ŚwiatAntytarczowa krucjata Rosji - postawiono na argument siły

Antytarczowa krucjata Rosji - postawiono na argument siły

Rosja jako zagrożenie postrzega już samą ideę tarczy antyrakietowej i wykorzysta każdą nadarzającą się okazję, by podważyć zasadność jej budowy. Ostatnio taką "okazją" stało się porozumienie z Iranem ws. programu nuklearnego tego kraju. Moskwa nie ogranicza się jednak do dyplomatycznych sprzeciwów wobec tarczy - planuje mocno dozbroić i unowocześnić swoją armię. Stawia przy tym na wojska rakietowe, bombowce i okręty podwodne - strategiczną triadę sił nuklearnych.

Antytarczowa krucjata Rosji - postawiono na argument siły
Źródło zdjęć: © USAF via PZ

22.02.2014 | aktual.: 23.02.2014 16:10

Zawarte niedawno w Genewie wstępne porozumienie w kwestii irańskiego programu nuklearnego niesie ze sobą skutki między innymi dla budowy bezpieczeństwa europejskiego. Skoro działania Teheranu były głównym powodem umieszczenia na Starym Kontynencie elementów amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, to, jak argumentuje Moskwa, przyjęcie porozumienia czyni projekt bezzasadnym...

Niet!

Rosyjski sprzeciw wobec idei tarczy antyrakietowej nie jest niczym nowym. Moskwa od ponad dekady (od podjęcia przez prezydenta George’a W. Busha w 2001 roku decyzji o rozwoju systemu missile defense) konsekwentnie i stanowczo zgłasza veto wobec tego projektu. Posługuje się przede wszystkim argumentem dotyczącym zachwiania równowagi strategicznej, osławionego zimnowojennego MAD (Mutual Assured Destruction), czyli zasady sprowadzającej się do stwierdzenia: "Kto strzeli pierwszy, umrze jako drugi".

Z perspektywy Zachodu takie rozumowanie wydaje się pozbawionym sensu reliktem przeszłości. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że dla Rosji broń jądrowa jest w zasadzie jedynym wspomnieniem po radzieckim supermocarstwie. To dzięki głowicom w wielu kwestiach zachowuje ona uprzywilejowaną pozycję w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i tym samym może odgrywać znaczącą i aktywną rolę w globalnej polityce bezpieczeństwa, a więc także realizować własne interesy strategiczne. Irańskie porozumienie stało się zatem dla dyplomacji rosyjskiej nowym orężem w antytarczowej krucjacie.

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow stwierdził jednoznacznie, że uzgodnienie porozumienia z Iranem powinno skutkować zrewidowaniem koncepcji umieszczenia w Europie elementów amerykańskiego systemu obrony antyrakietowej. Równie jednoznaczna była odpowiedź sekretarza obrony USA Chucka Hagela: - Porozumienie nie eliminuje potrzeby dalszej budowy systemu, który będzie rozwijany niezależnie od uzgodnień dotyczących irańskiego programu nuklearnego.

W uzasadnianiu potrzeby rozmieszczenia w Europie elementów systemu obrony przeciwrakietowej, zarówno prezydent Bush, jak i Obama, posługiwali się głównie argumentem ochrony przed Iranem. Dla administracji pierwszego z nich potencjalnym zagrożeniem były irańskie rakiety międzykontynentalne (Intercontinental Ballistic Missile - ICBM), przed którymi ochronę miały zapewnić rozmieszczone na terytorium Polski pociski GBI (Ground Based Interceptors). Z kolei jego następca, opierając się na ówczesnych ocenach wywiadowczych, uznał w 2009 roku, że w perspektywie najbliższej dekady zdecydowanie większym zagrożeniem dla interesów Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników będą irańskie pociski krótkiego, średniego i pośredniego zasięgu, a najbardziej obiecującym systemem obrony przeciwko nim - kolejne wersje SM-3, umieszczone zarówno na pokładach okrętów stacjonujących w hiszpańskiej Rocie, jak i w bazach na terytorium Rumunii oraz Polski. Część komentatorów zwracała wówczas uwagę na to, że nowa formuła tarczy może mieć na
celu również poprawienie relacji z Rosją. Ogłoszony w czasie pierwszej kadencji Obamy "reset" i próby wypracowania porozumienia we współpracy z NATO ani o jotę nie przyczyniły się jednak do zmiany rosyjskiego stanowiska w tej sprawie.

