ŚwiatChiny spowolnione. Będzie głęboki zwrot polityczny?

Chiny spowolnione. Będzie głęboki zwrot polityczny?

Chiny spowolnione. Będzie głęboki zwrot polityczny?
Źródło zdjęć: © AFP | GREG BAKER
prof. Bogdan Góralczyk
19.08.2015 09:01, aktualizacja: 19.08.2015 09:53

Czy niedawna spektakularna katastrofa przemysłowo-ekologiczna w portowym mieście Tianji jest kolejną zapowiedzią głębokich zmian na chińskiej scenie? Tym bardziej, że poprzedził ją wielki krach na giełdzie, z której w krótkim czasie wyparowały biliony dolarów.

W długowiecznej historii Chin ukuło się przekonanie, że każdy głęboki zwrot polityczny czy zmianę dynastii poprzedzają gwałtowne zjawiska - trzęsienia ziemi, powodzie, susze itd. Po raz ostatni tak było latem 1976 r. gdy potężne trzęsienie zmiotło w powierzchni miasto Tangshan, pociągając za sobą kilkaset tysięcy ofiar śmiertelnych (dokładnych danych nigdy nie podano). W dwa miesiące po nim odszedł Mao Zedong, który całkowicie przewrócił chińską rzeczywistość w okresie gdy panował - to dobre określenie, choć dotyczyło komunizmu - w latach 1949-76. A po jego odejściu Chiny znów zmieniły się nie do poznania, bowiem w miejsce komunizmu koszarowego weszła zimna i wyrachowana gospodarka rynkowa.

Czy niedawna spektakularna katastrofa przemysłowo-ekologiczna (bo chyba jednak nie o zamach tam chodziło) w portowym mieście Tianjin, położonym zresztą niedaleko Tangshan, jest kolejną zapowiedzią głębokich zmian na chińskiej scenie?

Tym razem było tylko kilkaset ofiar - śmiertelnych i rannych - więc poniekąd tę katastrofę można byłoby zbagatelizować jako "katastrofę przemysłową", jak robią to chińskie władze i tamtejsza propaganda.

Giełdowa katastrofa

Problem w tym, że tragedię w Tianjinie poprzedziła prawdziwa katastrofa, jaką był krach na giełdzie na przełomie czerwca i lipca, gdy w ciągu parunastu dni stracono ponad 2 bln dolarów (a niektóre źródła mówią nawet o 3 bln), a więc majątek rzędu trzech polskich rocznych PKB.

Od tamtej pory sytuację na giełdzie nieco uspokojono, ale strat nie odrobiono i nic nie wskazuje na to, że szybko zostaną odrobione. Tymczasem tysiące, a raczej miliony, bo Chiny to kraj wielkich liczb, obywateli straciło na giełdzie cały dorobek swego życia. Wcześniej zawierzyli bowiem władzom, zachęcającym do giełdowej gry. Znanym z żyłki do hazardu Chińczykom nie trzeba było wiele: wszyscy, z taksówkarzami i młodzieżą akademicką włącznie, ruszyli na giełdę, a niektórzy w tym pędzie, który w ciągu ponad roku podniósł indeks obu chińskich giełd, w Szanghaju i Shenzhenie, o ponad 100 proc., zastawili w tej grze cały swój majątek: domy, mieszkania, nieruchomości. Jak się teraz zachowają?

To pytanie zasadne, bo stawką w Chinach jest teraz społeczny spokój, gdyż nastroje są mocno rozhuśtane. Obywatele zdali sobie bowiem sprawę z tego, że władze wcale nie są nieomylne - namawiały do gry na giełdzie, a nastąpił krach. Natomiast forsowana przez nie ścieżka szybkiego rozwoju zniszczyła środowisko naturalne, czego świadomość jest już powszechna, a nierzadko prowadzi do katastrof takich jak w Tianjinie.

Gospodarka i bezpieczeństwo

Władze mają tego świadomość, dlatego - jak donosi z przecieków hongkońska prasa - na dorocznych zamkniętych partyjnych konwentyklach w nadmorskim kurorcie Beidaihe właśnie teraz zajęły się dwoma kluczowymi zagadnieniami: bezpieczeństwem wewnętrznym oraz dalszym rozwojem gospodarczym kraju.

