Przeżyła masakrę w Chersoniu. Dziś tak mówi o Zełenskim
26-letnia Anja była świadkiem masakry rosyjskich żołnierzy na cywilach. Jej rodzina cudem przeżyła okupację. Trzy lata po tragicznych wydarzeniach twierdzi, że większość Ukraińców popiera Zełenskiego w stawianiu granic i konkretnych warunków. - Poparcie dla niego rośnie. Widać, że nie chce sprzedać kraju, nie chce zakończyć wojny w sposób, który dałby satysfakcję Putinowi - mówi.
Chersoń marzec 2022 roku. Zwłoki przykryte chustami, albo kocem - tym, co akurat było pod ręką. Ciała leżą na drogach i chodnikach. Obok nich porzucone w biegu walizki. Cały dobytek, który chcieli zabrać ze sobą. Nie zdążyli. Byli w trakcie ewakuacji, gdy rosyjskie wojsko otworzyło do nich ogień.
To widok, który Anja Chalenko widzi z okna swojego strychu, na poddaszu jednej z kamienic. Jako jedna z niewielu nie została jeszcze zbombardowana. Gdy rozmawiamy mówi, że pod jej domem Rosjanie dla rozrywki strzelają właśnie z czołgów do cywilów. Widzi, jak od strzału ginie jej znajomy ze szkolnej ławki. Anja jeszcze miesiąc temu żyła w innej rzeczywistości. Jako studentka Wydziału Komunikacji i Zarządzania na UJ. Nigdy nie pomyślała, że za kilka tygodni będzie walczyć, by przeżyć każdy kolejny dzień, kolejną godzinę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 21.02
Do Chersonia przyjechała po zdanej sesji. Gdy widmo wojny stawało się coraz wyraźniejsze - chciała wyjechać. Wraz z mamą i siostrami nie zdążyły uciec. Tory kolejowe zostały całkowicie zniszczone.
- Myślałam, że tego nie przetrwamy. Pisałam wtedy pamiętnik, bo każda godzina mogła być ostatnią. Chciałam zostawić jakiś ślad tego, co wtedy przeżyliśmy - wspomina trzy lata później.
Pod koniec sierpnia 2022 roku Anja wraz z rodziną uciekła i przedostała się do Polski z jednym z konwojów humanitarnych. Gdy była już w Krakowie, otrzymała zdjęcia palącej się kamienicy. Wtedy już wiedziała, że nie mają do czego wracać. Musiały zacząć żyć na nowo. W 2025 roku ponownie wróciły do Ukrainy. Tęsknota była zbyt wielka. Anja pracuje w lokalnych mediach, a jej mama jest pomocą w przychodni.
- Jest ciężko, ale jesteśmy w domu. To już inny budynek, inne ściany, ale jesteśmy u siebie - mówi zdecydowanym głosem. Anja jak nigdy pełna jest obaw o najbliższą przyszłość jej kraju. Zapytaliśmy młodą Ukrainkę o jej stanowisko wobec ostatnich słów prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i rysującego się planu pokojowego.
Zełenski: Nie zadłużę Ukrainy na 10 pokoleń. "Tu chodzi o życie"
W niedzielę ukraiński przywódca ujawnił jaki zapis w umowie między Ukrainą a USA ws. ukraińskich złóż doprowadził do jego sprzeciwu. Przekazał, że nie chodzi jedynie o gwarancje bezpieczeństwa, ale też o stawki.
- Jeśli Stany Zjednoczone, nasi przyjacielscy partnerzy, zagłosują w Kongresie za przyznaniem nam 50 miliardów dolarów pomocy, będziemy zobowiązani zwrócić 100 miliardów dolarów - mówił. Następnie stanowczo podkreślił, że "nie podpisze czegoś, co 10 pokoleń Ukraińców będzie później płacić".
- Ja twierdzę, że zakończenie wojny jest potrzebne jak najszybciej. Jednak nie w taki sposób, jak myśli o tym Trump. Po trzech latach tragicznych walk, śmierci wielu niewinnych osób, nie możemy po prostu uznać, że możemy oddać Putinowi to, czego oczekuje. To dobrze, że nasz prezydent stawia swoje warunki. Mam jednak nadzieje, że gdzieś osiągnięty zostanie kompromis. Tu chodzi o życie, o kolejne tracone każdego dnia życia - podkreśla Anja.