Rakietowa moc

Kreml doskonale zdaje sobie sprawę z bolączek trapiących rosyjskie siły zbrojne, czego odzwierciedleniem jest doktrynalne usankcjonowanie możliwości użycia broni nuklearnej w konflikcie konwencjonalnym, który zagrażałby interesom Federacji Rosyjskiej lub któregoś z jej sojuszników. Zapaść lat dziewięćdziesiątych odcisnęła na armii bolesne piętno - mocno okrojony budżet uniemożliwiał zakupy sprzętu nowej generacji, finansowanie prac badawczo-rozwojowych czy choćby utrzymanie odziedziczonej po ZSRR infrastruktury, nie mówiąc już o stanach osobowych poszczególnych rodzajów sił zbrojnych.

W głównej mierze dzięki dochodom z eksportu surowców energetycznych sytuacja w tej dziedzinie od kilku lat ulega systematycznej poprawie, ale braki są wciąż bardzo widoczne. Według zapewnień prezydenta Władimira Putina, w 2014 roku do jednostek ma trafić między innymi 210 samolotów i śmigłowców bojowych, ponad 250 pojazdów pancernych i opancerzonych oraz 40 ICBM, a współczynnik systemów uzbrojenia uznawanych za nowoczesne ma osiągnąć 30 procent ogółu. Do 2020 roku Moskwa na zakupy uzbrojenia i prace badawczo-rozwojowe zamierza wydać równowartość około 700 miliardów dolarów, dzięki czemu współczynnik ten ma wzrosnąć do 70 procent.

Za najbardziej ambitny spośród planów modernizacyjnych można uznać program strategicznych wojsk rakietowych. Do 2021 roku ma zostać wycofanych z linii 98 procent systemów poradzieckich, czyli rakiet SS-18, SS-19 i SS-25.

W służbie pozostaną pociski rodziny SS-27 (Topol-M), a sukcesywnie będą wprowadzane SS-29 (Jars). Należy jednak zwrócić uwagę, że Moskwa ponownie skłoniła się ku idei wykorzystania mobilnych systemów międzykontynentalnych - pociski obu typów występują w wersjach przystosowanych do odpalania zarówno z silosów, jak i platform samochodowych. Również pocisk systemu Rubież, nazwany przez wicepremiera Dmitrija Rogozina "zabójcą systemów antyrakietowych" (według ubiegłorocznych zapewnień miał zostać wprowadzony do służby w roku bieżącym, a obecnie mówi się już raczej o roku 2015), będzie odpalany z wyrzutni samochodowych.

Ponadto na początku kolejnej dekady do strategicznych wojsk rakietowych mają powrócić platformy kolejowe. Według zapewnień dowódcy tych wojsk, generała Siergieja Karakajewa, dzięki wykorzystaniu systemów wielogłowicowych (Multiple Independently Targetable Reentry Vehicle – MIRV) jeden pociąg będzie dysponował siłą ognia pełnej dywizji rakiet. Około 2018 roku w linii mają pojawić się również napędzane paliwem ciekłym pociski Sarmat, które zastąpią najpotężniejsze obecnie w rosyjskim arsenale SS-18 Satan.

Głębokim przeobrażeniom i modernizacji podlega także system dowodzenia i kontroli strategicznych wojsk rakietowych - planowane jest między innymi jego pełne ucyfrowienie. Nowy system ma się charakteryzować większą niezawodnością, zdolnością do szybkiego przeprogramowania celów i pozwolić na wydłużenie promienia działania systemów mobilnych.

Gdy mowa o rosyjskich siłach nuklearnych, nie należy zapominać o pozostałych dwóch elementach strategicznej triady - w grudniu 2013 roku do służby wszedł drugi okręt podwodny klasy Boriej, a seria ośmiu jednostek ma zostać ukończona około 2020 roku. Każdy z okrętów będzie przenosił 16 pocisków SLBM (Submarine-Launched Ballistic Missile) typu Buława. Również do 2020 roku ma być gotowy prototyp nowego bombowca strategicznego PAK DA, następcy używanych obecnie samolotów Tu-95 i Tu-160.

Zobacz również: K-535 Jurij Dołgoruki - nowa potężna broń Rosji.

Rosja nie dysponuje dziś technologiami, które pozwoliłyby jej na stworzenie odpowiednika amerykańskiego programu BMD (Ballistic Missile Defense), czyli wielowarstwowego systemu obrony szczebla zarówno strategicznego, jak i operacyjno-taktycznego. A ponieważ nie wierzy w amerykańskie zapewnienia, że system ten nie będzie rozbudowywany w sposób, który zagroziłby jej potencjałowi, a także wyciąga wnioski z zimnowojennego wyścigu zbrojeń, podejmuje działania mające zagwarantować jej pełną zdolność penetracji, niezależnie od skali i zaawansowania technicznego obrony. Planowana struktura wojsk rakietowych jest jednak odpowiedzią nie tylko na systemy antyrakietowe, lecz także na tak zwane systemy natychmiastowego globalnego uderzenia (Conventional Prompt Global Strike - CPGS). Prace nad takimi systemami trwają w Stanach Zjednoczonych od mniej więcej dekady. Podstawowym założeniem jest zapewnienie zdolności do zlikwidowania dowolnego celu w czasie nieprzekraczającym jednej godziny. Ma to pozwolić na eliminację celów
szczególnie niebezpiecznych lub takich, których lokalizacja znana jest tylko chwilowo. Wśród potencjalnych scenariuszy użycia systemów natychmiastowego globalnego uderzenia wymienia się między innymi atak na państwa zbójeckie, mające broń jądrową i grożące jej użyciem lub przygotowujące atak na amerykańskie satelity, a także uderzenie mające na celu eliminację terrorystów i miejsc składowania przez nich materiałów nuklearnych lub broni masowego rażenia.

