Chłopiec niemal stracił dłoń przez awarię w szpitalu
Szpital w Miastku w województwie pomorskim od ponad trzech tygodni pozbawiony jest łączności radiowej. Wciąż nie udało się naprawić anteny. Jej awaria spowodowała kłopoty z transportem 10-letniego chłopca, który niemal stracił dłoń w siewniku. Ofiara przez trzy godziny czekała na śmigłowiec, bo jego załoga nie mogła nawiązać łączności ze szpitalem.
Maszt jest nieczynny od ponad trzech tygodni, miał być naprawiony w tym tygodniu. Tymczasem okazuje się, że usterka jest poważniejsza i nie wiadomo, kiedy uda się ją usunąć. Starosta bytowski Jacek Żmuda -Trzebiatowski podkreśla, że robi wszystko, by skrócić czas naprawy anteny. Na razie czekamy na kosztorys naprawy, ma być gotowy za dwa dni - mówi. Jacek Żmuda-Trzebiatowski dodaje, że ewentualne akcje ratownicze z użyciem śmigłowca będą w tym czasie koordynowane przez stację w Bytowie.
Obecnie trwa wyjaśnianie zamieszania z pomocą dla 10-latka z okolic Miastka. Starosta bytowski zapowiada, że jeżeli okaże się, że ktoś zaniedbał swoje obowiązki, zostanie ukarany.
Poważnie uszkodzoną przez maszynę rolniczą dłoń 10-latka udało się uratować. Chłopca czeka jednak długa rehabilitacja.