25 lat więzienia dla zabójcy sąsiadów
Krakowski Sąd Apelacyjny skazał na karę 25 lat pozbawienia wolności Andrzeja K., oskarżonego o zastrzelenie przed ośmiu laty dwóch sąsiadów i ciężkie zranienie sąsiadki.
13.10.2009 18:45
Jednocześnie sąd zastrzegł, że Andrzej K. może starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie nie wcześniej niż po odbyciu 24 lat kary. Wyrok jest prawomocny.
Był to już drugi proces w tej sprawie. W pierwszym procesie Andrzej K. został skazany na karę dożywocia i wyrok ten utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny. Wyrok ten "co do kary" uchylił jednak w wyniku kasacji Sąd Najwyższy - uznając jednocześnie, że wina oskarżonego została udowodniona.
W ponownym procesie Sąd Okręgowy w Krakowie znowu skazał oskarżonego na dożywocie. Wyrok ten w wyniku odwołania oskarżonego zmienił we wtorek Sąd Apelacyjny.
Do zabójstwa doszło 27 września 2001 roku w centrum Krakowa. Andrzej K. zastrzelił na klatce schodowej dwóch sąsiadów: Artura R. i jego ojca Jana, oraz ciężko postrzelił Agnieszkę R., żonę Artura, która została sparaliżowana i po kilku latach zmarła. Jak ustaliła prokuratura, tłem była nienawiść oskarżonego do sąsiadów, którzy kupili mieszkanie w jego kamienicy, i zatargi dotyczące poddasza.
Do ataku doszło po procesie cywilnym, w którym sąd oddalił wniosek Andrzeja K. dotyczący kwestii własnościowych dokonanej przez niego nadbudowy. Oskarżony wysłał żonę z małymi dziećmi do rodziny, zabrał broń, cztery magazynki nabojów i usiadł na schodach czekając na wracających z sądu sąsiadów. Kiedy zjawili się pod drzwiami swojego mieszkania, zaczął do nich strzelać. Dwaj mężczyźni zginęli na miejscu, młoda kobieta została ciężko ranna.
W obu procesach przed sądem oskarżony nie przyznał się do winy. Z jego wyjaśnień wynikało, że sam czuje się ofiarą swoich sąsiadów, którzy "utrudniali mu spokojne życie i chcieli, żeby umarł na serce".
Biegli nie dopatrzyli się u niego cech choroby psychicznej. Uznali, że podczas zdarzenia rozumiał znaczenie swojego postępowania, ale miał znacznie ograniczoną możliwość pokierowania nim.
W listopadzie 2008 roku w drugim procesie sąd pierwszej instancji przyjął, że Andrzej K. działał z niskich pobudek zasługujących na szczególne potępienie, czyli z zemsty. Ponadto uznał, że manipuluje on faktami i usiłuje zacierać granice między dobrem a złem, nie ma w nim skruchy ani chęci poprawy, dlatego wymaga całkowitej izolacji od społeczeństwa. Orzeczony wtedy wyrok dożywocia zmienił Sąd Apelacyjny.
W wyroku apelacyjnym sąd uwzględnił orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z kwietnia br., na mocy którego m.in. skreślono z kodeksu karnego par. 2 art. 148, mówiący o zabójstwie ze szczególnym okrucieństwem i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie.
Apelację od dożywocia składał Andrzej K., domagając się uznania, iż działał w "skrajnie głębokim afekcie". - To prawda, że moja ręka trzymała broń, ale to nie moja wolna wola kierowała zdarzeniem. To jest po prostu nieszczęście dla wszystkich, a nie umyślne zabójstwo - mówił w ostatnim słowie na poprzedniej rozprawie. Po raz pierwszy przyznał także, że wydarzenia z września 2001 roku są tragedią dla niego, dla jego rodziny i dla rodziny ofiar; i że jest mu "bardzo przykro, że tak tragicznie wszystko się potoczyło".