- Jako Ukraińcy oczekujemy, że w momencie gdy USA stają za Putinem, to Europa stanie za nami. Dziś wielu przywódców przyjechało do Kijowa. Mam nadzieję, że to coś więcej niż symbol. Liczymy, że pójdzie za tym realne, braterskie wsparcie - zaznacza mieszkanka Chersonia.
- Mam wrażenie, że w dzisiejszą rocznicę każdy z nas chciałby wykrzyczeć Trumpowi kilka zdań, które otworzą mu oczy. To nie my jesteśmy agresorem, to nie my zaczęliśmy wojnę. My tylko bronimy naszej ojczyzny - dodaje Anja.
Jak stwierdza, wielu Ukraińców nie zgadza się nie tylko ze słowami Trumpa, ale popiera Zełenskiego w stawianiu granic i konkretnych warunków. - Poparcie dla niego rośnie. Widać, że nie chce sprzedać kraju, nie chce zakończyć wojny w sposób, który dałby satysfakcję Putinowi. Jeżeli za parę lat miałyby się odbyć wybory, to być może wygra je kto inny, ale na ten moment większość z nas stoi murem za naszym prezydentem - podsumowuje.
Zełenski wchodzi w rolę biznesmena
- W Ukrainie ożywiła się nadzieja na pokój. Szczególnie wśród zwykłych Ukraińców, którzy pracują, muszą utrzymać rodzinę i martwią się tym, co będzie jutro. Słowo "pokój", odmieniane przez wszystkie przypadki, budzi nadzieje - mówi Wirtualnej Polsce pochodzący z Krymu politolog Nedim Useinow, ekspert z think tanku The German Marshall Fund of the United States (GMF)
Politolog zwraca także uwagę na znaczącą zmianę, która zaszła w ostatnim czasie w ukraińskim przywódcy. W jego ocenie Wołodymyr Zełenski przyjął obecnie pozycję "biznesowego gracza", o czym świadczyła zapowiedź, że nie podpisze dokumentu ws. metali ziem rzadkich. - Także jego przystąpienie do negocjacji pokojowych opiera się na ciągłym podbijaniu stawki - mówi ekspert.
- Widać już, że stawia na handel i biznesowy sposób załatwiania spraw. Chce od Amerykanów pomocy w obronie terenów, gdzie są surowce, i zapewnia, że wówczas będzie skłonny do współpracy - podkreśla Useinow. W ocenie eksperta, mamy do czynienia z całkowicie inną narracją ukraińskiego przywódcy wobec Amerykanów i wobec Europy. - Myślę, że ten słabnący sojusz amerykańsko-ukraiński sprawi, że dojdzie do wzmocnienia sojuszu wewnątrz Europy. Tego teraz potrzebujemy - podsumowuje.
"Konieczny plan szybkiego wzmocnienia europejskiego filaru NATO"
Z kolei Wojciech Lorenz, koordynator programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe w PISM w ostatniej autorskiej analizie sytuacji stwierdza ponadto, że USA mimo deklaracji, że nie wyślą wojsk na Ukrainę, mogłyby na różne sposoby wesprzeć obecność wojskową innych państw (np. rozpoznanie i logistykę).
Jego zdaniem, zwiększyć wpływ Europy na Trumpa powinna grupa najsilniejszych państw kontynentu, która mogłaby mu przedstawić szerszą ofertę, proponując np. zakupy sprzętu i uzbrojenia z USA o znacznej wartości.
- Państwa UE mogą też podkreślać rosnące znaczenie importu amerykańskiego LNG czy technologii jądrowych. Jednocześnie konieczne będzie przedstawienie planu szybkiego wzmocnienia europejskiego filaru NATO. W tym celu niezbędne będzie przekonanie państw UE m.in. do wykorzystania wspólnego finansowania inwestycji obronnych - stwierdza Lorenz.
Czytaj też: