ABW ustaliła "gejobombera". Podłożył 14 atrap bomb w stolicy
Podłożenie 14 atrap bomb w Warszawie w 2005 r. było happeningiem zorganizowanym przez jedną osobę, i nie stanowiły zagrożenia o charakterze terrorystycznym – wynika z najnowszego raportu z działalności ABW za rok 2011 r. Zdaniem Agencji domniemany sprawca został ustalony. Jednak warszawscy śledczy nie podzielają entuzjazmu specsłużb, bo osoba ta ma alibi, a jej udziału w serii fałszywych alarmów nie potwierdzają, żadne inne dowody.
07.05.2012 | aktual.: 07.05.2012 12:59
ABW zajmowała się sprawą największego w historii fałszywego alarmu bombowego przez blisko dwa lata. Dopiero teraz, przy okazji publikacji raportu z działalności za 2011 r. zdecydowała się ujawnić rezultaty swojej pracy. Agencja jest przekonana, że udało jej się rozwikłać sprawę i ustalić tożsamość osoby, która kryła się pod pseudonimem "gejobomber”. "W rezultacie wnikliwej analizy materiałów postępowania i weryfikacji dotychczasowych hipotez Agencja stwierdziła, iż jedna i ta sama osoba zarówno podłożyła atrapy bomb, jak i przekazała mediom (…) swój manifest, argumentujący zasadność prowadzonej akcji” – czytamy w raporcie ABW.
Według ustaleń tajnych służb "wydarzenia z roku 2005 r. miały charakter happeningu zorganizowanego przez jednego domniemanego sprawcę, którego dane zostały przekazane prokuraturze”. Zdaniem ABW wydarzenia z października 2005 r. z "całą pewności” nie stanowiły zagrożenia o charakterze terrorystycznym. Agencja przyznała jednak, że prokuratorzy, choć dysponowali ustaleniami ABW nie znaleźli podstaw do ponownego wszczęcia śledztwa.
W warszawskiej prokuraturze okręgowej, która badała sprawę "gejobombera” dowiedzieliśmy się, dlaczego podjęto taką decyzję. – Funkcjonariusze ABW wskazali domniemanego sprawcę, ale nie przekazali dowodów, pozwalających na postawienie tej osobie zarzutów. Przesłuchanie tej osoby w charakterze świadka wykazały, że ma ona alibi. Ponadto przeprowadzone badania antropologiczne nie potwierdziły, że to może osoba nagrana w kafejce internetowej po wysłaniu "manifestu” do redakcji – mówi tvp.info prok. Dariusz Ślepokura, rzecznik stołecznej prokuratury okręgowej.
Z nieoficjalnych informacji, do jakich dotarł portal tvp.info wynika, że osobą wskazaną przez ABW był jeden z warszawskich dziennikarzy. Sprawdzano go bardzo dokładnie, i nie znaleziono nic, co obalałoby jego alibi. Śledczy uznali, że ABW, powinna dalej szukać dowodów i sprawcy.
Śledztwo w sprawie podłożenia 14 atrap bomb w centrum stolicy zostało oficjalnie umorzone przez warszawskich prokuratorów 14 lutego 2008 r. z powodu niewykrycia sprawców. Z uzasadnienia umorzenia śledztwa wynika, że śledczy, szukając sprawcy, dali się oszukać Pawłowi L., siedzącemu w areszcie przestępcy. Aresztant skontaktował się w 2006 r. z ABW i powiedział, że ma wiedzę o „gejobomberze”. Agencja przekazała informację stołecznej policji. Przestępca twierdził, że „gejobomberem” jest Roman W. Policjanci poszli tym tropem, a Roman W. usłyszał w listopadzie 2006 r. zarzut podłożenia atrap. Dalsze śledztwo wykazało, że W. nie ma nic wspólnego z alarmem bombowym, a spisek powstał w głowie L. Na nic zdał się profil psychologiczny oraz odciski palców i ślady dna zabezpieczone na atrapach. Zamachowiec pozostał nieznany.
W śledztwie przesłuchano także Adama Bielana i Michała Kamińskiego, spin doktorów PiS. Niewykluczone, że miało to związek z plotkami, jakoby cała akcja była prowokacją mającą pomóc Lechowi Kaczyńskiemu w II turze wyborów.
20 października 2005 r., na trzy dni przed II turą wyborów prezydenckich centrum Warszawy sparaliżowały informacje o tajemniczych pakunkach znajdowanych m.in. na przystankach tramwajowych, w metrze przy kluczowych rondach. Miasto stanęło w gigantycznych korkach. W sumie policja znalazła 14 paczek, jednak z numerów na pudełkach wynikało, że ładunków powinno być 15. Atrapy były zbudowane według jednego schematu: pudełko z dwoma cylindrami z pianki wypełnionymi saletrą, do tego przewody elektryczne i elektroniczne timery. Całość była włożona do plastikowych reklamówek.
Niedługo po odkryciu atrap do kilku stołecznych redakcji dotarły e-maile z quasi manifestem, że autor fałszywego zamachu chce walczyć z dyskryminacją i homofobią. Wiadomość była podpisana "Brygady PowerGay i Silny Pedał”, dlatego media ochrzciły zamachowca mianem "gejobombera”. Listy wysłano z kafejki w stołecznym centrum handlowym. Monitoring w budynku uwiecznił młodego mężczyznę, który rozsyłał manifest. Nie udało się go zidentyfikować, ponieważ na głowie miał czapkę bejsbolówkę i naciągnięty kaptur. Nie pomogły plakaty na mieście ani oferta nagrody.
Więcej na www.tvp.info