Cztery emerytki z Warszawy nie żyją. Kobiety zostały okradzione, a trzy z nich zostały zamordowane. Czwarta podczas napadu dostała zawału serca. Sprawcy wpadli m.in. dzięki czujności pracownika banku, który po niepokojącym telefonie od seniorki powiadomił policję. Polak i Ukrainiec usłyszeli już zarzuty. Prokuratura ujawniła, że sprawcy to hydraulicy, tzw. złote rączki, znali swoje ofiary.
- Ten problem niestety będzie się poszerzał, tego będzie więcej. My się starzejemy, mamy coraz gorsze więzi rodzinne albo z różnych powodów zostajemy sami. Musimy wiedzieć, że człowiek samotny jest na głodzie relacji, że jak ktoś się pojawia w drzwiach, to mu bezgraniczne ufa - tłumaczy kryminolog Paweł Moczydłowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lód załamał się pod koniem. Zwierzę zaczęło się topić
Przestępcy często wykorzystują ufność starszych osób. Chodzą po blokach, przedstawiają się za pracowników administracji, hydraulików, elektryków. W tym przypadku prokuratura podała, że podejrzani ogłaszali się wcześniej i faktycznie wykonywali drobne naprawy u seniorek. Prawdopodobnie obserwowali wtedy, co znajduje się w mieszkaniach i jak żyją emerytki.
Jak chronić się przed bandytami?
- Na Zachodzie osoba z takiego ogłoszenia musi mieć jakieś referencje. Nie ma problemu z tym, żeby zweryfikować, co i gdzie wcześniej robiła. Więc mamy kontrolę. U nas może być to tzw. polecenie kogoś. To eliminuje anonimizację i wszyscy uczciwi fachowcy powinni dbać o to, żeby nie być anonimowymi - wymienia Moczydłowski.
Jak dodaje, seniorzy powinni korzystać z pomocy sąsiadów. Warto, aby podczas wizyty "złotej rączki" w mieszkaniu był ktoś jeszcze poza emerytem lub emerytką.
Kolejną kwestią jest weryfikacja. - Załóżmy, że przychodzi do nas elektryk czy hydraulik przedstawiający się, że jest z administracji. Powinniśmy go zweryfikować, z jakiej jest firmy, kto go przysłał i tak dalej. Tutaj znowu, starsze osoby powinny poprosić o pomoc, w tym sąsiadów. To też będzie kolejny straszak, bo ktoś zapamięta osobę, zwróci uwagę na znaki szczególne - podkreśla rozmówca WP.
Kiedy już senior wpuścił do domu obcą osobę i zauważył jej dziwne zachowanie, powinien po prostu wyjść z mieszkania i - nawet kosztem tego, że coś zginie - zapukać do drzwi obok, wezwać pomoc.
- Nie ma tak, że te osoby, które mieszkają w danym bloku, nie mają relacji. Pamiętajmy, żeby zwrócić uwagę na seniorów. Gdyby mieli problem, żeby mieli numer telefonu do sąsiada. Zawsze mogą zadzwonić np. piętro niżej i zapytać - mówi kryminolog.
Moczydłowski zwraca uwagę również na prewencyjną rolę policji. Jego zdaniem funkcjonariusze powinni poważnie traktować każde zgłoszenie o osobach, które obserwują balkony, ogródki czy mieszkania.
- Przestępstwo popełnia się w społeczeństwie i bez społeczeństwa. Trzeba bić na alarm. Policja wiele może dowiedzieć się od zwykłych obywateli. Jak oni się nie wezmą za poprawę relacji z ludźmi, tylko będą na manifestacjach walczyć z kobietami w ciąży, po prostu stracą, bo pójdą w izolację społeczną. Nie chcemy takiej policji. Dla prostego powodu: że jeżeli samotnej babci w domu wydaje się, że po ogrodzie ktoś chodzi i chowa się za drzewa, oni powinni zareagować. To nie tylko zmieni jakość życia tej babci, ale też odstraszy bandytów - twierdzi rozmówca WP.
"Bali się milionów zgłoszeń"
Pytany o to, dlaczego "policja nie ostrzegła" społeczeństwa po wykryciu pierwszego lub drugiego zgonu, kryminolog odpowiedział:
- Oni się bali, że będą mieli miliony zgłoszeń. Ale nie mają prawa narzekać na to, że ludzie zgłaszają. Prokuratura się tłumaczy: dla dobra śledztwa. Bandziory są wszędzie, a oni są na posterunku i powinni bić na alarm, a nie zasłaniać się "dobrem śledztwa". To do nich należy pilnowanie bezpieczeństwa i ostrzeganie ludzi - podsumowuje Paweł Moczydłowski.
Czytaj też: