Podobne gospodarstwa istnieć mają dopóty, dopóki nie zostanie znaleziony zamiennik dla niedźwiedziej żółci, będącej elementem 123 tradycyjnych chińskich leków. Zdaniem lekarzy, są one dzięki niej "niezwykle" skuteczne w kuracji przypadłości kardiologicznych i gastrologicznych.
W czwartek oficjalnie Pekin odrzucił żądania przedstawicieli Parlamentu Europejskiego domagających się położenia kresu okrutnym formom hodowli niedźwiedzi.
Specjalne niedźwiedzie fermy powstały w Chinach w latach 80., by zminimalizować kłusowniczy ubój żyjących dziko niedźwiedzi dla celów medycznych. Takich hodowlanych ośrodków było wtedy 480, dziś zostało 68. Jest w nich przetrzymywanych 7-8 tys. niedźwiedzi.
Na początku do ekstrakcji żółci używano metalowych rurek, wszczepianych do brzucha zwierzęcia, co sprawiało mu ból. Chińczycy bronią się, że dziś hodowcy wprowadzają do organizmu ofiary dreny, wykonane z niedźwiedziej tkanki.
Na rynku azjatyckim za kilogram żółci zapłacić trzeba co najmniej tysiąc dolarów. Poza medykamentami specyfik ten dodaje się także do szamponów i win.
Od dawna Chiny są również przedmiotem krytyki, m.in. także ze strony eurodeputowanych oraz aktorki i działaczki ekologicznej Brigitte Bardot, za trzebienie stad rekinów. Rocznie miliony tych drapieżnych ryb padają ofiarą łowców, kuszonych zyskiem ze sprzedaży poszukiwanych płetw, wielkiego przysmaku w kuchni azjatyckiej.
Henryk Suchar