Według zapewnień Pentagonu ma to być broń niszowa, liczona w dziesiątkach, a nie setkach egzemplarzy. Moskwa obawia się jednak, że systemy te, w połączeniu ze skuteczną obroną antyrakietową, mogą się okazać idealnym narzędziem pierwszego uderzenia. W takim scenariuszu zdziesiątkowane w wyniku de facto konwencjonalnego ataku strategiczne wojska rakietowe nie byłyby w stanie skutecznie przeprowadzić kontruderzenia.

W rosyjskiej triadzie strategicznej pociski bazowania lądowego odgrywały i nadal odgrywają pierwszoplanową rolę, stąd też nacisk na rozwój systemów mobilnych, znacznie mniej narażonych na ryzyko zniszczenia w wyniku takiego ataku, oraz powrót do pocisków wielogłowicowych, gwarantujących zdolność rażenia maksymalnej liczby celów przy minimalnej liczbie rakiet.

Iskander znów w grze

W połowie grudnia 2013 roku niemiecki dziennik "Bild", rzekomo po analizie posiadanych zdjęć satelitarnych, poinformował o pojawieniu się w obwodzie kaliningradzkim co najmniej dziesięciu wyrzutni pocisków Iskander. Pytany o wiarygodność tych doniesień Siergiej Ławrow, ograniczył się do stwierdzenia, że decyzja o rozmieszczeniu rakiet taktycznych wzdłuż granic z państwami NATO może być podjęta wyłącznie na podstawie aktualnej oceny zagrożeń. Dodał także, że jeśli wojskowi uznają takie posunięcie za zasadne, do nich będzie należeć decyzja o realizacji. - To nic osobistego. Takie są zasady gry - skomentował. Jeszcze bardziej niejednoznaczna była odpowiedź ministerstwa obrony Federacji Rosyjskiej: - System operacyjno-taktyczny Iskander został wprowadzony do wyposażenia wojsk rakietowych i artylerii Zachodniego Okręgu Wojskowego.

Ostatecznie całą kwestię wyjaśnił Władimir Putin, który stwierdził, że decyzja w tej sprawie do tej pory nie zapadła. Prezydent wyjaśnił także, że Iskandery nie są jedynym środkiem odpowiedzi wobec wyzwań, z jakimi przychodzi się mierzyć Rosji. Rozmieszczenie wyrzutni pocisków to jedna z opcji, ale nie jest ona najsilniejsza z możliwych.

Kwestia dyslokacji Iskanderów w najbardziej na zachód wysuniętej części Federacji Rosyjskiej, jaką jest obwód kaliningradzki, pojawia się w przestrzeni publicznej za każdym razem, kiedy jest mowa o European Phased Addaptive Approach, czyli programie obrony USA i sojuszników przed atakiem rakietowym z Iranu, w szczególności zaś o budowie bazy antyrakietowej w Polsce. Sprawą drugorzędną jest rodzaj interceptorów, jakie się w niej znajdą. Te same posunięcia towarzyszyły bowiem planom ulokowania w bazie dziesięciu pocisków GBI czy 24 SM-3 Block IIA.

Moskwa jako zagrożenie postrzega samą ideę tarczy i bez wątpienia wykorzysta każdą nadarzającą się okazję i każdy argument, by podważyć zasadność jej budowy. Retoryka towarzysząca przyjęciu porozumienia irańskiego jest tego doskonałym przykładem.

Rosja w jedynej z możliwych dziedzin chce zachować status państwa równego Stanom Zjednoczonym i za konieczne uważa torpedowanie wszelkiego rodzaju projektów zagrażających temu statusowi, choćby tylko hipotetycznie. Świadomość tego faktu powinna towarzyszyć wszelkim formom "antyrakietowego" dialogu z Moskwą, niezależnie od tego, czy będzie on prowadzony w formule dwustronnej, czy wielostronnej (sojuszniczej).

Rafał Ciastoń, "Polska Zbrojna"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)