Blady strach padł na europosłów PO: byle nie do Warszawy
Po wybuchu afery hazardowej na eurodeputowanych Platformy padł blady strach. Chodzi o to, że Donald Tusk mógłby zaproponować któremuś z nich stanowisko w rządzie - pisze "Wprost". - Tu mamy spokój, pięcioletnią kadencję i kilkadziesiąt tysięcy pensji. Tylko wariat chciałby z tego zrezygnować - powiedział dziennikarzom tygodnika jeden z eurodeputowanych Platformy.
10.10.2009 19:07
Propozycja wejścia do rządu lub do kancelarii premiera byłaby z gatunku tych nie do odrzucenia. W sytuacji kryzysu politycznego, z jakim boryka się Platforma, żaden z polityków tej partii nie mógłby odmówić Donaldowi Tuskowi. O ile dla posłów i senatorów taka oferta oznaczałaby prestiż i polityczny awans, o tyle wśród eurodeputowanych trudno znaleźć osobę, która byłaby zainteresowana przeprowadzką do Warszawy.
MSWiA czy resort sportu byłyby jeszcze jakimś wyzwaniem, ale najgorzej byłoby dostać propozycję zostania rzecznikiem czy w ogóle sekretarzem stanu w kancelarii premiera. 8 tys. zł pensji, praca 24 godziny na dobę i użeranie się z dziennikarzami to nie jest zachęcająca perspektywa - pisze "Wprost".
Michał Krzymowski