Czy Szumski musiał zginąć?
Serdeczny człowiek i świetny dowódca! Tak o zamordowanym generale Henryku Szumskim (+70 l.) mówią jego koledzy. W poniedziałek w wilii w podwarszawskim Komorowie zabił go syn Krzysztof (39 l.)
Morderstwo generała Henryka Szumskiego zaszokowało środowisko wojskowych. Nikt nie przypuszczał, że generał, który według nich miał bardzo ciepłe relacje z ludźmi, zginie z rąk własnego dziecka!
– To był bardzo nietypowy generał, miał bardzo ciepłe, serdeczne relacje z ludźmi na różnych stanowiskach. Nie miało znaczenia, czy rozmawiał z sekretarką, kierowcą, czy innym generałem – mówi o Henryku Szumskim gen. Bogusław Pacek (58 l.), doradca ministra obrony narodowej.
– Dowodził w amerykańskim stylu, kiedy wizytował naszą misję w Kosowie kazał się zawozić nawet na najbardziej niebezpieczne stanowiska bojowe. On był z ludźmi, z żołnierzami – mówi nam gen. Roman Polko (50 l.), były szef GROM.
Duża część kariery generała Szumskiego przypadała na czasy PRL. W grudniu 1981 jego oddział uczestniczył w pacyfikacji strajku w Stoczni Szczecińskiej i innych szczecińskich zakładach pracy.
Do tragedii doszło w poniedziałek w podwarszawskiej willi generała. Wieczorem domownicy usłyszeli dzwonek, a potem zobaczyli, że w drzwiach stoi syn generała Krzysztof, który od lat przebywał za granicą. Jednak zamiast przywitać się z ojcem, wyjął nóż i wbił mu prosto w serce. Mimo reanimacji Henryk Szumski zmarł. Krzysztof, który cierpiał na zaburzenia schizofreniczne, trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego w Tworkach pod Warszawą.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Prawie 1,5 miliona złotych na leczenie dygnitarzy