli szczypiący w oczy gaz. Demonstranci chowali się przed policją do restauracji, gdzie po przejściu obławy byli podejmowani herbatą z cytryną łagodzącą skutki gazu łzawiącego.
W niedzielę policja nie tylko przejęła kontrolę nad placem i przylegającym do niego parkiem Gezi, lecz również skutecznie rozproszyła demonstrantów, którzy do tej pory natychmiast po interwencji policji wracali na Taksim. W nocy z niedzieli na poniedziałek protestujący rozeszli się do domów.
To nie koniec protestów
Rozmówcy Polskiej Agencji Prasowej nie mają wątpliwości, że niedzielna interwencja policji nie położy kresu protestom ani w Stambule, ani w żadnym innym mieście w Turcji. Burak Ozdamir (imię i nazwisko zmienione) uważa, że sprzeciw wobec premiera Recepa Tayyipa Erdogana przybierze jeszcze na sile po tym, jak "policja w Ankarze brutalnie interweniowała podczas pogrzebu demonstranta zastrzelonego przez policję".
27-letni Ethem Sarisuluk, obrońca praw człowieka, został śmiertelnie postrzelony podczas protestu w Ankarze. Według Ozdamira i relacji na Twitterze w niedzielę na jego pogrzebie, który zgromadził tłumy, interweniowała policja.
- To była pierwsza osoba, która zginęła w wyniku agresji policji, od strzału z broni. Jego śmierć jest dla nas znakiem, że jeżeli się poddamy, to Erdogan nie da nam spokoju. Ethem to już bohater, jego imię znają wszyscy - podkreśliła Funda, mieszkająca w Stambule nauczycielka.
Śmierć Sarisuluka została sfilmowana, nagranie krąży w internecie. Widać na nim, jak policjant najpierw kopie demonstranta, następnie zaczyna uciekać, mierząc z pistoletu do protestujących. Chwilę potem Sarisuluk osuwa się na ziemię, do leżącego podbiegają inni demonstranci, wołając o pomoc.
- Nie jestem pewien, czy policjant zabił Ethema przypadkowo. Jego śmierć na pewno nie była na marne - mówi Umut, który zapowiedział swój powrót na Taksim (lub w okolice) w poniedziałek. Od ponad dwóch tygodni ten 36-letni stambulczyk dzień zaczyna jako menedżer w koncernie medycznym, a kończy jako uczestnik antyrządowego protestu.
- Czy w Polsce premier też usiłuje zastraszać demonstrantów sprzeciwiających się wycince drzew w parku? - pytał Umut, nawiązując do niedzielnego wiecu Erdogana w Stambule. Szef rządu zapowiedział na nim zidentyfikowanie wszystkich uczestników protestów, które odbywają się w kilkudziesięciu miastach Turcji.
Zjednoczeni przeciwko premierowi
Zdaniem Umuta opór przeciwko Erdoganowi "dokonał cudu", bo zjednoczył środowiska dotychczas sobie wrogie. - Nie chodzi mi tylko o kibiców piłkarskich drużyn, ale o coś dużo poważniejszego, do protestu przeciwko Erdoganowi dołączają przecież radykalni muzułmanie. Premier już nie może mówić, że ci, którzy są przeciwko niemu, są przeciwko islamowi - podkreślił demonstrant. Jak tłumaczył, zrzeszenie Devrimci Muslumanlar wezwało swoich członków do przystąpienia do strajku generalnego, zapowiedzianego przez dwa największe tureckie związki zawodowe na poniedziałek. Chcą one poprzeć demonstrantów.
- Najgorsze jest to, że nie mamy wolnych mediów. To, co pokazuje telewizja turecka na temat (niedzielnego) wiecu Erdogana, to stek bzdur. Na przykład jak mogło wziąć w nim udział milion osób, skoro stadion w (dzielnicy Stambułu) Zeytinburnu mieści zaledwie 220 tys. ludzi? - mówił Umut.
Funda, Kurdyjka, brała udział w manifestacjach na Taksim niemal od początku, czyli od 31 maja, kiedy przeciwnicy likwidacji parku Gezi rozbili w nim swoje namioty. - Jestem z demonstrantami i bardzo mi się to podoba, choć w tym tłumie słyszę też gorzkie słowa na temat Kurdów - mówiła.
Kobieta postanowiła przyłączyć się do protestu przeciwko Erdoganowi w nadziei, że "to coś zmieni w podejściu władzy, która nieustannie dzieli mieszkańców Turcji na Turków, Kurdów i alawitów". Ci ostatni to przedstawiciele najbardziej liberalnej grupy religijnej w łonie islamu. Alawici nie modlą się w meczetach, lecz w domach modlitwy, po turecku cemevi, w których czczą Allaha za pomocą muzyki i tańca. W Turcji stanowią oni około 15 proc. społeczności.
W niedzielę w nocy Funda i towarzysząca jej Sema wróciły do domu. - Moja siostra ma dziecko, musi się nim zająć. Ja idę rano do pracy. Przyjdziemy w poniedziałek, może policja zwróci nam Taksim? - mówiła.
Wdarcie się oparów gazu łzawiącego do knajpek na moście Galata to wciąż jeden z nielicznych incydentów mogących niepokoić turystów odwiedzających Stambuł. W Sultanahmet - najstarszej i najatrakcyjniejszej turystycznie części miasta - nie ma śladu po protestach, za to nie brakuje zwiedzających. Właściciel jednej z restauracji, Ozgur, jednak narzeka. - Przez upór Erdogana Turcja traci pieniądze. W innych krajach widzą, że tu giną ludzie na ulicach i nie chcą przyjeżdżać - mówi. Jak przyznaje, zazwyczaj o tej porze roku jego dzienny utarg wynosi ok. 1500 euro, w czasie protestów - jedynie 300 euro.
- Nie lubię Erdogana, choć nie mogę powiedzieć, że nie zrobił nic dla Turcji. Wybudował nowe drogi, szpitale, dzięki niemu gospodarka rozkwitła - mówił Ozgur. Jak zaznaczył, "problemem premiera jest to, że nie słucha młodych, nie rozumie ich, chce im zabrać Taksim, który jest ich miejscem".
Na pytanie, czy wycofanie się władzy z pomysłu przebudowy placu mogłoby zakończyć protesty, odpowiedział: - W Turcji nie mamy już problemu z demonstrantami. W Turcji jest teraz problem z władzą.