W przypadku pierwszego rosną sygnały, że środki przeznaczone na ten cel będą jeszcze wyższe, chociaż już od lat i tak były wyższe od tych przeznaczonych na zbrojenia, o czym głośniej w świecie. Sygnałów "przykręcania śruby" wobec dysydentów, osób niepokornych i niezadowolonych, a nawet broniących ich prawników - o czym jeden z nich pisał niedawno obszernie na łamach "The New York Times" - jest coraz więcej. Jedni wiążą to z bezprecedensową co do skali i zasięgu kampanią antykorupcyjną, która w sposób oczywisty narusza interesy wielu notabli i powiązanych z nimi kręgów. Inni jednak, nie bez uzasadnienia, zaczynają domniemywać, że niemal powszechna dotychczas wiara w nieomylność władz z zamkniętej dzielnicy Zhongnanhai w Pekinie została ostatnio mocno podważona lub nadwyrężona.

Dlatego tak wiele zależy od drugiej kwestii poruszanej na zamkniętych naradach w Beidaihe: co dalej z gospodarką? Czy spowolni bardziej, niż zapowiadają to władze, a więc poniżej 7 proc. wzrostu PKB? Czy Chinom grozi "pułapka średniego wzrostu", jak spekulują zachodni eksperci? Co będzie dalej z giełdą, którą jak dotąd uspokojono niekonwencjonalnymi metodami, tzn. interwencją państwa i ręcznym sterowaniem? No i co będzie z nowym modelem rozwojowym, tak silnie forsowanym przez obecny tandem rządzący, prezydenta i szefa partii Xi Jinpinga oraz technokratycznego premiera Li Keqianga?

To oni doszli bowiem do słusznego skądinąd wniosku, że poprzedniego, ekspansywnego modelu rozwojowego nie da się już z wielu względów utrzymać. Towarzyszyło mu bowiem zbyt wysokie rozwarstwienie społeczne (tzw. współczynnik Giniego, bodaj najlepszy jego miernik, jest w ChRL wyższy niż w USA), uwłaszczenie nomenklatury spod znaku rządzącej Komunistycznej Partii Chin (KPCh) oraz niebotyczna korupcja, której Xi Jinping w obawie o swój - i KPCh - dalszy los wydał wojnę. Towarzyszyło mu też wiele innych zjawisk, przez chińskich ekspertów zwanych "skutkami ubocznymi reform", takich jak chociażby wspomniane zniszczenie środowiska naturalnego czy niska jakość produkcji oraz jej wysoka energochłonność.

Ostry zakręt

To w ramach tego modelu postanowiono też zmienić główny mechanizm napędowy chińskiej gospodarki. Dotychczasową główną siłę sprawczą, czyli eksport, ma zastąpić konsumpcja i rynek wewnętrzny. By tak się stało, Chinom potrzebni są nowi konsumenci na wielką skalę, a więc klasa średnia, nazwana tam jak zwykle po swojemu "społeczeństwem umiarkowanego dobrobytu" (xiaokang shehui). A chcąc ją szybko zbudować, pozwolono zwykłym obywatelom wejść na giełdę. Dalsze losy już znamy. Koło się zamknęło. Jest jeszcze zbyt wcześnie, by oceniać, jak Chiny wyjdą z tego ostrego zakrętu, w którym się znalazły. Czy dojdzie tylko do kolejnej korekty czy zasadniczej zmiany, a jeśli tak, to jak głębokiej?

Na takie pytania odpowie oczywiście dopiero historia, ale już dzisiaj jedno jest pewne: w Chinach po raz kolejny wola polityczna wyprzedziła procesy i mechanizmy ekonomiczne, przed czym przestrzegał, mocno doświadczony przez los, wizjoner rynkowych reform Deng Xiaoping. Xi Jinping zbyt szybko i w zbyt krótkim czasie narysował przed sobą i państwem wiele strategicznych projektów, z dwoma nowymi Jedwabnymi Szlakami, lądowym i morskim, włącznie. Zbyt szybko chciał spełnić swój własny, tak mocno propagowany "chiński sen". Miast tego ma wielki krach i szereg katastrof. Jak sobie z tym poradzi?

Gdy poprzednio wola polityczna wodza zepchnęła na bok realia i wymogi gospodarcze, czyli wtedy gdy Mao Zedong ogłosił "wielki skok", to jego rezultatem był równie wielki głód (z liczbą ofiar przekraczającą nawet 40 mln osób). Co stanie się teraz?

Druga gospodarka świata, pretendująca do miana pierwszej, znalazła się na wirażu. Dzień dzisiejszy jest znacznie odmienny od tego w końcu lat 50. minionego stulecia, gdy Mao ogłaszał swój "skok". Mamy gospodarkę zglobalizowaną. Jeśli w Chinach tąpnie, odczujemy to i my. Dlatego warto uważniej śledzić tamtejsze procesy.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Oglądaj też: Polska urośnie, gdy Chiny spowolnią
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (85)
Zobacz także