Azja nie zaczyna się w Polsce
Mój berliński znajomy rezygnuje w tym roku z
Majorki, gdzie ma dom i spędza sporo czasu. Na urlop jedzie do
Polski, na Mazury. Najwyższy czas odwiedzić kraj sąsiedni,
zwłaszcza że Polska jest już w Unii - tłumaczy. Berlińczyk od
wielu pokoleń, nigdy nie był w żadnym kraju na wschód od Odry, nie
miał żadnych kontaktów z Polską i prawdę mówiąc, długo myślał, że
za przepływającą osiemdziesiąt kilometrów od Berlina rzeką zaczyna
się Azja - pisze "Rzeczpospolita".
21.06.2004 | aktual.: 21.06.2004 07:35
Przez lata oglądał w telewizji standardowe obrazy polskiego chłopa, drabiniaste wozy z wychudzoną szkapą, słyszał o armii bezrobotnych czekających na otwarcie granicy, aby ruszyć nawałą na Zachód, zwłaszcza do Niemiec, i nie krył obaw, że niezbyt cywilizowani przybysze pogrążą ostatecznie Niemcy, które i bez nich nie mogą sobie poradzić z szokiem po zjednoczeniu kraju. Taki obraz Polski i Polaków nie zniknął jeszcze całkowicie, ale wyraźnie odchodzi w przeszłość. W ostatnich miesiącach pojawiły się relacje z Krakowa - miasta, w którym powstał uniwersytet, zanim pojawił się pierwszy uniwersytet w Niemczech w Heidelbergu; z Warszawy, której środmieście przypomina już nieco centrum finansowe we Frankfurcie nad Menem, czy z pieczołowicie odrestaurowanego wrocławskiego rynku - podkreśla dziennik.
O określeniu "polnische Wirtschaft" wydaje się już nikt nie pamiętać. Podobnie jak o pojęciu "polnischer Reichstag" pochodzącym jeszcze z osiemnastego wieku synonimu polskiego chaosu politycznego. To wszystko wtedy, kiedy sytuacja w Polsce mogłaby uzasadniać powódź artykułów i publikacji na temat politycznego zamieszania w naszym kraju. Nic takiego w niemieckich mediach nie widać. I nie jest to bynajmniej przejaw małego zainteresowania Polską. Wręcz przeciwnie, sytuacja w naszym kraju jest coraz częściej przedmiotem analiz poważnych niemieckich dzienników, analiz wyważonych, bez uszczypliwych uwag czy nawet nadmiernie negatywnych ocen - podaje gazeta.
Jeszcze rok temu było zupełnie inaczej. Po naszej decyzji o wsparciu amerykańskich działań w Iraku na Polskę posypały się gromy, oskarżano nas o zdradę europejskich interesów. Przypominano decyzję Polski o zakupie amerykańskich samolotów F-16 - zamiast któregoś z modeli europejskich. Nieco bardziej stonowane były reakcje na polskie stanowisko w sprawie konstytucji europejskiej. Do Niemiec właściwie nie docierają odgłosy przygotowywanych w Polsce projektów wystąpienia z żądaniami reparacyjnymi związanymi z drugą wojną światową. Z kolei echa polskiej dyskusji na temat Centrum przeciwko Wypędzeniom obijają się jedynie o uszy nielicznej grupy obywateli RFN - pisze "Rzeczpospolita".
Nieco większa grupa pamięta ubiegłoroczną okładkę "Wprost" z Eriką Steinbach w mundurze hitlerowskim, siedzącą na kanclerzu. Skutki rozwoju sytuacji politycznej w Polsce mogą być wprawdzie ważne dla Europy, ale to, co się dzieje w tym kraju, nie jest postrzegane w kategoriach konfrontacji polsko-niemieckiej. Polska jest już w UE i wydarzenia w tym kraju są traktowane jako dialog Polaków z Polakami - tłumaczy politolog Kai Olaf Lang, obserwujący uważnie rozwój sytuacji - podaje dziennik.
Zauważa także pozytywne zmiany w widzeniu Polski i Polaków przez Niemców nawet na odległej prowincji, w rodzinnym miasteczku Neuhausen, właściwie wioski na pograniczu niemiecko-szwajcarskim. Dzieje się tak za sprawą polskich robotników, którzy przybywają tam rokrocznie w okresie żniw i zdobyli opinię niezwykle solidnych, pracowitych i uczciwych. Takie opinie o Polakach słyszałem w Bawarii, w okolicach Kolonii, w niemieckim zagłębiu szparagowym w okręgu Beelitz. Właściwie wszędzie. W Berlinie niezwykle cenione są polskie sprzątaczki, malarze i mechanicy samochodowi, którzy są nie tylko tańsi, ale i dyspozycyjni - nie patrzą na zegarek z nadzieją, że zbliża się koniec pracy. Ci ludzie zmieniają gruntownie obraz Polski w Niemczech - twierdzi Bert-Christoph Gerhards, dziennikarz z Kolonii, którego interesują zmiany w postrzeganiu Polaków w Niemczech - zaznacza gazeta. (PAP)