Czy można zrozumieć inną kulturę?
Czy można zrozumieć inną kulturę? Na pewno nie jest to łatwe. Chyba że nauczymy się języka, którym owa kultura operuje. A ponadto zrekonstruujemy, co w danej kulturze uznaje się za "rzeczywiste". W języku chińskim słowo "dom" wyrażone jest przez połączenie dwóch pojęć ("dach" i "prosiak"). Chodzi o wydobycie relacji "opieki". Budynek ("dom" w naszym rozumieniu) może stać dalej, ale gdy owa relacja znika, dla Chińczyka przestaje być "domem".
Podobnie "państwo". U nas to trwała, statyczna, symboliczna konstrukcja. W Chinach "państwo" to proces i istnieje tylko tak długo, jak długo potrafi wymuszać uwzględnianie interesu całości w decyzjach, które owej całości dotyczą. Gdy to się nie udaje - "państwo" znika. Albo termin "prawda" W scholastycznym realizmie "prawda" to "prawda egzystencji": zgodność zachowań z absolutnymi, uniwersalnymi normami. W nauce "prawda" to powtarzalność obserwacji i dokładność, pozwalająca uzyskać oczekiwany skutek, gdy obserwowaną rzeczywistość poddaje się manipulacji. W Azji, i to zarówno w konfucjanizmie, jak i taoizmie, "prawda" to "korespondencja" (odpowiedniość) działania do charakteru konkretnej relacji i momentu w czasie. Rzeczywistość tam nie ma punktu oparcia w postaci absolutyzowania czegokolwiek. Chyba że za taki punkt uznamy - na poły estetyczny - nakaz "Harmonii", ze zmiennym sensem tego terminu, w zależności od stadium, w którym znajduje się realność traktowana jako samoregulujące się perpetuum mobile.
Na początek warto spróbować dwóch ścieżek poznawania kultury Azji. Pierwsza, proponowana przez Kristofera Schippera (dziś profesor, ale przez lata mnich) w książce "Taoist Body”, to metoda "uczenia bez słów". Między innymi - doświadczanie złudności pojęcia "różnicy" przez szczególne multiplikowanie siebie. Siebie przeżywanego odmiennie, w zależności od tego, jaką funkcję (lub organ) potraktujemy w danym momencie jako centrum.
Obserwowanie siebie jak rzeczy i poznawanie granic danej formy, to także klucz do drugiej ścieżki: literatury. "Pamiętnik szaleńca" z lat 20., czy proza Mishimy powiedzą nam o - szokującym dla człowieka Zachodu - realizmie, i wręcz - pragmatyzmie - przy opracowywaniu logistyki samounicestwienia. I wtedy można pojąć czym kultura Japonii tak uwodzi: jest to zatarcie granicy między roztropnością i szaleństwem, z rytuałem jako wehikułem obu.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski