Były policjant o "ucieczkach" Jana Pawła II
W lipcu 1985 roku Jan Paweł II wyjechał na trzydniowy wypoczynek do Abruzji w środkowych Włoszech; do tej pory ta jedna z wielu "ucieczek" papieża była tajemnicą.
Ujawnia ją w swej opublikowanej właśnie książce były szef posterunku włoskiej policji przy Watykanie Enrico Marinelli. W swych wspomnieniach pod tytułem "Papież Wojtyła i generał" opisuje on zabawne sytuacje, do jakich dochodziło, gdy Jan Paweł II szusował incognito na nartach.
Bardzo pochlebnie o książce pisze w poniedziałek dziennik "La Stampa" podkreślając, że niektóre z opisanych wydarzeń przypominają sceny z najlepszych komedii.
Marinelli wspomina, że latem 1985 roku przyszedł do niego papieski sekretarz ksiądz Stanisław Dziwisz mówiąc, że Jan Paweł II pragnie spędzić parę dni poza Watykanem. Jak dodaje: "poza Watykanem znaczyło również poza Castel Gandolfo", gdzie właśnie papież wtedy przebywał. Na miejsce tych tajnych krótkich wakacji wybrał stojący w środku lasu dom salezjanów w prowincji Frosinone, w pobliżu parku narodowego w Abruzji.
Emerytowany włoski policjant zauważa, że dom doskonale nadawał się na taki wypoczynek, ale jego martwiło to, że na takim odludziu papież był narażony na wszelkie niebezpieczeństwo, zwłaszcza nocą.
Jan Paweł II spędził tam trzy dni chodząc na długie spacery, co - jak zapewnia Marinelli - bardzo niepokoiło jego ochronę.
Z niezwykłą swadą Marinelli opisuje 16 lutego 1987 roku, gdy papież w towarzystwie księdza Dziwisza oraz ks. Tadeusza Stycznia pojechał - oczywiście potajemnie - do Ovindoli niedaleko Rzymu, by spędzić noc w klasztorze i z samego rana iść na narty.
Autor przyznaje, że popełnił błąd informując o sekretnym wyjeździe papieża nowego wówczas szefa włoskiej policji. I wtedy się zaczęło - relacjonuje Marinelli z humorem. Towarzyszący Janowi Pawłowi II policjanci z posterunku przy Watykanie zauważyli w nocy dziwne cienie na dzwonnicy pobliskiego kościoła. O świcie poszli tam na kontrolę, ale niczego nie znaleźli.
Gdy z samego rana Jan Paweł II poszedł na stok, z daleka czuwało nad nim dyskretnie kilku policjantów z watykańskiego posterunku oraz żandarmów. Ku swemu zdumieniu Marinelli stojąc w ukryciu z szefem watykańskiej ochrony Camillo Cibinem spostrzegł jednak, że za szusującym na nartach papieżem jeździ krok w krok trzech ubranych na biało karabinierów.
Wtedy do jednego z watykańskich policjantów podszedł karabinier pytając, kim jest osoba, której pilnuje. Funkcjonariusz odparł, że nie wie i na wszelki wypadek przedstawił się jako instruktor narciarstwa z kurortu Cortina d'Ampezzo. Jakby tego było mało - dodaje Marinelli - na miejsce przybyło jeszcze dwóch policjantów w cywilnym ubraniu, a także funkcjonariusze Gwardii Finansowej i nawet straży leśnej w pełnym umundurowaniu.
Marinellemu nie pozostało nic innego, jak wyjaśnić wszystkim, co się dzieje.
Kiedy na stoku doszło do poruszenia z powodu obecności tak wielu funkcjonariuszy, inni narciarze zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu ważnej osobistości, pilnowanej przez tak liczną ochronę. Dlatego trzeba było zamknąć trasę narciarską rezerwując ją dla papieża i jego przyjaciół.
W innej górskiej miejscowości - Campo Felice, która była celem "narciarskich ucieczek" z Watykanu, papież jeździł zawsze na tak zwanej Trasie Zakochanych.
Marinelli pisze, że aby uniknąć konieczności stania w kolejce do wyciągu razem z innymi narciarzami, oddawano Janowi Pawłowi II do dyspozycji skuter śnieżny.
Podczas innych wypadów - opowiada autor książki - papież chodził na bardzo długie spacery, w połowie których ucinał sobie drzemkę kładąc się na gołej ziemi i przykrywając kocem.
Według relacji Marinellego Jan Paweł II bał się na początku, że jego tajne wyjazdy z Watykanu spotkają się z dezaprobatą ze strony hierarchów Kurii Rzymskiej. Dlatego pewnego razu dziękując policjantom za eskortę podczas górskiej wyprawy powiedział: "Dziękuję za to, że osłaniacie międzynarodowy skandal".
Sylwia Wysocka